https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nasz dom zawali się jutro?

Lud ma zwykle to do siebie, że z systemu społecznego, w którym żyje, szczególnie zadowolony nie jest.

Marudzi, kontestuje i planuje zmianę, bo przecież lepiej będzie, jak świat ułożymy zupełnie inaczej. Problem w tym, że jak już się go ułoży inaczej, to często lepiej nie jest. A zawsze szybko zaczyna się kwękanie... Bo zwykle model systemu modelem, a na to nakładają się te wszystkie niemodelowe przyziemności, kompleksy, ambicje, instynkty, które trudno nam schować dostatecznie głęboko.

„High-Rise” to dosyć przedziwna antyutopia - opowieść o tym, jak szybciutko degeneruje się społeczeństwo, podzielone najróżniejszymi mikroegoizmami. Żeby było jasne - antyutopia dosyć dziwaczna i zapewne budząca ambiwalentne odczucia ludu kinowego. Bo z jednej strony nie do końca należycie czytelna - przynajmniej dla nas Polaków-szaraków - w swojej masie symboli różnorakich, z drugiej zmajstrowana w mocnym, groteskowym stylu i przeurocza plastycznie.

No a sama opowieść jest dosyć prosta. Mamy wieżowiec-gigant, superdzieło architekta, a przy okazji inżyniera dusz. Sprowadza się do niego pan lekarz z klasy średniej, co to już wyszedł z klasy niższej i już aspiruje do wyższej - właściwie więc wszędzie jest na miejscu i nigdzie nie pasuje do końca. Ląduje oczywiście w mieszkaniu na środkowym piętrze, bo wieżowiec ma konstrukcję społeczeństwa klasowego. Na dole mieszkają ci z klas niższych, z gromadami dzieci, z problemami z pracą, ale też sporymi pretensjami i roszczeniami. Sama góra to społeczny top, zdegenerowany, wykorzystujący klasy niższe i roszczący sobie pretensje do przywilejów.

No i jak łatwo się domyśleć w wieżowcu zaczyna zgrzytać, degeneracja postępuje lawinowo i nikt jakoś nie chce przerwać gry, która prowadzi do degrengolady wszystkich... Bo „High-Rise” to nie jest tylko satyra na niesprawiedliwości społeczne i konflikt dotyczący, prościutko mówiąc, dystrybucji doczesnych marności, od supermarketowych towarów po możliwość korzystania z basenu. Społeczność wieżowca gnije bowiem na każdym piętrze. To w dużej mierze opowieść o tym, jak prywatne ambicje i instynkty, połączone z galopującym konsumpcjonizmem, są w stanie rozwalić cały system, który choć rzecz jasna nie był idealnym, to jednak był. A zawsze to lepsze, niż totalny chaos. Mówiąc szczerze przeszkadza mi tylko trochę końcóweczka z głosem - jak mi się wydaje - Margaret Thatcher, trochę odbierająca tej antyutopii uniwersalizm, a narzucająca brytyjskie interpretacje.

Co mnie jeszcze w „High-Rise” uwiera? Bardzo zdawkowe potraktowanie bohaterów. Ma się wrażenie, że każdy coś symbolizuje, jest ilustracją jakiegoś typu i jakiejś tezy - a niespecjalnie jest postacią z krwi i kości. Z drugiej strony estetyka tego filmu jest cudna. Ten design lat 70-tych, ta muzyka, te fryzury, ten styl... Cała ta plastyczność filmu jest naprawdę urocza. Problem tylko, czy aż nie za urocza, bo z lekka przeszkadza samej opowieści.CP

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski