Rozmowa z ANIĄ DĄBROWSKĄ, utalentowaną wokalistką, kompozytorką i autorką tekstów. Artystka dała się poznać 6 lat temu w programie „Idol”, którego została finalistką. Pierwszą płytę nagrała 4 lata temu. Najnowsza, trzecia „W spodniach czy w sukience” (Sony/BMG) ukazała się parę miesięcy temu. Każdy z albumów stał się artystycznym i komercyjnym sukcesem. Dziś, 14 listopada, artystka zawita do Bydgoszczy.
<!** Image 2 align=right alt="Image 101485" sub="Fot. Andrzej Szalagyj/mwmedia">Wciąż Ania, a może już czas na Annę Dąbrowską?
Cha, cha. Dobre pytanie. Nie, na razie wolałabym nie rozstawać się z młodością i pozostać jeszcze Anią.
Aniu, pozwól więc, że pogratuluję Ci świetnej płyty, którą z prawdziwą przyjemnością przesłuchałem.
Super! Bardzo się cieszę.
To trzeci Twój album, a jak się utarło, właśnie ten krążek nagrywa się najtrudniej. Czy czułaś pewną presję oczekiwań z nim związanych?
Trochę, chociaż nagrywając każdy album mówi się, że właśnie przy nim było najtrudniej. Z trzecią płytą jest kłopot, bo trzeba udowodnić, że potrafi się zrobić coś innego równie interesującego. I chyba pod tym względem ta płyta była dla mnie sprawdzianem, czy mogę odejść od wyznaczonego wcześniej wizerunku. Miałam poczucie, że przesyt może być niedobry, że potrzebuję zmiany.
Podoba mi się zwłaszcza klimat płyty, który udanie nawiązuje do muzyki z lat 70. Co Ciebie skłoniło, aby nagrać album trochę w stylu retro?
<!** reklama>Nigdy nie ukrywałam, że muzyka z lat 60 i 70 jest dla mnie totalną inspiracją. Jest czymś, co na mnie najmocniej działa, a więc naturalnie przenosi się to na moją twórczość. Właśnie wtedy działy się najważniejsze rzeczy w muzyce. Natomiast współczesna muzyka - w szerokim znaczeniu tego słowa - nie robi na mnie większego wrażenia.
Masz więc na pewno swoich ulubionych wykonawców z tego okresu.
Oczywiście. Mam ich całe mnóstwo: Otis Redding, Al Green, Curtis Mayfield, Marvin Gaye, Aretha Franklin. Generalnie są to wykonawcy soulowi, ale Beatlesów też bardzo lubię.
Wspomniałaś o Twoim zdystansowaniu do współczesnej muzyki, ale mimo tego zanurzenia w klimaty z dawnych lat, materiał brzmi nowocześnie. Jest też bogaty aranżacyjnie. Czy zespół, z którym pracowałaś, realizował tylko Twoje pomysły, czy też wnosił coś od siebie?
Przy nagrywaniu tej płyty pracowałam z całym zespołem z którym teraz gram koncerty. Producentem płyty był podobnie jak w wypadku dwóch poprzednich albumów Bogdan Kondracki. Jeden utwór wyprodukował Kuba Galiński, który jest kierownikiem muzycznym w moim zespole. Postanowiłam specjalnie na trasę koncertową wydać dwa single kompaktowe zawierające pięć dodatkowych piosenek, o których wyprodukowanie poprosiłam ponownie Kubę. Wyszło ślicznie! Płytki te będą dostępne tylko podczas jesiennych koncertóww ramach „Ania Nissan Micra Tour 2008”.
Á propos powstawania piosenek. Jesteś autorką niemal całej muzyki i większości tekstów. Co dla Ciebie jest trudniejszym procesem - tworzenie melodii czy pisanie słów do piosenek?
Na pewno to drugie. Nie jestem jakąś wybitną tekściarką i tego nie ukrywam. Pisząc słowa piosenek, staram się w nich głównie pokazać emocje, wyrazić siebie i to w sposób obrazowy, który jest w stanie odczytać ktoś inny. Muzyka jest we mnie, wypływa prosto z mego serca i tylko muszę ją zarejestrować. Teksty zaś są czasami żmudną pracą.
Chyba dużo jest tej muzyki w Tobie, bo talentu kompozytorskiego od czasu do czasu użyczasz również innym wykonawcom, na przykład Monice Brodce. Współpracowałaś nie tylko z nią, ale też z innymi znanymi artystami. Czy jest ktoś, z kim szczególnie chciałabyś pracować, zaśpiewać?
Jest taki zespół, choć nie wiem, czy jeszcze istnieje, czy jego członkowie żyją. Myślę tu o Booker T. & The MG’s, która była po części grupą studyjną, wyśmienitą zresztą i wielu ówczesnych wykonawców z nią nagrywało. Zostawili po sobie mnóstwo niewykorzystanych utworów instrumentalnych. Marzę więc, by kiedyś nagrać coś z ich repertuaru.
Wróćmy jeszcze do płyty „W spodniach czy w sukience?”. Bardzo podoba mi się pomysł na szatę graficzną tego wydawnictwa. Zwłaszcza wkładka jest fajnie wystylizowana na plakat filmowy.
Mnie również pomysł ten bardzo się spodobał, a i efekt jest nad wyraz udany. Jego twórcą jest Macio Moretti- wybitny grafik i muzyk.
A czy lubisz film jako sztukę i czy chodzisz do kina? Jak spędzasz wolny czas?
Bardzo często chodzę do kina i znam praktyczne wszystko, co trafia na ekrany. Lubię też atmosferę samego kina. A czas wolny? Obecnie najwięcej czasu poświęcam na naukę angielskiego. Chciałabym biegle posługiwać się tym językiem.
Ale też bardzo dobrze znasz język francuski. Nawet kiedyś śpiewałaś coś po francusku.
Dwa lata temu zaśpiewałam w duecie z Tomkiem Makowieckim piosenkę Serge‘a Gainsbourga- „Bonnie And Clyde“, którą kiedyś wykonał z Brigitte Bardot.
Na fotkach pozujesz dzierżąc w dłoniach rakietę tenisową? Czy lubisz grać w tenisa?
W tenisa grałam zaledwie kilka razy w życiu, natomiast częściej grywam w squasha.
Twoje płyty zdobywają status złotych i platynowych. Jak widzisz przyszłość płyty CD. Boję się, że za jakiś czas będą tylko MP3, iPody i tym podobne substytuty.
Ja też to czarno widzę. Wydaję mi się, że CD jako nośnik w niedalekiej przyszłości zaginie, tak jak kilkanaście lat temu przepadła „czarna płyta”. Winyl to było coś! Miał dużą okładkę, często rozkładaną i to nawet na kilka części, do tego te duże zdjęcia i wkładki z tekstami! O winyla trzeba było dbać, nie można było położyć go byle gdzie lub zapomnieć schować do koperty, tak jak dziś płyty kompaktowej, której przecież i tak się nic nie stanie. Razem z nadejściem ery kompaktów zaczął się kończyć szacunek do muzyki. Pojawienie się MP3 oraz iPodów na pewno ułatwia zwykłemu konsumentowi kontakt z muzyką, ale zarazem degraduje emocjonalny stosunek do realnego nośnika. Dla tych osób, które zbierały winyle czy później CD, produkt, który otrzymują od artysty w postaci płyty, jest czymś ważnym. Uważam, że kupowanie piosenek jako elektronicznego pliku jest mało atrakcyjne i sprowadza muzykę do danych. Nie, to nie dla mnie.