<!** Image 1 align=left alt="Image 18880" >Kto to jest Lech Kaczyński? W Polsce odpowiedź jest oczywista, ale po drugiej strony Odry byłby z tym kłopot. Co gorsza, nawet wśród tej lepiej zorientowanej mniejszości, nowy polski prezydent nie ma najwyższych notowań. Już podczas kampanii wyborczej w niemieckich mediach nie brakowało komentarzy budujących obraz Kaczyńskiego jako nacjonalisty, eurosceptyka, niepoważnego populisty, który 60 lat po wojnie wyskakuje z żądaniem odszkodowania za spalenie Warszawy. I pewnie niewielu naszych zachodnich sąsiadów zada sobie pytanie, na ile faktycznie Kaczyński zasługuje na tak kiepski wizerunek, a na ile wynika on z różnic między polskim a niemieckim postrzeganiem wielu spraw oraz z niuansów, które rzadko są czytelne na zewnątrz. Takich na przykład, że wcale nie trzeba być nieufnym wobec całego świata polskim nacjonalistą, żeby z niechęcią patrzeć na pomysły Eriki Steinbach.
Czas pokaże, co zmieni rozpoczęta wczoraj wizyta prezydenta w Niemczech. Paradoks polega na tym, że Lechowi Kaczyńskiemu - politykowi kojarzonemu do tej pory z twardą polityką i niechęcią do kompromisów, przyszło rozpoczynać prezydenturę od podróży pojednawczych, ocieplających stosunki. Taka właśnie była lutowa wizyta we Francji, i tak jest dziś z Niemcami.