Ten sezon jest wyjątkowo udany dla Sylwestra Szmyda. Oprócz sukcesów sportowych, bydgoszczanin cieszy się z nagród finansowych. Tylko na samym Giro zarobił 30.000 euro.
<!** Image 2 alt="Image 152542" sub="Sylwester Szmyd doczekał się dwóch fanklubów - w Polsce i we Włoszech. Podczas Giro d’Italia bydgoszczanin mógł liczyć na żywiołowy doping mieszkańców swojego miasta. 15 maja trasa wyścigu prowadziła kilkadziesiąt metrów od jego domu. Fot. Kasia Szmyd">Wychowanek Rometu, 32-letni Sylwester Szmyd, od 10 lat ściga się w zawodowym peletonie. Aktualnie we włoskiej grupie Liquigas. Pełni rolę pomocnika lidera na najtrudniejszych górskich etapach wielkich tourów. Zdarza się, że otrzymuje wolną rękę i może sam walczyć o wysoką lokatę na wyścigu. W tym roku jego notowania w peletonie tak poszły w górę, że już przed Giro przedłużył dwuletni (2011-12) kontrakt z obecną grupą. Wcześniej ekipa przedłużyła kontrakt z liderem Ivanem Basso, także na 2 lata. Nie chciał jednak ujawnić wysokości wynagrodzenia.
<!** reklama>- Jest to kwota kilkukrotnie wyższa niż otrzymywałem - cieszy się Sylwester Szmyd. - Mogę jedynie powiedzieć, że szefowie grupy docenili mnie tak, jak bym wygrał etap na wielkim tourze.
Media włoskie spekulują, że Szmyd może zarabiać do 350.000 euro rocznie. Kontrakt z bydgoszczaninem opłacił się Włochom jak na razie z nawiązką. Takiego sukcesu marketingowego i sportowego, jaki odnieśli na najważniejszym wyścigu w ich kraju - Giro d’Italia (9 - 31 maja) zawodnicy grupy Liquigas, nie notowano od lat. Wyścig wygrał Ivan Basso, trzeci w klasyfikacji generalnej był Vicenzo Nibali, obaj wygrali po jednym etapie indywidualnie, razem w drużynie i w klasyfikacji zespołowej.
<!** Image 3 align=right alt="Image 152542" >Osiągnięcie jest tym większe, że jeszcze w połowie wyścigu Basso tracił do lidera wyścigu ponad 10 minut.
- To, co wydarzyło się na XI etapie, było dla mnie kompletnym zaskoczeniem i chyba już się nie powtórzy - wspomina bydgoszczanin. - Z peletonu odjechało 56 kolarzy, których nikt nie gonił. Do 60 km wyrobili sobie 17 minut przewagi nad peletonem, w którym jechał lider. Dyrektorzy grup zaczęli grzmieć na swoich zawodników. Przez 200 km goniliśmy śmiałków, ale w tym czasie udało nam się odrobić tylko 3 minuty. Na tym etapie była fatalna pogoda: deszcz, ulewa, burza. Przyznam, że wiara w końcowy sukces Basso mocno mi osłabła. Dyrektorzy sportowi dodali nam otuchy, a sam lider mobilizował swoich kolegów. Przez tak duże straty wyścig stał się ciekawszy, a nasza grupa musiała atakować - podwyższając tempo już od pierwszych podjazdów na każdym etapie, tak aby selekcjonować peleton do jak najmniejszej liczby zawodników, ułatwiając końcowe ataki Basso i Nibalemu.
Przy okazji wspomnień tegorocznego Giro Sylwester przybliżył nam ,jak układane są skład i taktyka na wyścig i poszczególne etapy.
- Skład grupy na wyścigi ustalany jest do wyznaczonej trasy - opowiada Sylwester. - Cześć ekipy to kolarze, którzy świetnie radzą sobie na płaskich etapach osłaniając lidera, jak to było w Holandii przed wiatrem. Druga połowa grupy to kolarze, którzy pracują na górskich etapach. Przed każdym odcinkiem oglądamy dokładnie broszurę o konfiguracji, niebezpiecznych zakrętach, tunelach, zjazdach. Szczegółowo analizujemy ostatnie pięć kilometrów. Tam następują decydujące o losach etapów rozstrzygnięcia, ale też często zdarzają się kraksy w tyle peletonu. Robotnicy, między innymi, Maciej Bodnar, który jest ze mną w grupie mają obowiązek utrzymywać lidera w 15 - 20 osobowej czołówce.
Zawodnicy starają się zapamiętać najważniejsze dla nich momenty na etapach. Dodatkowo wycinają sobie pomniejszone profile trasy, a niektórzy robią z tego jeszcze mniejsze ściągi. Kolarze najczęściej przyklejają sobie je wokół kierownicy i obracają w trakcie trwania etapu.
- Dzięki słuchawkom dyrektor sportowy ma możliwość przekazywania na bieżąco komunikatów - opowiada Sylwester. - Z reguły znają oni doskonale trasy, bo sami przed laty się ścigali, a w kolejnych latach pokonywali je jako działacze w samochodach. Generalnie Stefano Zanatto odzywa się do nas, kiedy jest taka potrzeba. Na etapie jazdy drużynowej, którą wygraliśmy mówił non - stop. Raz tylko była najwyżej 10 - 15-sekundowa przerwa. Pytaliśmy się tylko co się wtedy stało. A on krótko odparł, że musiał napić się wody, bo zabrakło mu głosu. Ja miałem za zadanie pracować na wszystkich podjazdach i dyktować wysokie tempo po 8 - 10 km do decydującego ataku lidera.
W poprzednich latach Sylwester przed rozpoczęciem Giro pokonywał po kilka razy decydujące etapy wyścigu z liderem Ivanem Basso.
- Teraz mam już tak bogate doświadczenie - w Giro startowałem dziewięć razy z rzędu, że nie potrzebuję już takich ćwiczeń. Wiem, że Ivan Basso przed Tour de France, w którym startujemy razem od soboty był na kilku etapach. Ja, jak dostanę polecenie, to ciągnę do góry.
Dwa tygodnie po zakończeniu Giro Sylwester Szmyd zajął 3. miejsce na 6. etapie na Dauphine Libere. Na metę przyjechał w trzyosobowej ucieczce z Alberto Contadorem i Janeżem Brajkovicem. Generalnie był 10.
Od soboty będzie pomagał Basso w walce o podium na Tour de France.
Warto wiedzieć
- Sylwester Szmyd doczekał się dwóch swoich fanklubów, we Włoszech i w Polsce. Pierwszy powstał we Włoszech, w Montignosso, gdzie mieszka bydgoszczanin w trakcie sezonu. Został założony w 2005 roku - opowiada Tadeusz Szmyd, ojciec zawodnika. Skupia ponad 100 kibiców z Montignosso, gdzie Sylwester jest honorowym obywatelem, a także z okolicznych miejscowości.
- Polski fanklub działa od ubiegłego roku, a jego prezes pochodzi z Gdańska. Od kilku tygodni zajmuje się m.in. sprzedażą koszulek. W tym czasie sprzedał ponad 200 egzemplarzy, w tym tylko dwa w Bydgoszczy. Pamiątkowe gadżety zamawiają także Polacy we Włoszech, Anglii a nawet w Kanadzie. Wspólnie z Sylwkiem cieszymy się z tak dużego zainteresowania i wsparcia kibiców.