Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obozy NKWD. To były ostatnie adresy tych mężczyzn związanych z Bydgoszczą

Hanka Sowińska
Hanka Sowińska
Korespondencja nie przychodziła regularnie i nie do wszystkich docierała .Jednak wiele rodzin polskich oficerów, policjantów, strażników więziennych i rezerwistów, którzy jesienią 1939 r. znaleźli się w trzech głównych obozach sowieckiego NKWD, wiedziało, co dzieje się z ich najbliższymi.
Korespondencja nie przychodziła regularnie i nie do wszystkich docierała .Jednak wiele rodzin polskich oficerów, policjantów, strażników więziennych i rezerwistów, którzy jesienią 1939 r. znaleźli się w trzech głównych obozach sowieckiego NKWD, wiedziało, co dzieje się z ich najbliższymi. ze zbiorów rodzinnych
Pisali w przerwach między walkami z niemieckim najeźdźcą. Słali wiadomości z obozów przejściowych, gdy już wpadli w ręce Sowietów. Z obozów w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku również korespondowali, choć wolno im było wysłać tylko jedną kartkę raz w miesiącu. Przypominamy materiał, który ukazał się w Albumie Bydgoskim w 2014 roku.

Korespondencja nie przychodziła regularnie i nie do wszystkich docierała. Jednak wiele rodzin polskich oficerów, policjantów, strażników więziennych i rezerwistów, którzy jesienią 1939 r. znaleźli się w trzech głównych obozach sowieckiego NKWD, wiedziało, co dzieje się z ich najbliższymi.

List wrócił do Kozielska

Por. rez. Józef Pilaczyński, bydgoski kupiec i przedsiębiorca (był między inni właścicielem Specjalnego Magazynu Wypraw na ul. Gdańskiej) został zmobilizowany pod koniec sierpnia 1939 r. do 3. Batalionu Telegraficznego.

- Gdy tato odjeżdżał, wyszliśmy przed dom i kiwaliśmy tak długo, aż samochód zniknął nam z oczu - wspominała przed laty Gabriela Jaraczewska, córka Zofii i Józefa Pilaczyńskich.

Przedsiębiorca i kupiec Józef Pilaczyński zginął w Katyniu.
Przedsiębiorca i kupiec Józef Pilaczyński zginął w Katyniu. ze zbiorów rodzinnych

Gdy Niemcy zajęli Bydgoszcz, wyrzucili Zofię z pięciorgiem dzieci z wilii przy ul. Kasprowicza. Nowego adresu Józef nie mógł znać, więc pisał z Kozielska na stary. - Korespondencja wróciła do ojca, bo nie znaleziono adresata. Tato wysłał jeszcze jedną kartkę do znajomego Niemca, dentysty, który mieszkał na Pomorskiej. Dzięki temu trafiła do nas - opowiadała córka.

Józef Pilaczyński zginął w Katyniu w połowie kwietnia 1940 r. Jego nazwisko jest na liście wywozowej NKWD z datą - 13 kwietnia.

Wiadomość z Borysławia

6 kwietnia 1940 r. w swoją ostatnią podróż wyruszył z Ostaszkowa asp. policji Andrzej Nowicki, ojciec Ireny Augustyniak (odbitka listy wywozowej jest z tą datą). - Od 1937 roku tato pracował w komisariacie w Borysławiu (przedwojenne województwo lwowskie - przyp. red.). Wcześniej, przez rok, był w Bydgoszczy - opowiada Irena Augustyniak, z d. Nowicka.

Asp. policji Andrzej Nowicki był jeńcem Ostaszkowa.
Asp. policji Andrzej Nowicki był jeńcem Ostaszkowa. ze zbiorów rodzinnych

Ostatni raz widziała ojca w nocy z 3 na 4 września 1939 r. - Wpadł do domu, przebrał się, mamie powiedział, że ucieka razem z innymi policjantami do Przemyśla, bo Niemcy są blisko. Pamiętam, że kiedy siedział już na drabiniastym wozie, zawołał. "No to, mamuś, pa! Już jedziemy". Nie wiem, w jakich okolicznościach dostał się do obozu w Ostaszkowie.

Jeszcze w czasie wojny Marianna Nowicka zaczęła szukać męża - pisała między innymi do żon policjantów, które zostały w Borysławiu. - Jedna z pań nadesłała fragment kartki, na której był dopisek uczyniony ręką taty. Pytał, czy wie, co się z nami dzieje. Dlatego wiedziałyśmy, że trafił do Ostaszkowa. Bolesną prawdę pani Irena poznała w 1982 r., z londyńskiego wydania wydanie "Listy katyńskiej" majora Adama Moszyńskiego.

Gdybym miał od Was wieści, czułbym się dobrze

Mjr Stanisław Nałęcz-Komornicki był zawodowym oficerem. - Przed wojną mieszkaliśmy w Brodach, niedaleko Lwowa. Tatuś często zmieniał miejsca pobytu. Pracował kilka lat w Warszawie, w Ministerstwie Spraw Wojskowych, potem był w Gnieźnie. W 1938 roku znalazł się w Brodach. Dowództwo jednostki znajdowało się w Tarnopolu. Stamtąd poszedł na wojnę - mówi córka Izabela Montowska.

Kilka dni przed niemiecką agresja na Polskę Komornicki pisał do żony Izabeli. "Pamiętaj Iś (tak pieszczotliwie i zdrobniale nazywał ukochaną małżonkę - przyp. red.). Jesteś żoną oficera. Musisz być dzielna".

Mjr Stanisław Nałęcz-Komornicki zginął w Charkowie.
Mjr Stanisław Nałęcz-Komornicki zginął w Charkowie. ze zbiorów rodzinnych

Izabela Komornicka, niewiasta drobna i krucha okazała się kobietą z żelaza. Gdy została sama z trójką dzieci (oprócz Izabeli był jeszcze Jacek i Marika) musiała sobie radzić. Dzięki niej i nani Irce, która nie opuściła Komornickich, rodzina przetrwała nie tylko pierwsze miesiące sowieckiej okupacji, ale także sześcioletni pobyt na "nieludzkiej ziemi".

Kartki od męża przychodziły regularnie. Pisał z Kowla. "Zaczęło się" - tymi słowami informował żonę o wybuchu wojny, i z Brześcia nad Bugiem, gdzie dostał się w ręce Sowietów. - Tatuś przysłał też w kartkę z obozu przejściowego w Szepietówce - dodaje pani Izabela.

11 listopada 1939 r. Stanisław pisał: "Ogromnie męczy mnie brak wiadomości od Was, kiedy się zobaczymy, podobno mają zwalniać. Jestem zdrów, byłem ranny kulą karabinową przez gębę. Już się zagoiło. Poza tym czuję się dobrze. Spróbuj napisać choć kilka słów i to zaraz. Podobno w tych dniach wyjeżdżamy. Bogu Was polecam".

Pisał, że będą zwalniać. Nie zwolnili. Przewieźli do obozu w Starobielsku. W zabudowaniach nieczynnego klasztoru znalazło się ponad 3800 jeńców.

Pierwsza kartka ze Starobielska nosi datę 28 listopada. "Bardzo niepokoję się o Was z powodu braku wiadomości. Pisałem już dwa razy. Nie mam odpowiedzi. Telegrafuj zaraz, gdzie jesteście. I czy zdrów? Jak sobie radzicie bez pieniędzy? Pewnie sprzedajesz rzeczy. Pisz jak najczęściej, adres koniecznie po rosyjsku. Ja jestem zdrów. Rana się całkowicie zagoiła i gdybym miał od Was wieści, czułbym się całkiem dobrze. Tak bardzo tęsknię już za Wami. A dzieci, czy mnie wspominają?"

- Mamusia pisała do taty. Może cenzura zatrzymywała listy - przypuszcza pani Izabela.

15 grudnia 1939 r. mjr Komornicki napisał: "Nareszcie dziś otrzymałem telegram. Bardzo jestem szczęśliwy z tego powodu. Myślami jestem ciągle w Wami. Teraz czekam na pisemne wiadomości. Jak ty dajesz sobie radę bez pieniędzy? To mnie martwi. Już 3 i pół miesiąca jak Was nie widziałem".

Minął kolejny miesiąc. 3 stycznia 1940 r. Stanisław pisał do żony: "Z dnia na dzień oczekuję poczty i co dzień zawód. Niepokoję się o Was. Tak wiele miałbym pytań (...)".

Izabela Montowska: - Te kartki są dla mnie jak relikwie.

Jestem zdrów, tęskni mi się szalenie za Wami

Starannym, pochyłym pismem wykaligrafował cyrylicą adres żony w Kołomyi. Był koniec listopada 1939 roku.

Nadawcą tej korespondencji był por. Paweł Fernezy, absolwent Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim i Szkoły Podchorążych Artylerii w Toruniu. Od 1930 r. służył w 11. Pułku Artylerii Lekkiej w Stanisławowie.

We wrześniu 1939 r. por. Fernezy wraz ze swoim pułkiem walczył w okolicach Lwowa. - Tato wrócił do domu pod koniec września. Może ze dwa dni był z nami. Przyszło po niego NKWD - wspomina Barbara Szymankiewicz, córka Marii i Pawła Fernezy.

W kartce pisanej 28 listopada prosił żonę m.in. o przybory do podzelowania butów, nici do cerowania, pióro, ołówek, mydło toaletowe i do prania, łyżeczkę, serwetkę, i, jeśli to możliwe, kakao, czekoladę i cukier. Informował żonę, że paczka nie może ważyć więcej niż 8 kg.

Maria i Paweł Fernezy z córeczką Basią.
Maria i Paweł Fernezy z córeczką Basią. ze zbiorów rodzinnych

Ostatnią wiadomość z obozu wysłał 9 marca 1940 r. "Pisz Kochanie, bo nie wiesz jak strasznie przeżywać tę rozłąkę nie mając żadnej wiadomości..."

Tę kartkę napisał cztery dni po tym, jak Stalin zdecydował o losie jego i prawie 22 tys. polskich jeńców.

Barbara Szymankiewicz: - Mama jeszcze pisała, ale kartka wróciła z adnotacją, że takiego tam nie ma.

Dzineczku, czy my się jeszcze zobaczymy?

W ostatnich dniach sierpnia 1939 r. rodziny wojskowych z Inowrocławia szykowały się do ewakuacji. - To działo się na kilka dni przed napaścią Niemiec na Polskę. Wyruszyliśmy do Łowicza, i dalej do Mińska Mazowieckiego. Tam tatę widziałam po raz ostatni. Pamiętam pożegnanie. Mama płakała. A jak ona, to ja też. Pytała ojca: - Dzineczku, czy my się jeszcze zobaczymy? Tato pocieszał, że na pewno. To wtedy powiedział, a mama to potem często powtarzała: - Wiesz, nasze dowództwo się nie spisało - opowiada Krystyna Hoffmann, córka kpt. Edwarda Kwitowskiego, zamordowanego w Katyniu.

Zofia Kwitowska wiedziała, że jej mąż trafił do obozu w Kozielsku. Już w listopadzie 1939 r., na adres "Kawiarni Wiedeńskiej", która należała do jej mamy, przyszedł pierwszy list. W lewym dolnym rogu Edward wykaligrafował po rosyjsku swój adres.

Kpt. Edward Kwitowski (po lewej)  z żoną Zofią i córeczką Krysią - Park Zdrojowy w Inowrocławiu, lata 30.
Kpt. Edward Kwitowski (po lewej) z żoną Zofią i córeczką Krysią - Park Zdrojowy w Inowrocławiu, lata 30. ze zbiorów rodzinnych

Druga kartka pisana była 3 lutego 1940 r. Kpt. Kwitowski prosił o jakąkolwiek wiadomość, bo żadnej korespondencji nie dostał. Pisał też, że rodzina pewnie by go nie poznała, bo nosi długą brodę. Oczywiście, że Zofia pisała do męża - najpierw z Inowrocławia, a po wysiedleniu z Łukowa. Tą samą treścią zapełniała kilka kartek mając nadzieję, że w końcu któraś dojdzie.

3 lutego, tyle że rok później pisała: "Kochany Dzineczku, dziś nasz Tadzinek skończył trzy latka..." Nieszczęsna, nie wiedziała, że Edward od roku leży w jednym z dołów śmierci w katyńskim lesie.

Trzy kartki, wszystkie z 3 lutego 1941 r., wróciły do nadawcy z adnotacją w "Retour inconnu" (zwrócony, adresat nieznany).

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Obozy NKWD. To były ostatnie adresy tych mężczyzn związanych z Bydgoszczą - Gazeta Pomorska