Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubi spojrzeć aktorowi w oczy

Redakcja
Rozmowa z BARTŁOMIEJEM TOPĄ, odtwórcą głównej roli w najnowszym filmie Wojciecha Smarzowskiego „Drogówka”.

<!** Image 3 align=none alt="Image 208309" sub="Bartłomiej Topa był przed tygodniem w Bydgoszczy, gdzie spotkał się z widzami po projekcji filmu „Drogówka”, wyświetlonego przez Klub Miłośników Filmu „Mozaika”. Później gościł w Toruniu ze spektaklem „Histerie miłosne” warszawskiego Teatru BUFFO.
[Fot.: Tymon Markowski}">

Do tej pory był mistrzem drugiego planu. Nie szuka głównych ról i nie czeka na nagrody. Nie ma ich zresztą wiele. Nie zobaczymy go w telewizyjnych reklamach i popularnych programach, ale o jego postaciach trudno zapomnieć.

Rozmowa z BARTŁOMIEJEM TOPĄ, odtwórcą głównej roli w najnowszym filmie Wojciecha Smarzowskiego „Drogówka”.

Policjanci mówią, że „Drogówka” im się podoba, ale to dla nich historyczny film. Rzeczywistość, którą pokazujecie Państwo na ekranie, już nie istnieje. <!** reklama>

Tak silnego wglądu w aktualną rzeczywistość policyjną nie mam. Chociaż po projekcji w Szczecinie policjanci przyznali, że w 90 proc. tak to jeszcze dzisiaj wygląda. Scenariusz powstał pod koniec lat 90., kiedy reżyser filmu Wojtek Smarzowski realizował dla telewizji „Polsat” program o policji o tej samej nazwie. Wtedy też były prowadzone konsultacje z policjantami z drogówki. W tamtych latach częściej pewnie zdarzały się sytuacje, które pokazujemy, zwłaszcza na prowincji. Ale przecież to nie jest film dokumentalny, nawet nie o policji, lecz o ludziach i zjawiskach. Mówimy w nim o realiach w cudzysłowie.

Przygotowując się do roli podglądał Pan pracę prawdziwych policjantów.

To środowisko trudne do podglądania. Szukałem kontaktów na własną rękę, nawet zdarzyło mi się szybką jazdą sprowokować kilka sytuacji. Musiałem sobie radzić, bo kiedy oficjalnie poprosiłem znajomych z zaprzyjaźnionej komendy o skontaktowanie mnie z policjantami, to przysłali mi takich, którzy ładnie pachną, fantastycznie wyglądają i doskonale znają Kodeks drogowy.

„Drogówka” to film sensacyjny?

Tam jest pomieszanie gatunków. Smarzowski wrzuca widza w kocioł zabawy, wulgarności, rodzajowości, a potem wyskakuje z tego i zaczyna się inny gatunek, w którym jest trochę kryminału, a trochę czegoś innego. Ale to nie ma znaczenia. Kiedyś w kinie wszystko porządkowano. Dzisiaj łączenie gatunków jest normalne. Ja miałem tam do zrobienia konkretną robotę. Trzeba by zapytać Smarzowskiego. Ale myślę, że on też uciekałby od definiowania gatunku.

Najtrudniejsza scena? Sporo było drastycznych. Może ta w samochodzie z policjantem, któremu prostytutka odgryza męskość?

To akurat była fantastyczna zabawa. Arek Jakubik był okryty workami foliowymi, zanim trysnęła krew. Wcześniej próbowaliśmy z wodą. O wiele trudniej było zagrać scenę pod mostem, w której uświadamiam sobie, że mogłem zabić swojego kumpla.

Wojciech Smarzowski ma opinię twórcy precyzyjnego, ale „Drogówka” sprawia wrażenie filmu spontanicznego. Potęgują ten efekt sceny kręcone telefonem komórkowym.

Tak, my się nimi posługiwaliśmy, aktorzy. Jedną ze scen realizowałem osobiście. Wojtek dał mi komórkę i powiedział: „Zrób zdjęcia, rozmawiajcie o rybach”. Ta scena z Robertem Wabichem nie była napisana. Mieliśmy tylko temat: ryby. Scenariusz filmu był bardzo precyzyjny, ale już na etapie czytania zaczyna pracować wyobraźnia ludzi, którzy mają pracować przy tym przedsięwzięciu. A potem te wszystkie wyobrażenia się zderzają. Wyobraźnia scenografa, kostiumografa, operatora kamery, reżysera i aktorów.

Na planie było podobno wyjątkowo dużo kamer.

To właśnie, m.in., było w „Drogówce” unikalne. Kamer było mnóstwo i tak naprawdę nie mieliśmy oddechu. Z tyłu za nami mogła się znaleźć kamera i każde spojrzenie, każdy ruch, gest były rejestrowane. Mieliśmy świadomość, że z tych różnych obrazów zostanie stworzona potem jakaś rzeczywistość.

Widzowie, którzy pamiętają Pana z postaci gapowatego Zenka w „Złotopolskich”, mogli przeżyć szok, widząc tego samego Bartłomieja Topę w roli policjanta Króla.

Dawno temu pożegnałem się z Zenkiem, ale bardzo sobie cenię tamto doświadczenie - świetna okazja do eksperymentu na samym sobie. Założenie było takie, że będę to realizował w ciągu jednego dnia, a potem dostałem telefon, że rola będzie się rozwijać. No i zostałem w „Złotopolskich” kilka lat. Ciekawe były reakcje ludzi na ulicach. Myśleli, że w życiu prywatnym też jestem takim Zenkiem. To wszystko mnie bawiło, ale musiałem kiedyś podjąć decyzję, że już wystarczy. „Złotopolskich” uwielbiał zresztą Czesław Miłosz. Nawet do mnie napisał.

Zagrał Pan w ponad 50 filmach fabularnych i ponad 20 serialach. Ludzie pamiętają wiele Pańskich drugoplanowych postaci, ale jest taka rola, zresztą główna, w spektaklu Teatru Telewizji z 2001 r. pt. „Kuracja”, o której mówi się rzadziej. Szkoda, bo jest niezwykła.

Na jednej krawędzi był wtedy Zenek ze „Złotopolskich”, a na drugiej Andrzej Majer z „Kuracji” (psychiatra, który w ramach eksperymentu naukowego zamyka się w szpitalu psychiatrycznym - przyp. red.). To było moje pierwsze spotkanie ze Smarzowskim. Andrzej Majer jest dla mnie pierwszą znaczącą rolą. Jednym z tych ważnych śladów, jakie pozostawiają w aktorze niektóre grane przez niego postacie. Pamiętam, że była tam taka scena o iniekcjach dożylnych. Przygotowywaliśmy się do niej przez 10 dni. Miała być kręcona już drugiego dnia, ale to nie był ten czas. Musieliśmy poczekać na odpowiedni moment.

Jaki moment?

Kiedy komponujemy sceny i wyłapujemy te, które są najważniejsze dla postaci, wtedy czekam na odpowiednią chwilę. Ja nie jestem aktorem, który w sekundę wywoła emocje, nie umiem zapłakać na zawołanie. To zawsze musi wynikać z jakiegoś wewnętrznego procesu.

W akcji fundacji „Synapsis” wcielił się Pan w osobę autystyczną. Zapewne trudno było zagrać autyzm, zwłaszcza, że planem były prawdziwe miejsca, bar, metro.

Najtrudniej było wejść do knajpy na placu Zbawiciela. To była ciężka chwila samotności i krańcowego buntu. Potem już poszło łatwiej. Uświadomienie sobie, że ci ludzie są naprawdę sami i nie potrafią tego powiedzieć światu, było najważniejszym momentem w całej tej akcji. W tym roku podejmujemy kolejny krok. Stworzyliśmy grupę biegiemnapomoc.pl. Chcemy zebrać ponad 300 tysięcy złotych na innowacyjne przedsięwzięcie, dotyczące rozpoznawania autyzmu u niemowląt i małych dzieci. Jest ze mną Maciek Stuhr, Tomek Karolak i Marcin Dorociński. Wspólnie trenujemy triathlon od kilku lat i porównujemy nasze wyzwania fizyczne z wyzwaniami ludzi dotkniętych autyzmem. Z tych porównań wziął się pomysł, by wspierać ludzi z autyzmem.

Gra Pan w filmach ukazujących polskie realia, często jest to rzeczywistość groteskowa, a zarazem drastyczna, jak choćby w „Drogówce”, „Weselu” czy „Domu złym”. Co Pana najbardziej denerwuje w Polsce?

Bylejakość. Brak refleksji nad tym, że nasza praca ma wpływ na innych ludzi. Łatanie dziur po zimie w jezdni też ma sens, jeśli jest dobrze wykonane. Spraw, które mnie drażnią, jest mnóstwo.

A jaki sens ma praca aktora?

Cały czas się nad tym zastanawiam. Jeśli znajdę odpowiedź, to chyba zrezygnuję, bo będzie to raczej przerażająca odpowiedź (śmiech). Na pewno kusząca jest możliwość kłamania. Traktuję aktorstwo jako wentyl bezpieczeństwa dla swoich emocji, ruchu, ciała, relacji z ludźmi. Pewnie powiem teraz coś, co zabrzmi strasznie naiwnie, ale lubię spojrzeć w oczy drugiemu aktorowi na planie. Wiele można wtedy zobaczyć.

Zagrał Pan w 50 filmach fabularnych. I tylko dwie główne role.

To chyba aż dwie? Czego pan oczekuje? Mam 45 lat. Miałbym zagrać piętnaście ról głównych? Jaka jest miara tego wszystkiego? Mam fantastyczną możliwość pracy ze Smarzowskim, pojawiają się kolejni ludzie, którzy chcą ze mną działać - myślę, że najpiękniejsze jeszcze przede mną.

Pewnie teraz pojawi się zaproszenie od Kuby Wojewódzkiego?

Nie byłem i nie będę w tym programie. To nie jest program na żywo i nie ma tam partnerstwa w rozmowie. 

Napisz do autora: [email protected]


Teczka osobowa

Chłopak z Podhala

Urodził się w Nowym Targu w 1967 roku. W maju tego roku skończy 46 lat. Studiował na Wydziale Aktorskim w łódzkiej filmówce. Ukończył ją w 1991 roku.

Zagrał w ponad 50 filmach fabularnych, przeszło 20 serialach i trzech spektaklach Teatru Telewizji. Od 2010 r. gra w Teatrze Polonia Krystyny Jandy i w Teatrze BUFFO.

Stał się rozpoznawalny dzięki roli Zenka w serialu telewizyjnym „Złotopolscy”. Potem popularność przyniosły mu role w filmach Wojciecha Smarzowskiego: „Wesele”, „Dom zły”, „Drogówka”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!