Nigdy nie lubiłam bawić się w policjantów i złodziei. Ale kiedy mam ochotę ulżyć spracowanym, szarym komórkom, włączam komputer, wrzucam płytkę i oglądam dowolny film kryminalny. Jeśli krew nie leje się zbyt obficie, łby nie spadają za często i nikt nikomu trzewi maczetą nie odsłania, zwykle udaje mi się dobrnąć do napisu „koniec”.
Wystrzałowy scenariusz, trzymający w stałym napięciu można byłoby sklecić korzystając z życiorysu „Adidasa”. A w nim: strzelaniny, napady, kurtyzany, „koka”, pościgi i brawurowe ucieczki. Do tego dorzucić warto byłoby jeszcze superaktorów, półnagie statystki i młodych, przystojnych gliniarzy ze służb specjalnych. A na deser... samo życie, w myśl powiedzenia „przychodzi kryska na Matyska” - gangster ląduje za kratami.
<!** reklama>
Jeszcze tylko błyski fleszy na sądowej sali, ostatnie notki w gazetach. Potem cisza! Wszyscy o wielkości skazańca zapominają. Taka właśnie niepamięć dla wielu przestępców jest najgorszą karą.
Mam więc nadzieję, że polskich członków półświatka, czyli „Rympałka”, „Adidasa”, „Preshinga”, „Księcia” i wielu innych żaden pismak na gwiazdy Hollywoodu nie wykreuje. Lepiej będzie jeśli spędzą resztę życia w ciszy i spokoju. Lepiej będzie, jeśli nie zostaną wzorem do naśladowania dla kolejnego pokolenia ludzi, którzy tylko dzięki zbrodni potrafią udowodnić swoje istnienie.