Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Model nie musi być tępakiem - mówi Franek Strąkowski z 7. edycji Top Model

rozmawia Jan Oleksy
Julia Jarmulska dla Bonus MG
Czasem dziwi mnie, że dziewczyny mają ochotę pisać do człowieka, który jest im zupełnie obcy. Mógłbym przecież być strasznym nudziarzem, człowiekiem nieciekawym z perspektywy charakterologicznej, narcystycznym typem gadającym tylko o badmintonie, albo nawet szowinistycznym burakiem… - Franek Strąkowski, uczestnik 7. edycji programu „Top Model”.

Z Frankiem Strąkowskim rozmawia Jan Oleksy

Jak to było? Spoglądałeś w lustro i… pytałeś: „Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie…?”, a czekając na odpowiedź, postanowiłeś spróbować swoich sił w „Top Model”?
Nie spodziewałem się, że lustereczko odpowie: „Tyś, Franku”! Wyglądało to zgoła inaczej. Zawsze z bratem lubiliśmy się wygłupiać, odgrywać role, a osobą, która wpajała nam pierwiastek wyjątkowości, była mama. Często mówiła: „Wy to powinniście zostać aktorami. To byłoby piękne!”. O modelingu nigdy nikt nie wspominał, ale aktorstwo stało się małym marzeniem naszej mamy. Taka wizja, że kiedyś poszlibyśmy rodzinnie do kina, a na wielkim ekranie pojawiłyby się jej latorośle. To wyobrażenia z kategorii „co by było, gdyby”. Ostatnie przygody dały mi delikatną tego namiastkę. Mój brat z kolei postanowił kontynuować tradycję rodzinną i jest już świeżo upieczonym medykiem. Jego ścieżka życia jest bardziej skonkretyzowana niż moja. Ja nadal odkrywam siebie samego w różnych sferach.

Takich jak „Top Model”?
Udział w tym programie to zrządzenie losu. Spędzałem w Gdańsku weekend u brata, który wtedy jeszcze studiował. Okazało się, że właśnie w tym czasie w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim ma miejsce casting. Poszedłem tam z ciekawości, stanąłem w kolejce, a dalej sprawy potoczyły się już bardzo szybko i „wylądowałem” w ścisłej czternastce. Zrobiło się ciekawie.

Traktowałeś to jako sprawdzenie siebie, czy jednak potwierdzenie tego, co widzisz w lustrze?
Dajmy już spokój z tym lustrem (śmiech). Bardziej chodziło mi o sprawdzenie siebie. Gdy dwa lata temu skończyłem 25 lat, zrobiłem małe podsumowanie tego, co w moim życiu już się wydarzyło. Zazwyczaj takie myśli przychodzą koło czterdziestki, ale u mnie stało się to nieco wcześniej. Zdałem sobie sprawę, że niektórych rzeczy nie robiłem, mimo że serce podpowiadało mi inaczej. Nigdy nie spróbowałem dostać się do szkoły filmowej. Wielu innych rzeczy nie doświadczyłem, nie sprawdziłem, tylko dlatego, że nie umiałem wyjść ze swojej strefy komfortu. Nie potrafiłem zdobyć się na odwagę, a przez to wiele ciekawych spraw mogło mi przejść koło nosa. Odwaga niejednokrotnie sprawdza się w zwykłych codziennych sytuacjach. Jesteś na ulicy, widzisz piękną dziewczynę, myślisz sobie: zagadam, ale potem przychodzi tzw. rozsądek…

…i obawa, że powie „spadaj”?
Wiadomo… Strach przed odrzuceniem jest zawsze. Ale wspomaga go jeszcze tzw. rozsądek, który podpowiada: nie rób tego! Ludzie nie zaczepiają obcych na ulicy, dziewczyna będzie zmieszana lub pomyśli, że jesteś dziwolągiem. A przecież „bardziej żałujemy rzeczy, których nie spróbowaliśmy niż tych, których spróbowaliśmy, ale nam się nie udało”. Powinniśmy się wręcz wstydzić tłumienia w sobie marzeń tylko dlatego, że są one odmienne, wyjątkowe, inne. Wolę się „przejechać”, nawet zbłaźnić i usłyszeć, że dziewczyna nie pójdzie ze mną na kawę, niż w ogóle nie podjąć tej próby. Tak też było z udziałem w „Top Model”.

Model nie musi być tępakiem - mówi Franek Strąkowski z 7. edycji Top Model
Oskar Zalita

Zdobyłeś się na odwagę. Inni zazdrościli Ci tego kroku?
Nie spotkałem się z zazdrością czy typowym hejtem spowodowanym samym faktem wzięcia udziału w programie. Na początku było jednak zdziwienie.

To program reality, będący ogromnym komercyjnym projektem, więc słyszałem: „Ty, Franek, jesteś rozsądny, dobrze poukładany gość, a tu nagle jedziesz do «Top Model», dlaczego?”. Zrobiłem tak, bo chciałem wszystko sprawdzić na własnej skórze i uważałem to za niebagatelną przygodę. Gdybym miał znowu taką okazję, to bez wahania wziąłbym udział jeszcze raz, udowadniając, że nie wolno kierować się stereotypami. Zawiści nie było, ale czułem, że osoby w moim otoczeniu się obawiają, czy się nie zmienię pod wpływem tego programu.

I co? Zmieniłeś się?
Mam nadzieję, że trzymam się tych samych zasad, które wyznawałem przed programem, bo to właśnie one są najbardziej wystawione na próbę, gdy jesteśmy skonfrontowani z nagłą dawką popularności. Trudno jest się uchronić przed tzw. palmą, gdy znajdujemy się w bardzo ścisłej konkurencji w wyścigu o 100 tys. i szansę choćby chwilowej „sławy”.

Na pewno dzięki programowi stałeś się rozpoznawalny. Popularność można wykorzystywać na wiele sposobów.
Popularność to z jednej strony duży dar od losu, możliwość spełniania swoich marzeń, a z drugiej - ogromna odpowiedzialność stanowienia przykładu dla tych, którzy obserwują swoich idoli i szukają w nich inspiracji. Powinno się ją wykorzystywać jako swoistą tubę, przez którą można głośniej mówić o ważnych sprawach. Przykładem jest Joanna Krupa, która regularnie bierze udział w akcjach walki o prawa zwierząt. Popularność daje możliwość pokazania dobrych rzeczy w znacznie atrakcyjniejszy sposób.

Działa magia ekranu?
Trochę tak jest. Pojawiamy się w programie zaledwie przez kilka tygodni, a jednak stajemy się rozpoznawalni, ludzie widzą naszą twarz i reagują na nią inaczej.

A jak reagują dziewczyny?
„Top Model” generuje bardzo zintensyfikowaną frekwencję ofert matrymonialnych (śmiech). Miałem przyjemność otrzymać sporo zaproszeń na studniówki, wesela, urodziny, a nawet ofertę ślubną! Komplementy cieszą, każdy lubi słuchać miłych rzeczy, ale czasem dziwi mnie, że dziewczyny mają ochotę pisać do człowieka, który jest im zupełnie obcy. Mógłbym przecież być strasznym nudziarzem, człowiekiem nieciekawym z perspektywy charakterologicznej, narcystycznym typem gadającym tylko o badmintonie, albo nawet szowinistycznym burakiem…

Model nie musi być tępakiem - mówi Franek Strąkowski z 7. edycji Top Model
Oskar Zalita

Czy ładnym łatwiej żyć?
Człowiek jest tylko człowiekiem i ma słabość do piękna, choć osobiście staram się nie różnicować ludzi według tego kryterium. Pojęcie piękna jest względne - dla każdego oznacza co innego. Życie pokazuje, że nie zawsze ładnym jest łatwiej.

Taki przystojniak nie ma chyba kompleksów?
Teraz już nie, ale pamiętam, że jako chłopiec byłem wycofany, nieśmiały, introwertyczny. Dopiero później, jako nastolatek, otworzyłem się na świat.

Myślisz, że miejsce urodzenia jakoś człowieka naznacza?
To jest jeden ze stereotypów, z którym mam nadzieję, że skutecznie walczę. Częściowo miejsce może determinować nasze dalsze życie, bo daje mniejsze albo większe możliwości rozwoju, ale nigdy w stu procentach nie decyduje o losach. Ważniejsza jest rodzina. Ja miałem to szczęście, że moi rodzice mają ustalony system wartości i wszystko bardzo dobrze poukładane. Jestem dumny i wdzięczny, że w takim domu się urodziłem, że posłali mnie do takich szkół i wyposażyli w umiejętności na całe życie. Podziwiam ich za to, że przedkładali szczęście moje i mojego brata nad swoje własne.

Gdy już coś osiągniesz, to miejsce urodzenia przestaje mieć znaczenie. Możesz mówić: jestem z Chełmży i co z tego?
Urodziłem się i spędziłem wiele szczęśliwych lat mojego dzieciństwa i wczesnej młodości w Chełmży. Bardzo lubię to miasto, zawsze chętnie do niego wracam, mam tam przyjaciół i kolegów ze szkolnych lat. Obecnie mieszkam i pracuję w pięknym, przyjaznym Toruniu, tu również uczęszczałem do gimnazjum, a następnie liceum. Wcześniej w czasie studiów mieszkałem w Warszawie, gdzie teraz często mam okazję i przyjemność bywać. Te trzy miasta mają dla mnie szczególne znaczenie.

Kształtowało Cię miasto, ale przede wszystkim rodzice.
Moi rodzice są dwoma różnymi charakterami. Ojciec jest bardzo pragmatyczny, życiowy, umie potrząsnąć, analitycznie rozrysować problem, rozebrać go na czynniki pierwsze, by następnie podjąć konkretne kroki, osadzić je w czasie i zrealizować projekt pt. „Życie”. Mama z kolei to dusza romantyczna, ona nie chodzi, tylko delikatnie unosi się nad ziemią. Gdy przeszedłem do następnego etapu „Top Model”, mama była cała w skowronkach, „syn teraz będzie zmieniał świat showbiznesu”. Tata natomiast nieco chłodniej analizował, jak to wpłynie na aktualną sytuację życiową, na pracę, na ewentualne miejsce rezydencji i co będzie, jeżeli synowi uderzy woda sodowa? Mam wrażenie, że jestem hybrydą jednego i drugiego. Ciekawe, w jakim kierunku to dalej pójdzie.

Model nie musi być tępakiem - mówi Franek Strąkowski z 7. edycji Top Model
Julia Jarmulska dla Bonus MG

Opowiedz, jaka była atmosfera w „Top Model”?
Początkowo był luzik, ale można było przypuszczać, że w miarę upływu czasu atmosfera w domu będzie gęstniała. Już na samym początku programu, na tzw. setkach, czyli krótkich wywiadach przed kamerami, mówiłem: „Dzisiaj jesteśmy jak paczka przyjaciół, świetnie się dogadujemy, ale zastanawiam się, kiedy nastąpi moment, w którym zacznie się to zmieniać? Kiedy ten coraz bardziej odczuwalny zapach głównej wygranej i sławy zacznie determinować nasze zachowania wobec siebie?”. Nie było oczywistego kopania pod sobą dołków, ale baczny obserwator wyczuwał rywalizację. Lubię czytać między wierszami i widziałem, co się dzieje. Program typu reality show obnaża ludzkie słabości, więc nie dziwiło mnie, że miały miejsce złośliwości i niesnaski…

Eskalowanie napięcia jest zadaniem jurorów. Którego z nich szczególnie wspominasz?
Marcin Tyszka jest zdecydowanie moim ulubionym jurorem. Jego inteligentne poczucie humoru, umiejętność wypunktowania pewnych cech, werbalne ich opakowanie w atrakcyjny sposób, z nutą sarkazmu, to coś, co bardzo lubię.

Może dlatego lubisz Marcina Tyszkę, bo ładnie Cię komplementował - że przypominasz Orlando Blooma?
Bardzo mi miło, że porównał mnie do gwiazdy filmowej. Życzyłbym sobie, by było to swego rodzaju zapowiedzią dalszego życia. Poza tym, Orlando Bloom jest bożyszczem kobiet. Dla mnie bomba! Ciekawe jest jednak to, że Marcin Tyszka był człowiekiem, który w programie cały czas mnie torpedował uwagami w stylu „co ty masz na głowie, co to za zmechacony bóbr, widzę przed sobą powiatowego wodzireja” itd. Ale podobno, kto się czubi, ten się lubi. Już po programie miałem przyjemność zrobić z nim kampanię ślubną dla firmy Apart. Była to wspaniała współpraca i pełne zrozumienie.

Oprócz Tyszki, kogo jeszcze wspominasz?
Utkwiła mi w pamięci Kasia Sokołowska i jej chłodny profesjonalizm. Swoją uwagą potrafiła przeszyć jak nożem, ale często słusznie, bo zna się na tym, co robi. Te dwie osoby najbardziej zapadły mi w pamięć. Często ludzie pytają mnie o Joannę Krupę. „Jak naprawdę wygląda Dżoana?”. Jest niekwestionowanie piękną kobietą - to żywy dowód na obalenie tezy, że telewizja kłamie.
Ale myślałem, że jest wyższa. Ma gadane, jest wesoła, uśmiechnięta i mam wrażenie, że gdy mówi, to nie ma aż tak „amerykańskiej” naleciałości, jak to jest eksponowane w telewizji. „Top Model” to była całkiem przyjemna przygoda.

Ale nie bezstresowa?
Na panelach zawsze było stresująco, wchodziliśmy, wychodziliśmy, a jurorzy zarzucali nas pytaniami i uwagami, prowokowali i oceniali.

Więc miałeś tremę, gdy stałeś przed nimi?
W programie dokonałem kolejnego odkrycia, że przed kamerą czuję się swobodnie. 10 lat temu byłbym tam na pewno spetryfikowany. Wiadomo, że jest stres, gdy stajesz przed osobami, które znasz z telewizji i musisz ich przekonać, żeby pojechać dalej. Ale wówczas w mojej głowie wyłącza się ośrodek stresu - bo wiem, że jeśli tak się nie stanie, to będę stał jak słup soli. A to wyglądałoby nieciekawie.

Model nie musi być tępakiem - mówi Franek Strąkowski z 7. edycji Top Model
Julia Jarmulska

Co było dla Ciebie najtrudniejsze w „Top Model”?
Najtrudniejsze było codzienne życie w domu modeli. Zastanawiałem się, co powinien robić dobry model? Odpowiedź zbudowałem sobie na trzech filarach: dobrze jeść, czyli zdrowo się odżywiać, dobrze spać, bo sen wpływa bezpośrednio na urodę i samopoczucie, oraz regularnie trenować, bo ćwiczenia fizyczne poprawiają sylwetkę. Ale w domu modeli nie masz żadnych z tych rzeczy. Śpisz niewiele, bo nonstop są jakieś zadania, wracamy bardzo późno, wstajemy bardzo wcześnie, a jeszcze w środku nocy zdarzają się treningi lub dodatkowe wyzwania. Słabo wygląda aspekt fizyczny. Siedzisz teoretycznie w pięknym domu, gdzie są baseny, cuda-wianki, ale nie masz czasu z nich skorzystać, bo najpierw musisz nadrobić deficyty snu. Z kolei jedzenie jest przede wszystkim bardzo nieregularne. Rano pakujesz się do modelkobusu - tak, tak naprawdę nazywał się nasz bus! - i cały dzień gdzieś jeździsz, jesz na szybko na kolanie, a to niedobrze wpływa na człowieka. Dla mnie to było najtrudniejsze.

Kiedyś modeling był głównie dla kobiet. Czy facet w domu modelek jest jeszcze męski, czy już nie? Co myślisz o kryzysie męskości?
Mam wrażenie, że dzisiaj faceci trochę na siłę pokazują, jak bardzo są męscy. Dużą uwagę skupiają na doborze stroju, na pielęgnacji brody - wszystko po to, by dobrze i męsko wyglądać. Ta obsesja na punkcie „męskiego” wyglądu paradoksalnie sprawia, że mężczyźni stają się mniej męscy niż kiedyś.

Widzisz zmiany?
Martwi mnie, że przejęliśmy trochę cech, które dotychczas utożsamialiśmy z kobietami, takich jak np. nadmierna dbałość o siebie. Oczywiście, wrzucamy to w kategorię higieny osobistej, ale trochę przekraczamy granice. Wychodzę z założenia, że chłopak powinien okazywać męskość głównie swoim charakterem.

Może następuje zamiana ról? Kobiety coś zabrały facetom? I odwrotnie?
Nie chcę stawać w szeregu z tymi, którzy przypisują płci określone role, ale dostrzegam ich odwrócenie. Mam wrażenie, że my coraz bardziej „cipiejemy” jako faceci, więc kobiety czują, że muszą sobie wyprodukować mentalnego penisa. Mają taką indukowaną potrzebę, bo widzą, że wokół są goście, którzy nie potrafią ogarnąć swoich spraw, którzy bardziej dbają o swoją bródkę, a nie o to, żeby umieć wymienić przysłowiowe koło w samochodzie.

Boisz się stereotypów, szufladkowania ludzi?
Ludzie często przyklejają łatki, np.: jeżeli już jesteś w pewnym wieku, to powinieneś się zachowywać w określony sposób, jeżeli jesteś pracownikiem korporacji, to powinieneś być zdehumanizowanym trybikiem, który po godzinie 16 idzie na siłownię. Myślenie schematami sprawi, że świat stanie się bandą nudnych klonów.

Jesteś inny? Musisz to udowadniać?

Musiałem parokrotnie już udowadniać, że choć jestem „śmieszkiem-heheszkiem”, czasem się wydurnię, zrobię żarcik, przyaktorzę, to jednak jestem odpowiedzialnym człowiekiem i chyba dojrzalszym niż większość chłopaków w moim wieku. Ludzie lubią szufladkować, kategoryzować, więc dla nich strojący żarty człowiek z dużym dystansem do siebie to niepoważny, przygłupawy dzieciak.

Jeżeli ładny, to pewno nie za bardzo mądry, a brzydki okularnik to z pewnością intelektualista?
Bardzo bym chciał przełamywać stereotypy. Model nie musi być tępakiem. Jeden z moich ulubieńców, sławny model Pietro Boselli, pracujący dla najlepszych marek świata, jest doktorem nauk na londyńskim UCL. Takich przykładów jest wiele.

Franciszek Strąkowski

uczestnik 7. edycji programu „Top Model”, ma 27 lat, pochodzi z Chełmży, mieszka w Toruniu. Absolwent IV LO w Toruniu, ukończył finanse i rachunkowość na SGH oraz amerykanistykę na UW. Obecnie pracuje w NEUCA, gdzie zajmuje się marketingiem, poprzednio nabierał doświadczenia w sprzedaży i public relations w Nestlé.

Model nie musi być tępakiem - mówi Franek Strąkowski z 7. edycji Top Model
Julia Jarmulska dla Bonus MG
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera