Tottenham, PSV, Real Betis, Sevilla i teraz Barcelona - lista klubów zainteresowanych Michałem Karbownikiem jest naprawdę imponująca. Co czyni go aż tak atrakcyjnym? Wiek, zdolność do gry na różnych pozycjach i kreatywność, której polska piłka jeszcze nie zdążyła u niego zniszczyć. O ile w Betisie czy w Sevilli Karbownik walczyłby raczej o minuty na prawej obronie, o tyle w Barcelonie może rywalizować na dwóch pozycjach.
Jak podaje hiszpańskie „Mundo Deportivo”, trener Blaugrany Quique Setien szuka następcy Jordiego Alby na lewą obronę. Póki reprezentant La Furia Roja gra na swoim poziomie, Karbownik może walczyć o grę po drugiej stronie defensywy. Tam zazwyczaj grają Sergi Roberto lub Nelson Semedo. Hiszpan jest jedną z najlepszych „zapchaj-dziur” na świecie - potrafi grać i na skrzydle i w środku pola. Natomiast z Portugalczykiem wiązano wielkie nadzieje, których do tej pory nie spełnił.
- Rozmowy prowadzono na najwyższym szczeblu, ale dyskusje zamarły i wydaje się, że nic z tego nie będzie. Pandemia koronawirusa sprawiła, że nie ma ruchu na rynku transferowym. Temat pojawiał się już od kilku miesięcy, odbywały się spotkania. Wydaje mi się, że może się to już nie ruszyć - poinformował w „Kanale Sportowym” dziennikarz Krzysztof Stanowski.
Ale to nie koniec. Jak donosi TVP Sport, legionistą zainteresował się również Real Madryt. W tym wypadku to jest bardziej efekt domina, rozpoczęty przez ich rywali z Katalonii.
Przed wybuchem pandemii Covid-19 Legia oczekiwała za swojego piłkarza ok. 9 mln euro. Kryzys gospodarczy z pewnością wpłynie na rynek transferowy, ale 19-latek nie powinien mieć problemu z pobiciem rekordu Ekstraklasy, który zimą ustanowił Radosław Majecki (7 mln euro).
Majecki nie jest jedynym szanowanym, polskim bramkarzem, który latem zmieni klub. To dotyczy również Rafała Gikiewicza, który poinformował, że nie przedłuży umowy z Unionem Berlin.
- Były piłkarz, mieszkający pod Berlinem, który ma dobre kontakty w tym klubie, proponował mi rozmowy z Herthą na temat mojego kontraktu. Nie jestem w stanie sprzedać za żadne pieniądze tego, co osiągnąłem w Unionie. Hertha ma teraz miliony, nowego inwestora i przebiłaby pewnie Union odnośnie mojego kontraktu kilkakrotnie, ale nie jestem w stanie tego zrobić, bo mam większe wartości w życiu niż tylko pieniądze. Druga sprawa - mam dzieci, które muszą się uczyć, chodzić na spacery i funkcjonować w Berlinie. Za dużo bym stracił, więc nie wchodzi to w grę. Powiedziałem: „Nein, danke” - powiedział niedawno Gikiewicz w wywiadzie dla „Eleven Sports”.
- Marzy mi się pozostanie w Bundeslidze. Mój kontrakt dobiega końca 30 czerwca, niestety Union go nie przedłuży. Dwa dni temu był płacz ze strony żony i synów, bo to nie jest łatwa decyzja. Starszy syn ma 10 lat i chodzi do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Ale takie jest życie piłkarza. Żona wiedziała, z kim się wiąże. Takie są minusy tego zawodu, ale trzeba grać tam, gdzie cię chcą. Mam nadzieję, że wyląduję na cztery łapy - powiedział 32-latek w rozmowie z „Dzień Dobry TVN”.
