Jarosław Kaczyński celnie punktował swojego kontrkandydata podczas debaty. - Ja nie muszę deklarować, ja działam - stwierdził Bronisław Komorowski.
To był jeden z bardziej gorących dni kampanii prezydenckiej. Nie tylko ze względu na pogodę, ale głównie za sprawą wieczornej debaty obu kandydatów. Na początku dnia PiS zarzuciło premierowi Donaldowi Tuskowi, że wikła służby mundurowe w kampanię prezydencką. Przypomnijmy, że kilka dni temu premier wysłał do służb list, w którym zapewnia, że rząd nie zmierza do odebrania przywilejów tej grupie. Jarosław Zieliński z PiS, podczas konferencji prasowej z udziałem policjantów związkowców, stwierdził, że list to forma agitacji na rzecz Bronisława Komorowskiego.
<!** reklama>Marszałek Komorowski uderzył natomiast w swojego kontrkandydata spotem wyborczym. Utrzymany w formie debaty telewizyjnej 2-minutowy filmik przedstawia wymianę argumentów Jarosława Kaczyńskiego z... Jarosławem Kaczyńskim. Zmontowano w nim sprzeczne wypowiedzi prezesa PiS, m.in., na temat stosunku do lewicy i walki politycznej.
Wczoraj o godzinie 20 Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński starli się podczas prawdziwej debaty telewizyjnej - ostatniej podczas kampanii. Obaj rozpoczęli mocno. W czasie odpowiedzi na pierwsze pytanie, Komorowski wstał i zaproponował Kaczyńskiemu uściśnięcie dłoni na znak porozumienia (kandydaci przywitali się jeszcze przed wejściem na antenę). Prezes PiS uścisnął dłoń Komorowskiego. Kiedy przyszedł czas na odpowiedź Kaczyńskiego, kandydat PiS również wstał i położył przed Komorowskim dokument rządowy, w którym - jego zdaniem - stwierdzone jest, że istnieje Polska kilku kategorii. Prezes PiS nawiązał w ten sposób do wypowiedzi swojego kontrkandydata, że nie ma Polski A i B.
Politycy zostali zapytani na początku o możliwość współpracy obu środowisk, które reprezentują. Przywołana została postać Janusza Palikota. Bronisław Komorowski przeprosił swojego kontrkandydata za dotychczasowe zachowanie posła z Lubelszczyzny (Palikot nie próżnował, w czasie debaty zorganizował przed siedzibą TVP happening i zaśpiewał piosenkę pt. „Nie zagłosuję na Jarka, bo zbyt cię kocham, Ojczyzno”).
- Czy jest możliwy dialog i rozmowa? Ja nic nie deklaruję, nie zapowiadam, ja to robię - stwierdził Komorowski i podał przykłady: stworzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego i powołanie na stanowisko szefa NBP Marka Belki - osoby spoza środowiska PO. Jarosław Kaczyński zapytany o to, czy mógłby się pogodzić np. z Lechem Wałęsą, początkowo nie odpowiedział na to pytanie. Ostatecznie stwierdził: - Wyciągnę rękę do każdego. Do Lecha Wałęsy też.
Mimo że debata nie przewidywała zadawania przez kandydatów pytań, doszło do kilku ostrych wymian. Jarosław Kaczyński częściej niż podczas dwóch poprzednich spotkań zaczepiał Bronisława Komorowskiego, był pewny siebie. Wypomniał marszałkowi głosowania w Sejmie, m.in. przeciwko pieniądzom na mleko dla uczniów. - Może pan w domu był sprawiedliwy, ale, niestety, wobec społeczeństwa był pan liberałem - powiedział. Bronisław Komorowski nie zgodził się z tymi zarzutami. - Zawsze pan obiecuje pieniądze, ale nigdy pan ich nie daje - stwierdził. Zadeklarował też, że po zwycięstwie nie będzie meldował nikomu „wykonania zadania”, nawiązując w ten sposób do słów Lecha Kaczyńskiego z 2005 roku. - Chciałbym zaapelować do pana Komorowskiego, by zmarłych pozostawił w spokoju - odparł Jarosław Kaczyński. Zarzucił też Komorowskiemu zależność od Donalda Tuska.
Na koniec debaty Komorowski zaproponował wspólne podpisanie konstytucji RP, która zostanie zlicytowana przez WOŚP. Jarosław Kaczyński podpisał się, chociaż musiał pożyczyć od marszałka długopis. - Panie prezesie! Panu bym dał dwa długopisy. - Tak? Wystarczy jeden - odparł prezes PiS.
Opinia po debacie
Druga debata była mocno upolityczniona, raczej zwracano uwagę na różnicę między PO i PiS, mało mówiono o samych koncepcjach kandydatów. Zwracali się oni raczej do swoich elektoratów, obaj mówili na dość dużym poziomie ogólności. Komorowski starał się zatrzeć obraz kandydata mało merytorycznego, poprzez wplatanie w swoje odpowiedzi konkretnych danych, nazwisk, choć udało mu się to tylko częściowo. Nie pojawiło się jednak nic nowego - został utrzymany ton całej dotychczasowej kampanii, szczególnie u Kaczyńskiego, który nadal odpowiadał na pytania w sposób zrównoważony. W przekazie zabrakło wyraźnego odbiorcy, aczkolwiek obaj starali się walczyć o głosy mieszkańców wsi. Cała debata była dość wyrównana. Jednak trochę aktywniejszym rozmówcą był Komorowski. Patrząc na propozycje przyszłej prezydentury najciekawsza była właśnie jego wypowiedź, w której zadeklarował pełnienie urzędu ponad podziałami, odpierając skutecznie zarzuty mówiące o „kupowaniu” elektoratu lewicy przez nominację Belki na prezesa NBP, zamieniając je w argument dowodzący chęci współpracy pomiędzy różnymi opcjami politycznymi.
dr Patryk Tomaszewski, politolog, UMK