https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni haust radości Tomka G.

Tomek, zwany przez przyjaciół Tamakiem albo Buzonem, zjawia się w gabinecie dyrektorki około południa. Lekko potargane włosy, błysk w oku, pogodny nastrój. Cały on.

Koronowo, 10-tysięczne, malowniczo położone miasteczko nad Zalewem Koronowskim. Poprawczak dla dziewcząt, liceum, zawodówka, więzienie dla recydywistów, dyskoteka, kilka knajp, kilku dilerów, u których można kupić każdy narkotyk, jedna karetka pogotowia na całą gminę. Typowa prowincjonalna mieścina. Trochę zabytkowych kamienic, wąskie, kręte uliczki, ryneczek, na którym nic się nie dzieje. Tylko latem atmosfera trochę się ożywia, za sprawą turystów oblegających okoliczne miejscowości wypoczynkowe. Bo samo Koronowo do kurortów raczej się nie zalicza.

<!** Image 2 align=left alt="Image 1863" >Poniedziałek, 27 czerwca, dzień rozdania świadectw maturalnych. W koronowskim liceum szał radości, bo tak świetnego wyniku nikt się nie spodziewał: na 91 osób tylko 6 nie zdało. Pod budynek szkoły od rana podjeżdżają samochody, na skwerze przed wypożyczalnią sukien ślubnych gromadzą się grupki młodzieży z bukietami kwiatów. W powietrzu unosi się zapach radości.

Tomek, zwany przez przyjaciół Tamakiem albo Buzonem, zjawia się w gabinecie dyrektorki około południa. Lekko potargane włosy, błysk w oku, pogodny nastrój. Cały on.

- Tylu uczniów się wtedy przewinęło. Tomka dokładnie nie pamiętam. Jak wszyscy usiadł na krześle, podpisał odbiór świadectwa, dostał pamiątkową teczkę ze zdjęciem swojej klasy i z tym poszedł do domu. Miał przyszłość przed sobą - dyrektor Dorota Makowska nie musi się wychylać. Ze swojego miejsca za biurkiem ma dobry widok na kościół farny. Młodzież już czeka. Znowu mają kwiaty. Ale radość gdzieś prysnęła.

Nikt się nie śmieje

Tuż przed 20.00 Eugeniusz Rasz, właściciel osiedlowego baru piwnego Corrida, wychodzi na zewnątrz, żeby posprzątać na stolikach. Ruch jest duży. Grupka młodych ludzi od godziny sączy pod parasolami piwo - oblewają maturę i początek wakacji. Ale coś jest nie tak.

Rasz: - Nigdy się nie upijał. Czasem wpadał na dwa, góra trzy piwka. Kiedy było mało klientów, grywaliśmy w szachy. Umiał chłopak myśleć.

Tym razem Tomek jest bez kontaktu. Jego głowa opada bezwładnie na blat stolika. Chłopak coś majaczy. Część ludzi opuszcza bar. Ci, którzy zostali, próbują połączyć się z pogotowiem. Bez skutku. Kiedy Rasz proponuje, że zadzwoni na policyjny numer alarmowy, żeby wezwać pomoc medyczną, kręcą głowami.

- Słabł w oczach. Jakby nie mógł oddychać - pamięta właściciel baru. Tomek chce iść do domu, ale nie może się podnieść. Pięć osób bierze go pod ręce i wyprowadza na ulicę. Po drodze chłopak dostaje drgawek. Wygląda to jak klasyczny atak epilepsji. Przyjaciele wpadają w panikę. Kiedy przyjeżdża lekarz i pada pytanie o narkotyki, nikt nic nie wie.

Lekarz ratownictwa medycznego wezwany do Tomka: - Pytałem ich, braliście coś? Nie. Wszyscy zaprzeczyli. Pacjent był momentami przytomny. Na chwilę wracała mu świadomość. Mówił, że wypił dziewięć piw i chce iść do domu, że się położy, wyśpi, a rano wszystko będzie w porządku.

Co ich zabiło?

Z minuty na minutę stan Tomka się pogarsza. Karetka zabiera go do Bydgoszczy z wstępnym rozpoznaniem padaczki. W izbie przyjęć chłopak dostaje trzech napadów.

Halina G., matka Tomka (opuchnięte od płaczu oczy): - Początkowo lekarze przekazali mi, że syn się upił i że do rana wytrzeźwieje. Ale dwie godziny po zabraniu go dostałam telefon, że stan jest ciężki, a Tomka przeniesiono na intensywną terapię.

<!** Image 3 align=right alt="Image 1864" >W barze Corrida wszystko wraca do normy. Rasz znowu wychodzi pod parasole opróżnić popielniczki, ale w progu omal nie przewraca się przez klęczącego mężczyznę. To Igor K., 27-latek handlujący samochodami. Znany w miasteczku ze słabości do używek. Znajomi podnoszą go z ziemi i odwożą do domu na ulicę Farną. Około 21.00 wzywają karetkę. Ekipa z pogotowia zastaje mężczyznę głęboko nieprzytomnego, widać ślady wymiocin. Wtedy ktoś ze stojących nad Igorem ludzi zwraca się do zaskoczonego lekarza: - Ten poprzedni też brał amfetaminę.

W szpitalu pobierają mocz do badania. Wynik jest szokujący: poziom amfetaminy tak wysoki, że dawką można by obdzielić trzy osoby. Ta wiedza jednak niczego nie wnosi, bo Igor nie ma objawów przedawkowania amfetaminy. Podobnie jak Tomek (w którego krwi też buzuje amfetamina) ma problemy z oddychaniem i krążeniem, jego serce nie chce bić. W pewnym momencie lekarze odnotowują dwa uderzenia na minutę. Igor odchodzi kilka godzin po północy, a we wtorek przed południem zatrzymuje się serce Tomka. Diagnoza - zgon z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej.

Dwa portrety z pamięci

- On zarażał optymizmem. Zawsze był na „tak”. Podwiózł swoim zielonym tico, pożyczył pieniądze, z każdym pogadał. To był koleś, który niczym się nie przejmował, ale też nie miał żadnych problemów - przyjaciele Tomka są wytrąceni z równowagi. Wiedzą, co go zabiło, ale nie chcą w to uwierzyć.

- Tamak nigdy nie brał narkotyków. Nie on. Lubił ostrą jazdę samochodem, był ekstrawagancki, ale nigdy nie ćpał. Proszę o nim nie pisać, że zaćpał się na śmierć, bo to nieprawda.

Igor K. to postać z przeciwległego bieguna. Absolwent zawodówki, żonaty, od kilku miesięcy bezrobotny. Na pierwszy rzut oka nieprzystępny, trudny w kontakcie. Przeciwieństwo Tomka.

Mówią ludzie znający Igora: - Od kilku miesięcy chodził naćpany albo pijany. Dwa tygodnie przed śmiercią skombinował skądś broń i strzelał z samochodu w las. Miał chyba jakieś problemy, bo wyglądał, jakby go ktoś pobił. Kogoś szukał, chciał się z kimś policzyć. Nie handlował prochami, ale miał do nich słabość, wiedział, gdzie coś załatwić, miał szerokie kontakty. Krótko mowiąc, prowadził niehigieniczny tryb życia. Żona i rodzice Igora K. nie chcą rozmawiać. Ojciec, postawny, siwy mężczyzna o łagodnej twarzy: - Co się stało? Syn umarł.

Czemu nikt go nie ostrzegł?

- Tomek nie przyjaźnił się z Igorem. Pierwszy raz zobaczyłam go w niedzielę wieczorem, dzień przed śmiercią syna. Na drugi dzień Mateusz wywołał syna z domu około 19.00, a na rogu już czekał Igor.

Mateusz M., student, zapalony informatyk. Jest zdruzgotany. Nie chce rozmawiać. Twierdzi jedynie, że zostawił Tomka z Igorem i dołączył do nich później. Za późno.

Przyjaciele Tomka: - Od ludzi, którzy byli w Corridzie, wiemy, że najpierw wzięli gram amfetaminy na dwóch, a potem popili piwem tabletki obniżające ciśnienie. Tomek wziął 7 albo 9 a Igor chyba 13 sztuk.

Jak wynika z informacji od lekarzy, właśnie te tabletki zabiły Igora i Tomka. Mógł to być popularny lek nasercowy propranolol. Mężczyźni dziesięciokrotnie przekroczyli dawkę leczniczą.

Dyrektorzy koronowskich szkół mowią, że to był zimny prysznic. Dotąd nie dostrzegali w swoich szkołach problemu narkotyków.

- Skoro z przedawkowania zmarł jeden z naszych uczniów, to chyba narkotyki w szkole są. Ale naprawdę tego nie widać - dyrektor Makowska jest zakłopotana. Nie wie, jak to wszystko sobie poukładać.

Matka Tomka ma żal do jego kolegów: - Wiedzieli, kim jest Igor. Dlaczego syna nie ostrzegli?

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski