Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto ma brodę, ten ma władzę

Redakcja

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Cóż, Ameryka to łatwy cel. Zwłaszcza dla komedianta z Europy. W końcu można się z niej śmiać na tysiąc sposobów... Można poszydzić z prowincjonalizmu i umysłowej ciasnoty jej kowbojstwa, albo - z drugiej strony - z szaleństw politycznej poprawności, które szalone są bardziej niż gdziekolwiek na świecie. Można opowiadać dowcipy o amerykańskim poczuciu wielkości i można zaśmiewać się z obyczajowej czy politycznej hipokryzji Amerykanów. To łatwy cel, bo z dużego i silnego zawsze fajnie nam jest się śmiać. Mam jednak wrażenie, że superkomik Sacha Baron Cohen powinien trochę od Ameryki odpocząć. Bo śmieje się z tej Ameryki już trochę mało śmiesznie. <!** reklama>

A na pewno nie tak, jak w „Boracie”, gdzie pokazał nam i soczyście, i inteligentnie różne choróbska USA. Również te choróbska, które amerykańska kultura masowa rozwłóczy po całym świecie. Najzabawniejsze oczywiście w „Boracie” były sekwencje reality - no, ale nie czarujmy się, to może wyjść tylko raz. No, może dwa razy. Poza tym Sacha Baron Cohen dobrze wie, że od kiedy stał się w USA popidolem, ze wstawkami reality musi przyhamować. Jego „Dyktator” to już normalna fabularna opowieść, momentami zabawna, ale momentami nieznośnie wtórna.

Mimo wszystko komik oczywiście nie śmieje się bez sensu, mamy tu więc całkiem ambitne komediowe menu. Śmiejemy się i z obłudy amerykańskiej polityki, i z matołkowatości medialnych komentarzy, i ze sprzedajności ludzi show businessu, i z amerykańskich mód w rodzaju życia eko, i z tego, w jak niewielkim stopniu ta amerykańska demokracja przypomina niekiedy ten wzorcowy model. Tym razem pan Sacha zbyt wiele tu nie wyszydza, raczej dowcipkuje o oczywistościach. I choć niektóre żarty Cohen wyostrza mocno, to ciągle mamy wrażenie, że w „Boracie” czy „Brunie” ostrzył mocniej. Najciekawszy motyw w filmie to chyba jednak nieprzystawalność różnych kultur i nasza - ludzi Zachodu i Północy - niechęć do zrozumienia tego. Bo nie do końca wiemy, czemu ci inni nie chcą uznać, że ustrój, który wymyśliliśmy, jest najlepszy. Druga ciekawa sprawa to zresztą słabość świata naszych wartości. Bohater filmu, Aladeen, to rasista i seksista pełną gębą, ale szczery i otwarty. Jego poglądy to karykatura. Ale i też trochę tego, co my mamy w głowach.

Cały film jest więc opowieścią o generale admirale Aladeenie, bardzo brodatym przywódcy Wadiyi, upozowanym na Kaddafiego, który tuż przed wybuchem powstania w Libii był już tak groteskowy, że nawet Cohen go nie przebije. Aladeen przybywa do USA, gdzie jeden z dygnitarzy, marzących o opchnięciu ropy zachodnim koncernom, zastępuje go sobowtórem. Aladeen ląduje na amerykańskiej ulicy. To oczywiście prowokuje żarciki, niektóre - jak ten, w którym Cohen opisując zalety dyktatury wymienia cechy współczesnej Ameryki - całkiem zgrabne.

Polskim odpowiednikiem - czy raczej naśladowcą - Cohena bywał Szymon Majewski, który proponował nam fikcyjne byty z Ędwardem Ąckim na czele. No i proszę, dziś media użalają się nad panem Szymonem, że mu spada oglądalność i coraz mniej śmieszy. Wygląda więc na to, że Majewski jest wyjątkowo konsekwentny w naśladowaniu Cohena...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!