Niektórzy pogardliwie (a może tylko żartobliwie?) określają te sklepy mianem lumpeksów, szmateksów lub wyciągalni.
<!** Image 2 align=right alt="Image 78223" sub="Aby wśród tylu rozmaitych ciuchów wyszukać coś naprawdę fajnego, trzeba mieć dobre oko i cierpliwość Fot. Jacek Smarz">Kupowanie ubrań w takich miejscach jednak zawsze miało swoich zagorzałych zwolenników i przeciwników.
Od wstydu do dumy
Pierwsze polskie sklepy typu sacond-hand nie kojarzą się nam zbyt dobrze, gdyż pobyt w nich nie należał do przyjemności. Mieściły się przeważnie w małych lokalach w trudno dostępnych punktach w głębi osiedli. Na środku sklepu sprzedawczynie wystawiały foliowe worki z byle jak poupychanymi ubraniami, na dodatek często brudnymi i zniszczonymi. Nad tym wszystkim unosił się specyficzny zapach środków dezynfekujących i kurzu. Ludzie wstydzili się przyznawać, że kupują tam ubrania. Dzisiaj coraz więcej osób otwarcie mówi, że chodzi do second-handów, bo można tam kupić nie tylko tanią, ale także niepowtarzalną, a niekiedy nawet markową odzież.
- Uwielbiam odwiedzać ciuchlandy, bo wiem, że dzięki ubraniom, które tam znajdę, będę wyglądała inaczej niż wszyscy. Nie spotkam kilku osób w takiej samej jak moja bluzce, spódnicy czy kurtce. Chodzę z koleżankami do second-handów kilka razy w tygodniu i zawsze coś ciekawego „upoluję” - zwierza się Agnieszka Kaczorowska, uczennica toruńskiego gimnazjum.
<!** reklama>- Od trzech lat prowadzę sklep i zauważam, że klienci przestali się wstydzić i przełamali psychiczne bariery. Ludzie kupują dużo różnych ubrań, zwłaszcza zimą i wiosną. W okresie karnawału szczególnie poszukiwane są suknie wieczorowe - mówi właściciel toruńskiego sklepu z odzieżą używaną, Dariusz Górny.
Najwięcej osób pojawia się w dniu wyłożenia nowego towaru. Wtedy wizyta w takim sklepie przypomina polowanie, a każdy klient obok nas jest potencjalnym konkurentem.
Jak radzą stałe bywalczynie, należy szukać szczegółowo i intensywnie. Trzeba też być spostrzegawczym. Przyda się również odrobina szczęścia. Niektórzy potrafią siedzieć w sklepie godzinami, aż upolują świetny „ciuch” po atrakcyjnej cenie. Nie wszystkim jednak odpowiada taka forma zdobywania ubrań.
Bój o strój
- Nie chodzę na zakupy, kiedy wykładany jest nowy towar. Można wprawdzie wtedy wyszukać sporo fajnych ubrań, ja jednak nie lubię tłumu przepychających się ludzi. Wolę przyjść w kilka dni po dostawie i spokojnie obejrzeć interesujące mnie rzeczy - mówia studentka socjologii UMK, Anna Smułka.
- Dużo klientów, między innymi z okolicznych wsi, pojawia się również w ostatni dzień przed dostawą, kiedy ubrania kosztują złotówkę. Nabywają wtedy po kilka sztuk odzieży - dodaje Dariusz Górny.
Do tego typu sklepów przychodzą różni klienci, zarówno nastolatki, dla których jest to dobra okazja, żeby tanio kupić jakieś atrakcyjne ubrania, jak i panie nieco starsze, które pragną nabyć jakąś gustowną, oryginalną odzież.
- U mnie zaopatrują się przeważnie stałe klientki. Są to panie, które szukają eleganckich ubrań. Już od dawna prowadzę sklep i przez te wszystkie lata wyrobiłam sobie markę. Panie wiedzą, że u mnie zawsze dostaną towar najwyżej jakości, a przy tym - wyprany i pachnący, taki, że mogą przebrać się w daną rzecz i wyjść w niej od razu na ulicę - mówi właścicielka second-handu z Bydgoszczy, Małgorzata Chlebowska.
Przeważnie klientami sklepów z używaną odzieżą są kobiety, zdarzają się jednak i panowie.
- Od czasu do czasu kupuję jakieś bluzy i spodnie w second-handzie. Przydają się, gdy naprawiam auto albo koszę trawnik - stwierdza technik z Bydgoszczy, Paweł Rakoca.
Towar do second-handów przywożony jest z zagranicy w wielkich workach. Nie jest nigdzie sortowany, dlatego wśród ubrań zdarza się znaleźć wiele innych przedmiotów.
Versace ze szczoteczką
- Sprzedawczynie opowiadają mi, że znajdują m.in. pieniądze, zegarki czy biżuterię. Czasami zdarzają się naprawdę dziwne rzeczy. Ostatnio w paczce ekspedientki odkryły masło, oliwki i krem czekoladowy - z ważnymi terminami przydatności do spożycia oraz... używaną szczoteczkę do zębów. Cokolwiek to będzie, my zwrotów nie przyjmujemy - śmieje się kierownik hurtowni z używaną odzieżą, Dawid Jackowski. - Niekiedy wśród ubrań trafiają się całkiem nowe i markowe stroje światowej sławy projektantów, takich jak Dolce&Gabbana, Versace czy Prada. Jednak w przypadku second-handów nie można mówić o jakichkolwiek trendach, gdyż w tych sklepach raczej rzadko zdarzają się ubrania zgodne z aktualnie panującą modą.
Niektórzy jednak, pomimo iż mają świadomość zalet takiego kupowania, nie potrafią przełamać oporów przed przeglądaniem zawartości wieszaków czy grzebaniem w koszach pełnych używanych rzeczy. Nie każdemu też odpowiada, że to, co ma na sobie, nosił wcześniej ktoś inny i „nie wiadomo co z daną rzeczą robił”. Właściciele sklepów zapewniają jednak, że odzież jest dezynfekowana.
Natomiast miłośnicy secondo-handów dodają, że czują rodzaj dumy, gdy uda im się zdobyć wyjątkowe ubranie, takie, jakiego - przynajmniej w najbliższym otoczeniu - nie ma nikt inny.
