https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nieludzki kapitał w głowie

Kamila Wójcik
Mamy w Polsce do wydania sporo unijnych pieniędzy, tylko że nie zawsze tak zwany człowiek z ulicy wie, jak się do nich dobrać…

Mamy w Polsce do wydania sporo unijnych pieniędzy, tylko że nie zawsze tak zwany człowiek z ulicy wie, jak się do nich dobrać…

<!** Image 3 align=right alt="Image 133783" sub="Kolejek do unijnych pieniędzy może być wiele. Zanim staniesz w jednej z nich - poczytaj, popytaj, zadzwoń... Collage: Kamil Mójta">Dwie ręce, dwie nogi, przyda się jeszcze głowa, a w niej pomysł na własny interes. Bartek Dudziak miał 23 lata, gdy zaczął snuć plany... Studiował pedagogikę, a interesował grafiką komputerową. Znalazł pracę zgodną ze swoimi zainteresowaniami. Zapisał się na studia informatyczne. Jako grafik zarabiał pieniądze, o których jego rówieśnicy mogli tylko pomarzyć. Rutyna dopadła go po roku. - Miałem dość wykonywania tych samych zadań, wstawania o tej samej godzinie. Coraz częściej myślałem o zajęciu, w którym czułbym się spełniony. Jedynym rozwiązaniem była praca u siebie, czyli własna firma - mówi Bartek Dudziak.

Teraz Bartek ma 25 lat, swoją firmę graficzną „Muskey” i doświadczenie w korzystaniu z funduszy europejskich.

- Dokładnie nie pamiętam, gdzie znalazłem informację o szkoleniu w Pomorsko-Kujawskim Centrum Demokracji Lokalnej FRDL. Nie łatwo trafić na ogłoszenie organizacji wspierającej przedsiębiorczość - mówi Bartek. Nie dlatego, że jest ich mało, ale dlatego że panuje chaos informacyjny. Mało kto wie, czym jest europejski program kapitał ludzki i kto nim koordynuje. Wbrew pozorom skrót EFS - czyli Europejski Fundusz Społeczny - też nie jest powszechnie znany.

<!** reklama>Pod koniec 2008 roku Bartek znalazł na stronie centrum demokracji ogłoszenie o naborze do projektu „Własny biznes - postaw na swoim”. Gdy zorientował się, że poszukiwani są ludzie z pomysłami, którym brakuje wiedzy o prowadzeniu własnej firmy i… pieniędzy, postanowił zgłosić się do centrum.

Wcześniej pobrał ze strony organizacji (www.pkcdl-frdl.pl) formularz, w którym napisał o swoim pomyśle, celach i przybliżonych kosztach ich realizacji.

Jego rzetelne i poważne podejście opłacało się, bo został zakwalifikowany do szkolenia - wraz z pozostałymi 29 osobami, wyselekcjonowanymi z 229 zgłoszonych.

Koordynatorka projektu pani Anna Bigoń i członkowie komisji weryfikującej, mieli spory problem z wyborem najlepszych aplikacji. - Ma się przed sobą 229 formularzy pełnych pasji, pomysłów, a czasami próśb o pomoc. Z tego trzeba wybrać 30, a i tak wiadomo, że pieniądze na własną działalność otrzyma połowa, która pomyślnie przejdzie kurs i napisze biznesplan. Odpowiedzialność jest ogromna.

Kto miał szansę? Osoby, które spójnie napisały wniosek. Niekoniecznie bezrobotne, ale zaradne życiowe, których pomysły dawały nadzieję, że założą firmę i przetrwają na rynku przez rok.

Szkolenie miało na celu pomoc w prowadzeniu własnej działalności gospodarczej. Uczestnicy dowiedzieli się, jak prosto zarejestrować firmę. Uczyli się prowadzenia księgowości i rozliczania z fiskusem. Bartek przyznał, że ta wiedza przydała mu się najbardziej: - Miałem pomysł, ale brakowało mi wiedzy o formalnościach i całym urzędniczym bałaganie.

Skąd centrum demokracji miało pieniądze na szkolenie dla przyszłych przedsiębiorców? - Pieniądze na szkolenia, jak i na wypłaty bezpośrednie, które otrzymało 17 osób pochodziły z Europejskiego Funduszu Społecznego - mówi pani Anna Bigoń. - Wygraliśmy konkurs, który ogłosił Urząd Marszałkowski, dysponujący unijnymi funduszami. Przyznano nam 420 tysięcy złotych, które w całości podzieliliśmy pomiędzy tych, którzy mieli najlepsze pomysły na biznes.

W centrum demokracji lokalnej nie zapomniano także o bezrobotnych kobietach z powiatu sępoleńskiego i tucholskiego. Powstała „Szkoła Aktywnych Kobiet”, do której zakwalifikowano (za pośrednictwem Powiatowego Urzędu Pracy) 30 kobiet. Szkoła cieszyła się sporym zainteresowaniem, ale nie od razu. - Kobiety bały się trochę i nie rozumiały zasad takiego przedsięwzięcia - mówi Anna Bigoń. - Trzeba było wywrzeć mały nacisk - uśmiecha się. - Najważniejsze, że aktywacja kobiet przyniosła efekt. Dwie znalazły pracę jeszcze w trakcie szkoleń. Na czym one polegały?

Panie, które przez wiele lat zajmowały się domem, nie potrafiły odnaleźć się na dzisiejszym rynku pracy. W „Szkole Aktywnych Kobiet” miały szansę spotkać się z psychologiem, doradcą zawodowym, a nawet z wizażystką. Poznały podstawy obsługi komputera, a także Internetu i kasy fiskalnej.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski