To było spełnienie ich marzeń. Pieniądze wygrane w konkursie roztopiły się w przygotowaniach do wyprawy równie szybko jak śnieg, ropuszczany później do picia.
<!** Image 2 align=right alt="Image 148841" sub="Daria Nowakowska mówi, że podczas wyprawy pierwszoplanowa była troska o psy / Fot. www.syberiada-adventure.com">O Darii Nowakowskiej i jej rodzinie pisaliśmy kilka miesięcy temu. Daria, maszerka dysponująca największym w Polsce stadem husky, pokonała wielotysięczną konkurencję autorów blogów, chcących wygrać 50 tysięcy złotych w konkursie „Dla niepokonanych”. Jej marzeniem była zimowa wyprawa dookoła fińskiego jeziora Inari. Tego, co przeżyli podczas marcowego wyjazdu do Laponii, nie da się porównać z żadnym uniesieniem.
- Ugotowała nas... zima - śmieje się Daria Nowakowska. - Na jeziorze była półmetrowa warsta śniegu, przez który ciężko się przebić. Poruszaliśmy się trasami wytyczonymi dla śmigających tamtędy skuterów (to zabawne, przygotowano dla nich odblaskowe tyczki, a nawet znaki drogowe!). Oprócz nich widzieliśmy tylko w oddali 4 inne zaprzęgi, ani śladu reniferów, na zobaczenie których bardzo się cieszyliśmy. Pasażerowie skuterów nie chcieli płoszyć psów, omijali nas łukiem, ale pozdrawiali nas i gratulowali wyprawy.
<!** reklama>Daria mówi, że nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. A oni - dzięki pomocy sponsorów - dysponowali świetnym sprzętem, więc udało się przeżyć na lodzie trzy doby, mimo że nad ranem temperatura sięgała minus 30 stopni.
- Psy były zauroczone ogromną przestrzenią - opowiada maszerka. - Po raz pierwszy nie rozpraszały ich żadne okoliczności polskiej przyrody. Dzięki temu biegły kłusem, idealnym tempem, co pozwoliło nam w sumie zrobić 260 kilometrów. Trudnych, bo obszar jeziora, mimo że jest na nim ponad trzy tysiące wysp, zdaje się nie mieć końca. Ma się wrażenie stania w miejscu.
Daria powoziła 8 psami, mąż - 9. Najpierw trzeba było zadbać o nie, potem o siebie. Kiedy skończyły się zapasy wody, musieli topić śnieg do picia. Nie przypuszczali, że w Findlandii można kupić bez trudu świder do lodu - i czerpać wodę z jeziora... Na saniach każde z nich miało po 80-90 kg ładunku, z czego 60 kg wysokiej klasy karmy. To daje wrażenie logistycznego ogromu przedsięwzięcia. Łatwo pomyśleć, że można dopłynąć do Helsinek promem, zapominając, że 17 psów nie wytrzyma kilkunastogodzinnej podróży w zamknięciu. Więc cała ekspedycja jechała Via Balitca - przez Litwę, Łotwę, Estonię. Wyliczyli, że samo wyprowadzanie psów zajmowało im wtedy 5 godzin na dobę.
- Byliśmy zachwyceni kondycją zwierząt, nie chorowały, były pełne energii - cieszy się Daria Nowakowska. - Ale potrzebowały odpowiedniej opieki. Wieźliśmy dla nich słomę z Polski, by nie musiały spać bezpośrednio na lodzie, niektóre okrywaliśmy kocami. Miały na łapach specjalnie polarowe butki. Potrzebowaliśmy ich aż 500 sztuk uszytych przez naszą krewną, Wiolettę. W ogóle pomoc naszej rodziny była nieoceniona, bo w domu pod Łabiszynem zostawiliśmy przecież część stada.
Jeden taki bucik kosztuje normalnie 8 złotych. Wystarczy, by sobie wyobrazić, ile kosztowała cała wyprawa. Dziewicza, bo nikt nie trafił dotąd na Inarii ze swoim sprzętem. 50 wygranych tysięcy było zatem kroplą w morzu potrzeb. Nowakowcy znaleźli się jednak w swoim raju. Może następna fińska ekspedycja powiedzie na 80-kilometrową rzekę w jednym z parków narodowych. Może ze swoim zaprzęgiem ruszy obok nich 10-letni dziś Kacper. I syn dołączy do rodzinnego wyścigu, w którym nie padają inne słowa, niż psie komendy. A wokół biała pustynia.
Warto wiedzieć
Więcej o wyprawie Darii i Krzysztofa Nowakowskich na stronie www.syberiada-adventure.com