https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Muzykowanie w strugach deszczu i błocie

Korespondencja własna z Gdyni, Alicja Cichocka, Tomasz Bielicki
Dziś nad ranem na gdyńskim lotnisku Babie Doły zakończył się Open’er Festival. Trzy dni festiwalu udowodniły, że nie grozi nam degrengolada muzycznych gustów.

Dziś nad ranem na gdyńskim lotnisku Babie Doły zakończył się Open’er Festival. Trzy dni festiwalu udowodniły, że nie grozi nam degrengolada muzycznych gustów.

<!** Image 2 align=right alt="Image 56514" sub="Na gdyński festiwal przyjechali fani muzyki nie tylko z Polski, ale również z Australii, Meksyku i Armenii. /Fot. Tomasz Bielicki">Alternatywne brzmienia wciąż mają swoich wyznawców. Na gdyński festiwal przyjeżdża się z dwóch powodów. Pierwszy to występy gwiazd światowego formatu. Drugi - możliwość posłuchania nowych, nieznanych jeszcze zespołów. Bruno Schulz, Gentleman oraz Kapitan Da pod wodzą pół-Walijczyka Gareatha Saundersa zostali przyjęci równie ciepło co międzynarodowe sławy.

Piątek był wielkim świętem fanów esencji gitarowego grania. Po raz pierwszy do Polski przyjechał zespół Sonic Youth. Pod gołym niebem zabrzmiały, między innymi, „Teeneage Riot” i „Bull In The Heather”, a także… fragment audycji Marka Niedźwieckiego wpleciony, podobno przypadkiem, między nowsze kompozycje.

Czy ktoś spodziewałby się pod sceną wrzasku nastolatków, których nie było jeszcze na świecie, gdy nowojorczycy stawiali pierwsze muzyczne kroki? A jednak. Sonic Youth wciąż w doskonałej formie. Muzycy nie są już może tak bardzo odkrywczy jak dwadzieścia lat temu, ale wciąż potrafią zainspirować kolejne rzesze fanów. I chwała im za to.

<!** reklama left>To, co nie udało się podczas pierwszego dnia festiwalu grupie The Car Is On Fire, dzień później osiągnął O.S.T.R. Od samego początku doskonały kontakt z publicznością. Aż miło było popatrzeć, jak grająca z nim toruńska Sofa rozbujała festiwalową publikę. Szkodą tylko, że aby posłuchać ich w takim składzie, trzeba było pojechać do Gdyni.

Sobotnia noc w całości należała do grupy Muse. Brytyjczycy zaprezentowali prawdziwy muzyczny spektakl. Z własną dramaturgią, oprawą, punktem kulminacyjnym oraz efektami specjalnymi. Zagrali wszystkie najsłynniejsze kompozycje z „New Born” i „Feeling Good” na czele. Nie chodzi jednak o to, co zagrali, ale w jaki sposób to zrobili.

Tego występu nie przyćmił ani koncert legendarnej grupy Beastie Boys, ani doskonała Groove Armada, której fani muzyki wysłuchali stojąc w strugach deszczu i po kostki w błocie. Miłość do muzyki zwyciężyła z warunkami, jakie panowały w sobotę na lotnisku Babie Doły. Padało nieprzerwanie przez cztery godziny.

O tym, na jaki festiwal jeździł w młodości Grzegorz Miecugow oraz dlaczego w miasteczku festiwalowym była większa kolejka do stoisk z kawą niż piwem, napiszemy już w piątek. W chwili zamykanie tego numeru w Gdyni dla ponad 40 tysięcy widzów zaczynała śpiewać Björk.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski