<!** Image 1 align=left alt="Image 17748" >„Tygodnik Podhalański” oskarża ks. Mirosława Drozdka, jednego z najbardziej znanych na Podhalu duchownych, że współpracował z SB. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski publicznie wzywa, by w imię prawdy ujawnić księży ze środowiska krakowskiego, uwikłanych we współpracę z aparatem bezpieczeństwa, donoszących na kardynałów Karola Wojtyłę i Franciszka Macharskiego, mówi o potrzebie samoczyszczenia. Ks. Kazimierz Sowa, we wczorajszej „Rzeczpospolitej” pisze, że dla Kościoła nie jest groźna prawda o współpracy księży z czasów PRL, ale brak tej prawdy. Tych sygnałów jest dużo i będzie ich przybywało. Dyskusja o agenturze wśród księży, która na dobrą sprawę rozpoczęła się wraz z wybuchem skandalu wokół o. Konrada Hejmo - teraz nabiera wyraźnego impetu.
Powodów jest kilka. Jeden z nich jest prosty: coraz szerszy dostęp do przechowywanych przez IPN akt sprawia, że coraz więcej tych materiałów jest publikowanych i coraz więcej tych, na których donoszono przegląda swe teczki i odkrywa donosicieli wśród swych znajomych, bliskich, przyjaciół. Wśród tych, którzy badają swe teczki są także duchowni i oni także przeżywają szok odkrycia prawdy o kimś, kto był kolegą z seminarium, zakonnym współbratem, czy znajomym z kurii. Jedni - uznając, że są to wewnętrznie sprawy Kościoła - będą milczeli. Inni jednak będą mówili, w przekonaniu, że choćby najbardziej gorzka prawda jest lepsza niż udawanie, że problemu nie ma. I pewnie czeka nas jeszcze niejedno lustracyjne zamieszanie z duchownymi w roli głównej. Jednak w jakiś proces odgórnie zadekretowanego oczyszczenia nie wierzę. Zbyt dużo upłynęło czasu i zbyt dużo jest tych, dla których sama dyskusja o tych sprawach to spisek i atak na świętości.