Wygrany turniej prekwalifikacyjny w Gliwicach to dopiero pierwszy krok polskich koszykarzy na trudnej drodze do igrzysk w Paryżu. Jak odebrał pan wygraną drużyny z wymagającą reprezentacją Bośni i Hercegowiny?
Radosław Piesiewicz: To był niesamowity dreszczowiec, który na koniec dał kibicom dużo szczęścia i radości. Fantastyczna gra naszych zawodników. Udowodnili po raz kolejny, że są niesamowici i potrafią wygrywać ze wszystkimi. Bardzo mnie to cieszy. Nie ukrywam, że pojawiły się łzy radości. Gramy dalej. Głęboko w nich wierzę.
W kwietniu został pan prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego, od dawna jest pan prezesem PZKosz, a teraz koszykarze zagrają w bezpośrednich kwalifikacjach olimpijskich. Gdyby udało im się awansować na igrzyska Paryż 2024, byłby to pierwszy taki wyczyn polskiej męskiej reprezentacji od 1972 roku, gdy drużyna trenera Witolda Zagórskiego awansowała na igrzyska w Monachium. Do Moskwy w 1980 roku dostaliśmy się „awaryjnie”, po wycofaniu się bojkotującej turniej reprezentacji Portoryko. Czym byłby dla pana awans koszykarzy na igrzyska w Paryżu?
Czymś naprawdę wyjątkowym. Tego się nie da opisać prostymi słowami. Byłoby to ogromne przeżycie. Dla drużyny - wielki sukces wywalczyć awans na igrzysk po 52 latach, a dla mnie - największa radość. Zawodnicy i trener Igor Milicic daliby mi najwspanialszy prezent, jaki mógłbym sobie wyobrazić. Nie ukrywam, że już złożyliśmy w FIBA aplikację, aby jeden z przyszłorocznych turniejów kwalifikacyjnych do igrzysk zorganizować w Polsce. Nie jesteśmy bez szans, bo polska federacja liczy się w Europie, finansowo i organizacyjnie jest bardzo silna.
Jak pan na gorąco oceni grę biało-czerwonych w gliwickim turnieju?
Po czwartym miejscu w ubiegłorocznym Eurobaskecie, to my jesteśmy dzisiaj faworytami w każdym meczu. Nie boję się żadnej reprezentacji, z którą gramy. Musimy to po prostu udowadniać w na boisku. Czasami wygrywamy dobrą obroną, czasami świetnymi spotkaniami w ataku. Trzeba znaleźć słaby punkt u rywala i to wykorzystać, a trener Igor Milicic z zawodnikami potrafią to zrobić.
Przed przyszłorocznym turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk można spodziewać się jeszcze silniejszego składu reprezentacji Polski. Chęć gry w niej deklaruje Jeremy Sochan, jedyny Polak w NBA. Wchodzi też w grę naturalizacja amerykańskich koszykarzy. Jaka jest sytuacja starającego się o polskie obywatelstwo Jonaha Matthewsa, byłego gracza Anwilu Włocławek, wyróżniającego się na europejskich parkietach ligowych?
W piątek wysłaliśmy rekomendację do ministra sportu, który poprosił o uzasadnienie przyznania paszportu, ponieważ wszystkie dokumenty znajdują się już u prezydenta. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu te ostatnie rekomendacje też będą leżały na biurku pana prezydenta i nie ukrywam, że liczymy na jego podpis. Będziemy się też starali, żeby paszport dostał także zawodnik NBA Brandin Podziemski. Jesteśmy po rozmowach z nim, bezpośredni kontakt utrzymują pan Rafał Juć i dyrektor reprezentacji Łukasz Koszarek. Nie ukrywam, że sam też wybieram się do niego. On jest bardzo chętny do gry w reprezentacji, a jego tata i dziadek zdeterminowani. Chcielibyśmy, żeby mógł zagrać już w przyszłorocznych kwalifikacjach do igrzysk. Tu procedura przyznania obywatelstwa będzie dużo łatwiejsza, ponieważ ma on polskie korzenie.
Rozmawiał Marek Cegliński(PAP)
