Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Nocoń: W Gdyni mieszkańcy chcieli całkowitej zmiany. I wiążą z nią duże nadzieje

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Aleksandra Kosiorek, nowa prezydent Gdyni
Aleksandra Kosiorek, nowa prezydent Gdyni Przemysław Świderski
Kobiety w większym stopniu się angażują w sprawy publiczne. Aktywizują się, potrafią się integrować, że mają naprawdę skuteczny wpływ na działania polityczne. Trudno się z nimi nie liczyć. W takim kontekście zwiększająca się rola pań w samorządach nie może dziwić. Natomiast w badaniach politologicznych nie ma wskazań takich, by rządy kobiet różniły się znacząco od rządów mężczyzn – mówi dr hab. Jarosław Nocoń, politolog z Uniwersytetu Gdańskiego.

Miażdżące zwycięstwo Aleksandry Kosiorek w Gdyni jest chyba największą niespodzianką wyborów samorządowych na Pomorzu…

W skali całej elekcji, nie tylko drugiej tury, również w skali kraju, a nie tylko Gdyni czy województwa, za największą niespodziankę uważam upadek Wojciecha Szczurka. Wieloletni prezydent nie wszedł nawet wyborczej dogrywki. Zauważmy, on w poprzednich wyborach miał ponad 60 proc. poparcia. To było najmniej w historii jego startów, ale i tak poziom poparcia bardzo wysoki. I tak wielki spadek, w ciągu jednej kadencji, uważam wręcz za fenomen. Przyczyn tego stanu rzeczy było zapewne wiele, ale stawiałbym tu głównie na zniechęcenie mieszkańców do Wojciecha Szczurka, wywołane swego rodzaju brakiem dialogu z lokalną społecznością, co wpływało na jego indywidualny wizerunek jako prezydenta, gospodarza miasta. Należy też zwrócić uwagę, że rok, dwa lata temu Gdynia wiodła prym w różnego rodzaju plebiscytach na miasto idealne do życia, miejsce, w którym ludzie są zadowoleni ze swojego miejsca zamieszkania. I właściwie nagle, kwestie związane z wyborami politycznymi pokazały, że takie poczucie szczęścia Gdynian nie wiąże się bezpośrednio z obsadą personalną samorządu lokalnego.

Rezultaty wyborów na prezydenta Gdyni wskazują, że mieszkańcy chcieli przekazać władzę komuś, nazwijmy to, spoza utrwalonego kręgu politycznego. Rywal pani prezydent, Tadeusz Szemiot z Koalicji Obywatelskiej, wspierany przez czołowych polityków tej partii, właściwie „nie nawiązał” walki o fotel prezydenta Gdyni w II turze.

Wyraźnie widoczne jest, że wyborcy w Gdyni wiążą duże nadzieje z panią prezydent-elekt, z jej planami i projektami. Zwyciężyły emocje, nakierowane na zmianę. To się udało i przy takim nastawieniu elektoratu chyba jakiemukolwiek z kontrkandydatów nie udałoby się skutecznie z panią Kosiorek rywalizować. Niemniej, trzeba przyznać szczerze, że tak naprawdę nie wiemy do końca, czego się po prezydent-elekt spodziewać. Aleksandra Kosiorek, zauważmy, nie była aż tak znana ze swoich działań w łonie gdyńskiego samorządu. Fakt, w swoim otoczeniu ma osoby, które są znane z różnych inicjatyw. Natomiast nie wiadomo, jaka będzie zorientowana pani prezydent na współpracę z Radą Miasta. Mamy tu niewiadomą. Krótko mówiąc, nie wiemy w tym momencie, w którą stronę owa zmiana, która dokonała się w Gdyni, będzie zmierzać.

W radzie przewagę mają przedstawiciele KO. Od obu stron zależy, jak będzie wyglądał gdyński samorząd...
Polityczny rozsądek czy kalkulacje polityczne wskazywałyby, że ekipie pani prezydent najłatwiej byłoby nawiązać ścisłą współpracę z radnymi KO. Jednak z zapowiedzi Aleksandry Kosiorek nie wynika, że będzie to takie oczywiste. Ona zdeklarowała, że współpraca będzie podporządkowana konkretnym zadaniom, projektom. A to znaczy, że taka współpraca może być „wahadłowa”, że może dochodzić do doraźnych koalicji z innymi grupowaniami, np. z radnymi Samorządności Wojciecha Szczurka, a nawet Prawa i Sprawiedliwości. Umożliwiać to pani prezydent ma szerokie zaplecze, z różnego rodzaju kontaktami. I być może jest to dobra strategia. Osobiście uważam jednak, że musi minąć trochę czasu, żeby się nowa władza mogła się w realiach gdyńskiego samorządu zorientować, a następnie w nim funkcjonować i zaproponować konkretne projekty, które będą możliwe do realizacji. Pamiętajmy choćby, że w ostatnich latach, w czasie swoich rządów, PiS mocno ograniczał budżety dużych miast, co na pewno zaważy na możliwościach inwestycyjnych. Nie jest tak, że nowa, świeża władza wybrana przez mieszkańców, ma teraz jakieś niespodziewane możliwości, większe od tych, którymi dysponowali poprzednicy.

Na Pomorzu największymi miastami rządzić będą kobiety. W Gdańsku Aleksandra Dulkiewicz, w Sopocie Magdalena Czarzyńska-Jachim, które wygrały w pierwszej turze, w Gdyni Aleksandra Kosiorek, w Słupsku Krystyna Danilecka-Wojewódzka, po dogrywce…

Kobiety w większym stopniu się angażują w sprawy publiczne. Nie wiem, czy może to być skutek dość paternalistycznych rządów PiS na szczeblu centralnym, ale widzimy, że panie się aktywizują, potrafią się integrować, że mają naprawdę skuteczny wpływ na działania polityczne. Trudno się z nimi nie liczyć. Kobiety, mam wrażenie, uwierzyły w siebie, doceniły swoją rolę po protestach przeciw zaostrzeniu praw aborcyjnych. Pamiętajmy, że odsunięcie PiS od władzy jesienią ubiegłego roku dokonało się za sprawą dużej aktywizacji wyborczej kobiet. W takim kontekście zwiększająca się rola pań w samorządach nie może dziwić. Natomiast w badaniach politologicznych nie ma wskazań takich, by rządy kobiet różniły się znacząco od rządów mężczyzn. Nie spodziewałbym się, by płeć miała wpływ na przykład na priorytety, kierunki polityki miejskiej, samorządowej. Trzeba przecież również wziąć pod uwagę, że prezydent firmuje pewną politykę, strategię, którą układa cały sztab współpracowników, zapewne też i mężczyzn.

Każda z głównych partii politycznych obwołała się zwyciężczynią samorządowej elekcji. Tyle, że tę elekcję trudno rozstrzygnąć według partyjnego klucza.

Afiliacje partyjne mają znaczenie w dużych miastach i tu liderzy polityczni próbują prowadzić narrację w taki sposób, że wygrana reprezentantów ich partii była wygraną poniekąd w ogólnopolskim wymiarze. Ja podtrzymuję cały czas zdanie, że wybory samorządowe mają swoją logikę. Większość gmin w Polsce skupiają małe miasta i wsie, w których afiliacje partyjne nie są tak naprawdę rozpoznawalne i nie są właściwie ważne. Samorząd w Polsce, czym może się szczycić, jest w zasadzie technokratyczny, apartyjny. Oczywiście polityka jest w nim obecna, ale w wymiarze lokalnym, związanym z ważnymi dla społeczności lokalnych sprawami. I pojedynki dużych miastach traktował bym jako symboliczne, jako narrację, która ma zbić kapitał polityczny. Sądzę jednak, że nie będzie to miało większego znaczenia, na przykład w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Frekwencja była kiepska...

Główną siłą motywującą ludzi do wyborów, tych parlamentarnych, w których frekwencja była znakomita, była siła oparta na konflikcie między dwiema największymi partiami i firmującymi te ugrupowania liderami. To emocje sprzyjały frekwencji. W wyborach samorządowych, zwłaszcza w tych małych miejscowościach, takich emocji nie ma, a co za tym idzie, nie ma też motywacji. Nieco inaczej wygląda to w dużych miastach, gdzie bitwy toczą kandydaci mający polityczne barwy. Z drugiej strony frekwencją w ostatniej elekcji nie odbiegamy zbytnio od wcześniejszych wyborów. Ona się kształtuje na poziomie 30-40 kilku procent. To powrót do normy, która jest kierowana wyważonymi sądami, a nie emocjami.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki