https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

(Nie)bezpieczna koperta

Grażyna Ostropolska
Czy owinięcie banknotów w papier, oklejenie go taśmą i przystawienie pieczątki można traktować jako przewóz pieniędzy do banku w tzw. bezpieczniej kopercie?

Czy owinięcie banknotów w papier, oklejenie go taśmą i przystawienie pieczątki można traktować jako przewóz pieniędzy do banku w tzw. bezpieczniej kopercie?

Okazuje się, że można, choć zniknięcie kilkudziesięciu banknotów z trzech takich kopert dowiezionych do banku dowodzi, że nie należą one do bezpiecznych. Tak przynajmniej twierdzą sprzedawczynie z „Zetki”, oskarżone o manko. - Nie zabrałyśmy tych pieniędzy - zapewniają.

<!** reklama>

Zwolniona dyscyplinarnie Beata Z. domaga się od firmy odszkodowania. Twierdzi, że została niesłusznie oskarżona, poniosła straty moralne i oddaje sprawę do sądu. - Dlaczego natychmiast nie wezwano policji i nie szukano prawdziwego złodzieja? Dlaczego dopiero po kilku tygodniach powiadomiono mnie o rzekomym manku i kazano je spłacić? - zadaje niewygodne dla pracodawcy pytania. Pani Beata nie podpisała tzw. noty obciążeniowej na 1900 zł. - Nie mogłam się przecież przyznać do czegoś, czego nie zrobiłam - tłumaczy.

Jej koleżanka Katarzyna była mniej odporna na perswazje kierownictwa handlowej sieci. - Zostałam zastraszona. Wezwały mnie: kierowniczka sklepu, dyrektor handlowa i kadrowa „Zetki”, przedstawiły zarzut przywłaszczenia pieniędzy i straszyły, że pójdę do więzienia. Podpisałam im, że to zapłacę, choć do dziś jestem w szoku - tłumaczy. Nie wie, co się stało z czternastoma stuzłotówkami, które wraz z innymi banknotami z utargu włożyła do tzw. bezpiecznej koperty, i przekazała konwojentowi RUP przewożącemu pieniądze do banku. 

Dlaczego sprzedawczynie z „Zetki” oskarżone o manko dowiedziały się o niedoborze dopiero po kilku tygodniach?

Kierownictwo sieci handlowej tak tłumaczyło się z tego w sądzie: - O różnicy między deklarowaną wpłatą pieniędzy z utargu a kwotą, którą otrzymał bank, księgowa dowiaduje się następnego dnia, ale tzw. protokoły rozbieżności przychodzą nawet po trzech tygodniach i dopiero wtedy jest możliwe postępowanie wyjaśniające.

- Ani konwój, ani bank nie kwestionowały sposobu zabezpieczania gotówki w tamtym czasie - przekonywała w sądzie księgowa. Konwojent RUP podpisywał się na odbieranej ze sklepu kopercie, w banku sprawdzano, czy jest ona cała, i przeliczano pieniądze komisyjnie. - Taki papier od ciasta łatwo przeciąć żyletką, wyjąć plik banknotów, zakleić w tym miejscu taśmą i nikt nic nie zauważy - sugerują sprzedawczynie. - Na taśmie stawia się (w sklepie) pieczątki - to kontrargument ich szefów. - Ale te zawsze leżały na biurku - odpowiadają pracownice sporządzające tzw. raporty kasowe i pakujące gotówkę w „bezpieczne koperty”. - Jakie tam one bezpieczne!? - mówi jedna ze zwolnionych sprzedawczyń. - Teraz pracuję w innym sklepie i wiem, jak wyglądają prawdziwe „bezpieczne koperty”.

Sąd docieka, dlaczego kierownictwo sieci nie powiadomiło o domniemanej kradzieży policji. - Poinformowałam pracowników, że jeśli nie załatwią tego polubownie, to zostanie powiadomiona policja. Nie uczyniłam tego po rozmowie z naczelnikiem banku, bo skoro pojawiła się sugestia, że mógł to zrobić konwój, chciałam, aby tę sprawę do końca wyjaśniono - tłumaczyła dyrektor generalna sieci „Zetka”.

Koperty, z których w ciągu 2 tygodni zniknęły 33 stuzłotowe banknoty, były przygotowywane przez różne pracownice sklepu i odbierali je trzej różni konwojenci (dowodem są trzy różne nazwiska na kopertach). Przeliczano je w banku komisyjnie i pod nadzorem kamer. Bank gotów jest to nagranie sądowi udostępnić. - Jedna ze zwolnionych pań obwiniała bank, ale my mamy ich oświadczenie, że wszystko sprawdzono, i nie jest możliwe, by tam doszło do zaboru pieniądzy - tłumaczy nam Dorota Kugiel - dyrektor handlowa „Zetki”. Do sprawy wrócimy.(go)

 

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Komentarze 5

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

M
Manga
Moja córka pracowała w Zetce i bym nigdy już nie kupiła ani mięsa ani innych wyrobów w tym sklepie. Bo.....................
r
ruda Kasia
Ciekawe czy dyrektorka pamięta jak kilka lat temu były podpalenia sklepów i potem pracownicy musieli spać w sklepach na podłogach jako ochrona a gotówka była odbierana rano przez właściciela. Zawsze pracownicy byli szantażowani że jak nie chcą pracować to nie muszą, ale każdy chce żyć i ma różną sytuację, a pracownik zawsze był traktowany jak potencjalny złodziej
m
mm 12
jak zwykle zawsze była wina pracowników. Jak klient zbił szybe od lady chłodniczej to my byliśmy obciążani,tak samo jak spalił się zasilacz od kasy to też wina pracownika a gdy przepalił się agregat od chłodni to tęż wina pracownika ponieważ za często otwierana albo za mało. Przykłady można mnożyć zapewniam że są ich tysiące. Jedno jest pewne że zawsze jest wina pracownika ,ponieważ pracownik w Zetce nie jest traktowany jak człowiek tylko jak przysłowiowe "G" Gratuluję Głupoty pani dyrektor i uważam że na pewno nie ukradły tego dziewczyny !!!!!!!!!!!!!!!
f
firma
u mnie w firmie było to samo, kasa liczona 2x a zawsze z banku przychodziło manko, albo konwojenci kombinowali lub w banku, kamery zawsze można jakoś oszukać
b
bebo
Jak zwykle: system przekazywania pieniędzy jest do bani, ale odpowiadać ma szeregowy pracownik. Gdzie są ci, którzy są na kierowniczych stanowiskach i mają w nosie bezpieczeństwo pieniędzy? Co zrobiła ta pani dyrektor, że teraz oszczekuje sprzedawczynie? Nadęte bufony z potężnymi wypłatami w kieszeni, nie potrafiące kierować firmą, mają czelność oskarżać pracujące na nich sprzedawczynie, bo te są najsłabszym ogniwem w łańcuszku możliwości uszczknięcia pieniędzy!
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski