<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Olimpiada to moment idealny. To właśnie ta chwila, kiedy można przeskoczyć z koszyka gwiazd sportu do szafy z gwiazdami kultury masowej. Zresztą co tu dużo gadać - dla dyscyplin, którymi nie pasjonuje się każdego szarego dnia kilka milionów telewidzów, jest to tak naprawdę moment jedyny. Tylko wtedy ci wszyscy wspaniali miotacze, biegacze i skakacze mogą przedrzeć się ze swoich nisz na pierwsze strony. I poza satysfakcją sportową doświadczyć też tej finansowej. Tyle że czasami, tak jak teraz w Vancouver, nadzieje na nowe gwiazdy kultury masowej mamy lichutkie. No bo kogo obstawiać w naszej chudej ekipie?
<!** reklama>Niestety jeśli chodzi o „zimówki”, to mamy właściwie jedynie tę nieśmiertelną trójcę zasłużonych, a potem długo nic. Ciemna, zimowa noc. I nawet nie można tego usprawiedliwiać naszym brakiem miłości do zimowego igrania, bo przecież kraj nasz zaczął się ostatnio usportawiać również o tej porze roku, a choćby wyjazdy na narty stały się zwyczajem wszechklasowym, a nie elitarnym. W każdym razie szefem trójcy idoli pory zimnej od lat jest oczywiście Adam Małysz, przed którym czapy z głów za trwanie. Już niebawem skakać będzie z konkurentami, którym mógłby ojcować - i kiedy już, już czekamy na zakończenie jego kariery, to on pomyka tak, że znowu daje nam medalowe nadzieje. Adam Małysz jest też niewątpliwie facetem, który wzorcowo wręcz wymościł sobie miejsce w kulturze masowej. Bo trudno dzisiaj mówić o nim tylko jako o sportowcu. Proszę mi pokazać jakieś jego głupawe wypowiedzi, idiotyczne zachowanie, mizdrzenie się do publiki. Nie ma? Nie ma. I to nie dlatego, że przez lata miał parasol ochronny jako narodowy świątek. Kiedy przestał stawać na podium, był przecież idealnym kandydatem na antybohatera, ale wyszedł z impasu perfekcyjnie. No i znowu mamy hasło „Małysz ostatnią nadzieją Polaków”.
Kto jeszcze? Justyna Kowalczyk i Tomasz Sikora. Niewątpliwe nadzieje medalowe, a także nadzieje popkulturalne - to drugie to oczywiście przede wszystkim Kowalczyk. Bo jeśli odniesie sukces, to stanie się tabloidową „Królową zimy”. I pewnie diametralnie zmieni się jej wizerunek. Wymęczoną, spoconą kobiecinę z czerwonymi policzkami zastąpi piękna, wystylizowana dziewczyna. No a dalej? Może jeszcze „deskarze”, materiał na idoli dziatwy średnioszkolnej. Ale to by było na tyle. Tak naprawdę gwiazdorami przedolimpijskiego tygodnia są Robert Kubica - który ze swoim Pietrowem testował nowy bolid - i Tomasz Adamek, walczący w ten weekend w USA. Co ciekawe, jego bijatyką kompletnie niezainteresowane są amerykańskie telewizje, za to u nas nagrzewa się to starcie niemiłosiernie. No ale cóż, głód sukcesu mamy wyjątkowy. Właściwie już karykaturalny. Że wspomnieć ostatnie euforyczne powitanie naszych dzielnych „ręczników”, zwanych szczypiornistami. Zdobywców zaszczytnego czwartego miejsca.