Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie, którzy kręcą

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
To ono jest podobno najważniejszą ze sztuk. Tak przynajmniej mawiał pewien klasyk, który teraz zrobił się mało trendy. Oczywiście, od czasów klasyka wszystko powywracało się do góry nogami i inni zrobili się najważniejsi. Ale nie da się ukryć, że kino to wciąż jeden z filarów kultury pop. Do tego produkujący gwiazdy do wszystkich innych szuflad kultury masowej.

<!** Image 1 align=left alt="../../../../../img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >To ono jest podobno najważniejszą ze sztuk. Tak przynajmniej mawiał pewien klasyk, który teraz zrobił się mało trendy. Oczywiście, od czasów klasyka wszystko powywracało się do góry nogami i inni zrobili się najważniejsi. Ale nie da się ukryć, że kino to wciąż jeden z filarów kultury pop. Do tego produkujący gwiazdy do wszystkich innych szuflad kultury masowej.

Raz w roku, podczas festiwalu w Gdyni, cały naród pochyla się nad kinem polskim. Zasypywani jesteśmy wówczas - tak jak w tym tygodniu - medialnymi relacjami o tonacji zabawnej nadzwyczaj, bo w końcu oglądamy festiwal kina peryferyjnego, na którym wszyscy prężą muskuły, wypinają piersi albo lansują się w pozie niedbałej. Gdynia zawsze była zresztą miejscem przekomicznym, bo już w świecie pretabloidowym mieliśmy tam namiastki celebryctwa. Przyznać jednak trzeba, że festiwal polskich filmów fabularnych to też okazja obejrzenia filmów i twórców, których gdzie indziej obejrzeć nie sposób i szansa na dostrzeżenie trendów, które mówią sporo nie tylko o filmowcach, ale o nas w ogóle.

<!** reklama>Przez całe lata słyszeliśmy rok w rok pofestiwalową mantrę, że co prawda z naszym kinem jest tragicznie, ale jednak pojawiła się grupka młodych, która daje nadzieję. Potem powietrze uchodziło, nadzieja stygła, młodzi starzeli się błyskawicznie... Od paru sezonów słyszymy coś innego, i to nie tylko dlatego, że - jak śpiewa ostatnio inny klasyk - nastały czasy miłości. Po prostu trudno biadolić, skoro potem miesiąc w miesiąc mamy premierę niezłego polskiego filmu. Miniony rok był pod tym względem wyjątkowy, paru twórców pokazało klasę, jakoś działa też system finansowania. Tylko skoro jest tak dobrze, to dlaczego coś nie gra?

Bo polskie kino ciągle jest jakieś takie niekompletne. Owszem, rozwinęła nam się czysta rozrywka, są błahe komedyjki, są nawet slashery. Kot i Karolak ganiają po ekranie, widownia oklaskuje serialowych herosów, konfekcja pełna. Cóż, są na to klienci. Z drugiej strony dostajemy sporo kina trudniejszego. I oglądamy tych wszystkich ludzi na krawędzi albo zwyklaków bez właściwości, siłujących się z całym światem. Może czasami ta myśl jest płyciutka, może czasami przydałoby się trochę więcej odwagi w eksperymentowaniu. Ale przynajmniej paleta jest bogatsza, a nie tylko na okrągło polska bieda i nierówności wczesnego kapitalizmu.

Brakuje, niestety, jednego. Dobrego, rasowego kina komercyjnego nie dla matołów, gdzie perfekcyjne rzemiosło polepione jest z ciekawymi historiami i jednak zachętą do myślenia. Jasne, nie mamy szans w filmach akcji czy science-fitcion, ale komedia, kryminał albo thriller? Niekiedy się udaje, choć zdecydowanie za rzadko, weźmy choćby hit poprzedniego sezonu, „Dom zły”, czy niedocenionego „Enena”. To mocne kino środka. Wbrew pozorom, często znacznie trudniejsze niż smędzenie czy histeryzowanie o rzeczach ważnych - absolutnie nieważne przez swoją niestrawność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!