Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani Lucyna myślała, że może zjadła coś nieświeżego. Zmarła po paru dniach

Katarzyna Piojda
Taką panią Lucynę zapamiętają jej bliscy - uśmiechniętą, konkretną, przebojową.
Taką panią Lucynę zapamiętają jej bliscy - uśmiechniętą, konkretną, przebojową. archiwum prywatne
Panią Lucynę zaczął boleć brzuch. Myślała, że może zjadła coś nieświeżego. Myliła się, bo to było coś znacznie gorszego. Kobieta zmarła po paru dniach.

Wszystko zaczęło się pod koniec 2017 roku. Właściwie - od niewinnej zabawy. - Żona z córką bawiły się i mała przypadkiem uderzyła żonę w pierś - wspomina pan Artur.

Bolało. Nie przestawało. Gdy kobieta wkładała stanik, wyczuła guza. - Poszliśmy z Lucyną do lekarza. Zrobił prześwietlenie - opowiada dalej mąż. - Okazało się, że to rak piersi. W połowie grudnia 2017 roku żona miała zabieg operacyjny. Guza usunięto, ale piersi nie trzeba było. Teraz tak sobie myślę, że gdyby żonie wówczas amputowano pierś, wszystko dobrze by się potoczyło.

Życie napisało jednak inny scenariusz. - Po usunięciu guza Lucyna przeszła cztery bloki chemioterapii. Miała też radioterapię, czyli naświetlanie miejsca, w którym wcześniej znajdował się guz - opowiada bydgoszczanin.

Zobacz także: Przez 500 plus podrożeją atrakcje turystyczne? ZOO i muzea będą kosztować o wiele więcej? 500 plus zaczyna zbierać żniwo

Kobieta czuła się dobrze. I tak samo dobrze wyglądała. Nikt by nie pomyślał, że kilka tygodni wcześniej nosiła w sobie raczysko. Zadbana, uśmiechnięta babeczka. Potrafiła żartować sama z siebie. Gdy zaczęła tracić włosy, mówiła, że zakłada klan Kojaka (w latach 80. leciał kultowy serial „Kojak”, w którym tytułową rolę grał zupełnie łysy aktor, Telly Savalas - przyp. red.).

Z uwagi na stan zdrowia oraz częste kontrole lekarskie, pani Lucyna musiała zrezygnować z pracy, a pracowała jako ekspedientka. Miała niebawem awansować. Otrzymała propozycję pracy w innym sklepie. Miała zostać kierowniczką otwierającego się marketu, ale epizod z rakiem pokrzyżował plany.

Jedynym źródłem dochodu 4-osobowej rodziny stały się zarobki męża. Pieniędzy ubywało. Małżonkowie zdecydowali bowiem, że nie mogą sobie pozwolić na czekanie miesiącami na konsultacje lekarzy zakontraktowanych przez NFZ, ponieważ to byłoby ryzykowne w przypadku pani Lucyny. Postanowili korzystać z prywatnych wizyt i prywatnej diagnostyki. Bo szybciej.

Pan Artur jest zawodowym kierowcą. Najpierw pracował w PKS. Potem, gdy zaczęło brakować pieniędzy na kolejne wizyty żony u lekarzy i na raty kredytu mieszkaniowego - zmienił firmę, ale nie branżę. Został kierowcą tira na międzynarodowych trasach.
Zaczął lepiej zarabiać. Coś jednak za coś. Średnio 10 dni przebywał poza domem, a później na parę dni do niego zjeżdża.

Na głowie 42-letniej pani Lucyny było prowadzenie domu i wychowywanie dwójki dzieci. Miłosz ma 9 lat i chodzi do drugiej klasy podstawówki. 6-letnia Zuzia - do przedszkola.

- Wszystko było na dobrej drodze - kontynuuje mąż. - Lucynka chciała założyć coś w rodzaju grupy wsparcia dla kobiet, które przeszły to, co ona. Na razie musiała jednak skupić się na sobie. Udzielała się w szkole syna i przedszkolu córki. Dobrze się czuła.

Rzadko kiedy skarżyła się; jedynie na ból kości.

7 marca tego roku rodzina zjadła pizzę. Po chwili 42-latka zaczęła uskarżać się na ból brzucha. - Myślała, że z przejedzenia albo że coś jej w tej pizzy zaszkodziło - dodaje pan Artur.

Ból nie ustępował. - Nazajutrz pojechaliśmy na USG. Badanie wykazało trzy guzy na wątrobie. Wyszło na jaw, że to przerzuty.

Guzy były nieoperacyjne, a rak zaatakował również węzły chłonne. Bydgoszczanka do końca czuła się prawie normalnie, jedynie brzuch cały czas ją nienaturalnie bolał. Mocno spuchł.

Trafiła do Centrum Onkologii w Bydgoszczy. - Ostatni raz rozmawiałem z Lucyną nocą z 10 na 11 kwietnia. Około pierwszej w nocy. Byłem wtedy w pracy, w trasie. Obiecała, że gdy za parę godzin ją wypuszczą, to do mnie zadzwoni.

Nie zadzwoniła już.

Stan pacjentki błyskawicznie się pogorszył. Rodzina załatwiła jej transport karetką do szpitala im. Biziela. Żona trafiła do tego drugiego szpitala tej samej nocy. Zmarła nad ranem, o 8.15.

Mąż o śmierci nie wiedział. - Żona się nie odzywała, nie odbierała telefonu. Miałem złe przeczucia, więc napisałem sms-a do szwagierki. Dostałem odpowiedź.

Lucyna już nie żyła.

Szef firmy transportowej, w której pan Artur jest zatrudniony, z jeszcze jednym pracownikiem pojechali do mężczyzny. Chodziło przecież o jego bezpieczeństwo i bezpieczeństwo innych na drodze. Dowiadując się o śmierci najbliższej osoby, kierując ciężarówką, mógł różnie zareagować. Choćby spowodować wypadek. Zachował jednak przytomność.

W wypisie żony ze szpitala, w rubryce „przyczyna zgonu” wpisano: zator płucny.

42-latka zmarła dwa tygodnie temu w czwartek, a od razu w sobotę zorganizowano pogrzeb. - Pochowaliśmy ją w Cekcynie, w jej rodzinnych stronach. Takie miała życzenie - cicho mówi wdowiec.

Po 22 latach wspólnego życia próbuje teraz poukładać rozsypane puzzle. Zuzia po śmierci mamy niewiele się zmieniła. Jeszcze chyba nie rozumie, że mamy już z nimi nigdy nie będzie. Miłosz, jak na swoje 9 lat, jest bardzo dojrzały. - Wiedział i o chorobie mamy, i o długach - podkreśla tata.

Długi są i to niemałe. - Gdy przed laty kupowaliśmy mieszkanie, zaciągnęliśmy kredyt we frankach. Te franki nas dobiły. Spłacaliśmy, a do spłaty pozostało tyle, ile było na początku. Tak się załatwiliśmy.

Doszły pożyczki. - Zaciągaliśmy chwilówki na leczenie Lucyny - przyznaje wdowiec. - Przykładowo: pożyczyliśmy 3 tysiące, ale oddać trzeba 7 tysięcy.

Komornik, który pukał już do drzwi, na razie jest cicho. Rodzina podpisała układ ratalny i spłaca kredyt za mieszkanie, ale to może być cisza przed burzą.

- Kiedyś komornik już groził, straszył zajęciem mienia. Historia może się powtórzyć. Miłosz czasem po wyjściu komornika siadał z nami przy stole i pytał: „a my stracimy nasze mieszkanie?”

Pan Artur potrzebuje przynajmniej 40 000 złotych, żeby wyjść na prostą. Rodzina pomaga wdowcowi i jego dzieciom. To nadal kropla w morzu potrzeb. Kto może, niech dołączy do akcji. Zbiórka jest prowadzona na portalu zrzutka.pl >>> TUTAJ <<<

Przeczytaj także: Zmiany w Kodeksie Drogowym 2019. Sejm przyjął ustawę o cofaniu licznika. Będą wysokie kary!

W ciągu trzech tygodni trzeba zebrać 20 000 (pozostałą kwotę już udało się zebrać), żeby pan Artur miał spokój z komornikiem. Na razie z dziećmi jest jeszcze w Cekcynie. Niedługo wrócą do domu w Bydgoszczy i normalnego życia.

TUTAJ TRWA ZBIÓRKA: >> kliknij <<

4 lutego zeszłego roku, w Światowy Dzień Walki z Rakiem, pani Lucyna na Facebooku zachęcała do badań i umieściła wpis: „Na razie idzie mi dobrze . Jeszcze 3 chemie, radioterapia i hormonoterapia i żegnaj potworze”.

Potwór, jednak powrócił i ją zabrał.

Flash INFO, odcinek 12 - najważniejsze informacje z Kujaw i Pomorza.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pani Lucyna myślała, że może zjadła coś nieświeżego. Zmarła po paru dniach - Gazeta Pomorska