Nowiutki ford focus miał być spełnieniem marzeń, a stał się koszmarem. Od pół roku auto stoi w warsztacie. Ale o zwrocie pieniędzy lub wymianie na nowy pojazd nie ma mowy. - Będziemy naprawiać aż do skutku - mówią w koncernie.
<!** Image 2 align=right alt="Image 58791" sub="Tomaszowi Cichomskiemu (na zdjęciu przy aucie zastępczym) trudno już zliczyć, ile razy jego „wymarzony” ford focus zawodził na drodze. Niektóre sytuacje mogły zakończyć się tragedią / Zdjęcia: Piotr Schutta">- Nawet jak się martwię, to nie widać tego po mnie - wzdycha ciężko Tomasz Cichomski spod Inowrocławia.
Myli się. Wygląda na smutnego i przygnębionego. Poprawia okulary i pokazuje dokumenty. Wynika z nich, że w styczniu 2006 roku kupił nowego forda focusa w salonie Auto-Styl w Inowrocławiu, zapłacił 65 tys. złotych i od listopada ubiegłego roku go naprawia. Samochód ten to wadliwy egzemplarz, lecz firma Ford Polska nie chce przyjąć tego do wiadomości.
- Na pewno naprawimy - powtarzają uparcie w Biurze Obsługi Klienta w Warszawie.
- Oczywiście, że usuniemy usterkę, od tego jest gwarancja - przytakują w inowrocławskim serwisie.
- Będziemy naprawiać aż do skutku - mówi otwarcie Mariusz Bejma z inowrocławskiego salonu sprzedaży Forda Auto-Styl. Auto reperowane było w różnych autoryzowanych serwisach już dziewięć razy. Ostatnio naprawiano wyciek oleju.
Ja na gaz, a on gaśnie
Kłopoty zaczęły się po 11 miesiacach użytkowania, od tego, że samochód tracił moc podczas wyprzedzania!
- Straszne uczucie. Ratowałem się zjeżdżając na pobocze, między drzewa - opowiada Cichomski.
Pierwsza próba naprawy w warsztacie Auto-Stylu nic nie dała, choć zapewniano, że auto jest w porządku. Miesiąc później, po kolejnych mrożących krew w żyłach przygodach na szosie, Tomasz Cichomski znowu jedzie do warsztatu. Naprawiają, naprawiają... i nie mogą naprawić. Po miesiącu to samo. Ford ląduje w serwisie po raz trzeci. Potem czwarty. Auto nie tylko słabnie, ale też zaczyna w czasie wyprzedzania... gasnąć! Mężczyzna przeżywa horror. Ledwo uchodzi z życiem.
<!** reklama left>- Wyprzedziłem ciężarówkę, wróciłem na prawy pas i nagle silnik zgasł - opowiada właściciel. - Za każdym razem, kiedy silnik słabł czy gasł, zapalała się kontrolka, która (według instrukcji obsługi) sygnalizuje awarię układu sterowania silnikiem. Zgodnie z zaleceniami producenta, nie jechałem dalej, tylko wzywałem pomoc drogową.
To, czego Cichomski doświadczył cudem uchodząc z życiem, to jedna sprawa. Druga, to sposób, w jaki obchodzono się z nim w autoryzowanych serwisach. Problemy z otrzymaniem na czas auta zastępczego (bo szukano najtańszej wypożyczalni), kilkutygodniowe oczekiwanie na części (bo „paczka widmo” gdzieś zniknęła), oskarżenia o wywołanie awarii samochodu i próby wywierania nacisku - to tylko część nieprzyjemności, jakich doświadczył pechowy właściciel nowego auta.
- Kiedyś oddano mi samochód z pękniętą szybą. Musiałem przekonywać, że to nie moja wina. Wymieniono ją, ale na inny typ. Kiedy indziej straszono mnie, że zapłacę wysokie koszty ekspertyzy składu paliwa, bo stwierdzono jakieś zabrudzenia w silniku. Oczywiście podejrzenia się nie potwierdziły. Innym razem dostałem auto zastępcze w fatalnym stanie, na oponach letnich, a była zima - wylicza mężczyzna.
W inowrocławskim Auto-Stylu nigdy nie udało się naprawić awarii silnika. Cztery podejścia, cztery porażki. Za piątym razem auto zgasło w okolicach Bydgoszczy i zostało odholowane do tamtejszego serwisu.
- W Warszawie nie proponowali mi zwrotu pieniędzy czy wymiany samochodu, tylko zmianę serwisu. To niepoważne - mówi Cichomski.
W Bydgoszczy naprawiano samochód trzykrotnie. Powrót do domu po jednej z napraw mógł skończyć się dla Cichomskiego tragicznie. Mimo zapewnień, że wszystko jest w porządku, samochód znowu zgasł podczas wyprzedzania. Mężczyzna odstawił więc auto bezradnym mechanikom z Inowrocławia. Pojawiła się też nowa usterka: wyciek oleju.
W Inowrocławiu nie umieją naprawić, za to, dowiadując się, że focus był reperowany w Bydgoszczy, mają nowe wytłumaczenie.
- Powiedziano mi, że niepotrzebnie pozwoliłem na niektóre naprawy w Bydgoszczy, że nie powinni tam niektórych rzeczy w silniku ruszać - opowiada Cichomski i dodaje: - Stwierdzili, że bydgoski serwisant użył starych uszczelek, dlatego niby jest wyciek.
Silnik przerywa i gaśnie, olej cieknie, mężczyzna jeździ, bo musi z czegoś żyć. Auto służy mu do pracy. Podczas jednej z podróży, w czerwcu tego roku, znowu dochodzi do awarii, tym razem w pobliżu Torunia. I tu następuje przełom.
Oddajcie pieniądze!
- Auto mamy gotowe. Przejechaliśmy około 300 kilometrów i znaleźliśmy przyczynę. Brak dobrego styku między czujnikiem ciśnienia a pinami od wiązki elektrycznej - tłumaczą. Dodają, że przed wykryciem właściwej przyczyny wymienili też wtryskiwacze. Niepotrzebnie, ale już nie będą ich wyjmować. Mówią też, że wyeliminowali wyciek oleju.
W Inowrocławiu kręcą głowami i znowu mają własną wersję. - Wymieniono wtryskiwacze i auto jest sprawne. Nam się nie udało, bo awaria nie wystąpiła, gdy samochód był u nas - tłumaczy się Mariusz Bejma.
- Serwisant z Torunia twierdzi, że powodem gaśnięcia silnika był brak styku w czujniku, a nie wtryskiwacze - zauważamy.
- To niemożliwe - zaprzecza Bejma. - Gdyby chodziło o niewpiętą kostkę od ciśnienia oleju, to powinniśmy my to wykryć.
Zdesperowany Cichomski wysłał w końcu do Warszawy wniosek o zwrot pieniędzy lub wymianę auta na takie, które będzie pozbawione wad. Otrzymał odpowiedź odmowną.
Gdzie ten skutek?
Zadzwoniliśmy do centrali Ford Polska.
- Po naprawie w Toruniu gaśnięcie silnika ustało. Czyli podstaw do wymiany samochodu nie ma. Wyciek oleju też będzie naprawiony. Nie ma takiej możliwości, żebyśmy nie naprawili tego auta - mówi Grażyna Meszka z Biura Obsługi Klienta Ford Polska.
- Ale chyba nie po to kupuje się nowy samochód, żeby go nieustannie naprawiać - sugerujemy.
- Nie sposób się z tym nie zgodzić - przyznaje kobieta wyraźnie zmieszana. Ale po chwili coś sobie przypomina. - W Inowrocławiu wykryto zabrudzenia w silniku, które świadczą o tym, że stosowano niewłaściwe paliwo. Właśnie to mogło być przyczyną gaśnięcia auta.
- Zbadano skład paliwa? Było niewłaściwe? - pytamy.
- Zbadano. Ekspertyza tego nie potwierdziła. Ale mogło to być przyczyną usterki - upiera się kobieta.
- Mogło czy było?
- Mogło...
Grażyna Meszka twierdzi, że Cichomski będzie miał szansę na nowe auto dopiero wówczas, gdy serwisantowi nie uda się usunąć usterki. Nie umie jednak określić rzeczy najważniejszej: ile razy auto musi być naprawiane, by stwierdzono, że kolejne naprawy nie mają już sensu. Z umowy gwarancyjnej także to nie wynika.
- Aż do skutku, aż do skutku - powtarza kobieta jak automat.
Termin gwarancji na psujący się samochód kończy się za sześć miesięcy. Od tego momentu Cichomski zacznie płacić za naprawy, a Ford Polska nie będzie miał wobec klienta żadnych zobowiązań. Ostatni wyciek oleju udało się jakoś zatrzymać. Ale auto zaczęło zużywać niepokojąco dużo paliwa.