Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kawalerowie z Szymborza mają głos!

Redakcja
Dobrze, że na inowrocławskim Szymborzu wciąż pamiętają o tej starej tradycji, o swoistym XIX-wiecznym rapie, który trzeba chronić jako lokalny skarb.

Dobrze, że na inowrocławskim Szymborzu wciąż pamiętają o tej starej tradycji, o swoistym XIX-wiecznym rapie, który trzeba chronić jako lokalny skarb.

<!** Image 3 align=none alt="Image 208211" sub="Paweł Małachowski, prezes Stowarzyszenia Klubu Kawalerskiego, wzywa mieszkanki i mieszkańców Szymborza na przywołówki. Tradycja sięga aż 1833 roku (Fot.: Renata Napierkowska/archiwum)">

Jak na rap przystało, musi być rytmicznie i dosadnie. - Choć nigdy nie wulgarnie, a zarzuty o niewybredny język pod adresem klubu kawalerów już padały, zarzuty nieuzasadnione, bo nigdy w przywołówkach szymborskich nie słyszałam choćby dwóch bardzo popularnych na polskich ulicach przekleństw - śmieje się Janina Sikorska, szefowa Muzeum im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu, która przywołówki i inne wielkanocne tradycje zna, m.in., z opowieści swoich dziadków.

<!** reklama>

Wykupić się wódką

Nasza rozmówczyni jest rada, że ok. 30 lat temu, korzystając właśnie ze wspomnień starszych i z muzealnych zbiorów, niektóre tradycje udało się podtrzymać. Inne poszły w zapomnienie. - W środę popielcową był zwyczaj wywożenia młodych mężatek na podwoziu do karczmy - mówi pani dyrektor. - Kobiety musiały się później w tej karczmie wykupić fundując mężczyznom wódkę. Do południa w tejże karczmie muzyka ostro grała, mężatki tańczyły taniec zwany „na wysoki len”, czyli taniec urodzajów, ale już około południa przystępowano do symbolicznego ścinania muzykanta.

Grajek z garnkiem popiołu na głowie (i według niektórych zapisków, z czarnym kotem pod pachą) klękał, a kat walił kijem w garnek. Naczynie pękało, kot, czyli symboliczna dusza muzykanta, uciekał. Od tej chwili, przez cały post muzyka w karczmie nie zagrała. Ta tradycja jednak nie przetrwała. Podobnie jak w zapomnienie odchodzą rozmaite palmowe przesądy. Dawniej w Niedzielę Palmową palmy nie tylko święcono (połykając później jednego baziowego kotka), ale zatykano je również na granicach pól, zdobiono nimi groby bliskich, a nawet palono, by dymem okadzić bydło przed pierwszym wypędzeniem na pastwisko, dla zdrowia, obfitości mięsa, mleka, potomstwa.

Woda - uroda

Kolejny, tym razem wielkoczwartkowy zwyczaj, związany był z postnym jedzeniem. - Wybijanie żuru - wymienia Janina Sikorska. - Po tylu dniach poszczenia, resztki zakwasu gospodyni wylewała, a ceramiczny garnek rozbijało się na znak, że wielki post czas zakończyć. Do niedawna o tłuczeniu żuru słyszało się w Szymborzu.

W Wielki Piątek poza tym, że należało się ciężko napracować, bo i Chrystus tego dnia okrutnie się namęczył, całe rodziny spotykały się nad rzekami, strumieniami, żeby się obmyć. Należało w milczeniu opłukać się wodą trzy razy (na cześć Trójcy Świętej). Miała ta czynność zabezpieczyć przed krostami i innymi chorobami skóry, a dziewczynom dodać urody.

Sąd z przymrużeniem oka

Skoro o urodzie mowa, stała się ona jednym z tematów wspomnianych przywołówek. Ten, zdaniem Janiny Sikorskiej, XIX-wieczny rap, był swego rodzaju sądem, ale z przymrużeniem oka, nad niezamężnymi kobietami. - Czterej kawalerowie stawali się niejako sumieniem wsi - mówi dyrektor inowrocławskiego muzeum. - W połowie postu komisja klubu kawalerów o nieposzlakowanej opinii, odpowiednio wykształconych i o nienagannych manierach spisywała wszystkie szymborskie panny, szykujące się do zamążpójścia. Każdemu kawalerowi przypisywano jedną pannę i ten musiał dziewczynę wykupić, żeby nie być później (w Wielką Niedzielę) wziętym razem ze swoją ulubienicą na języki.

Precz sprośności

Z drzewa, z dachu, a dziś ze specjalnej konstrukcji dobiegają słowa skandowane przez kawalerów w takt werbla, np. „U starego Jana jest śliczna dziewczyna, na imię jej Halina. Dla poprawy jej urody potrzeba dwa wiadra wody (...)”. Niektóre teksty nie zmieniły się od ponad 100 lat, jedynie imię dziewcząt wstawia się aktualne.

Gorzej było, jeśli panna kawalerom podpadła, bo była pyskata, niedostępna, albo źle się prowadziła. Wszystkie usterki wychodziły na jaw, zgodnie z ludowym przysłowiem: „Wiedzą sąsiedzi, kto na czym siedzi”. Panny cieszyły się jednak nawet z tych kąśliwych uwag (pominięcie w przywołówkach było towarzyskim afrontem), nie to co współczesne damy. Kilka lat temu głośna była sprawa procesu sądowego, jaki wytoczyły obrażone inowrocławianki kawalerom. - Pamiętam też inną historię - wspomina Janina Sikorska. - To było w latach 70., czasopismo „Fakty” zamieściło artykuł o ówczesnej kierownik inowrocławskiego wydziału kultury, której nie podobały się dość sprośne teksty przywołówek. Szefowa postulowała nawet, by urzędnicy wydziału kultury, czyli ludzie wielce wykształceni, pisali teksty. Wybuchł skandal, o którym było głośno w całej Polsce.

***

Przywołówki. Od 1833 r. odbywają się w niedzielę wielkanocną w Szymborzu (dzielnica Inowrocławia, dawniej wieś). Organizuje je Stowarzyszenie Klubu Kawalerskiego. Mieszkańcy Szymborza i liczni obserwatorzy zbierają się na placu, gdzie ustawiono specjalną konstrukcję, zwaną szubienicą. Stąd kawalerowie wykrzykują rymowanki na temat każdej szymborskiej panny, czyli „przywołują ją”.

Przywołówki (po raz 181) zaplanowano na niedzielę wielkanocną (31 marca), ok. godz. 18.30 - 19 na placu przy stawie w Szymborzu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!