"Sięgnęli dna”, “Żenada w Mariborze”, czy w lżejszym wydaniu: “Pożegnanie z Afryką” - takie były m.in. tytuły po porażce 0:3, która ostatecznie pogrzebała nasze szanse wyjazdu na mundial w RPA. Upokarzająca klęska przyszła raptem dwa lata po tym, jak prowadzona przez tego samego Leo Beenhakkera drużyna po raz pierwszy w historii zakwalifikowała się do mistrzostw Europy (kiedyś było to trudniejsze).
Na turnieju w Austrii i Szwajcarii zawiodła, ale mimo to nikt nie spodziewał się takiego końca eliminacji do mistrzostw świata. Tym bardziej, że o ile Biało-Czerwoni rozpoczęli je od wpadki, jaką był remis 1:1 ze Słowenią we Wrocławiu, o tyle w kolejnym meczu pokonali faworyzowanych Czechów.
Później było już niestety coraz gorzej, a mecz w Mariborze urósł do rangi symbolu. Tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego monolog podsumowujący eliminacje wygłosił komentujący mecz w TVP Dariusz Szpakowski...
... a po zakończeniu meczu przed kamerami telewizji nSPORT i TVN24 stanął ówczesny prezes PZPN Grzegorz Lato. - Jestem na gorąco po meczu i nie chce podejmować decyzji pochopnie, ale decyzja już została podjęta i jest nieodwołalna. Trener Beenhakker przestaje być trenerem reprezentacji Polski - wypalił.
Spadła za to na niego lawina krytyki. Nie za samą decyzję, ale za formę, bo główny zainteresowany dowiedział się o tym, jako ostatni. Nie krył zresztą swojego oburzenia.
- Myślę, że po trzech latach, gdy decydujesz na się rozstanie z kimś, to kwestią szacunku i wychowania jest powiedzieć to najpierw tej osobie. To bardzo miły gest, że dowiaduję się o tym z telewizji. Jeśli jest to prawdą, to wyjdę z tej sali z głową wysoko podniesioną do góry. Mówi to bowiem więcej o poziomie pana Laty i całego PZPN niż o mnie - powiedział i opuścił salę.
Co ciekawe, nawet po dziesięciu latach były już prezes PZPN nie widzi w swoim postępowaniu niczego niestosownego. - Miał do mnie pretensje, że zwolniłem go przed kamerami, ale dobrze się stało. Beenhakker kompletnie nie panował nad zespołem. Zawodnicy robili, co chcieli. Balangowali, a Leo zamykał się w pokoju - przyznał Grzegorz Lato w rozmowie ze "WP Sportowe Fakty".
- Później zaczęła się na mnie nagonka, bo zwolniłem selekcjonera przed kamerami. Mogłem w innym stylu, ale nie dał mi wyboru. Wynik nie miał tak naprawdę znaczenia, było już po herbacie, nie mieliśmy szans awansować na mistrzostwa świata w RPA, to był bardziej mecz na dobicie naszej drużyny. Ale wie pan co? O szacunek chodziło. Beenhakker chciał tylko pouczać. Nie miał szacunku dla pracodawcy, przyszedł pracownik i chciał rządzić. Nie pozwalał mi wchodzić do szatni, podziękować zawodnikom za walkę, okazać im szacunku. Sam byłem zawodnikiem i wiem, że to ważne. Poza tym Beenhakker obrażał innych - dodał Lato.
Jerzy Brzęczek o wyborze bramkarza numer jeden: To pozytywny ból głowy, ale trudna decyzja
