<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Miało być publiczne łomotanie, targanie po szczękach i bomby na koniec. No i było - wszystko, co tylko magicy od wygrywania wyborów mogli wydumać. Problem w tym, że było głównie w telewizorze - bo w regionie wiało nudą. Z małymi wyjątkami.
Ekspresowy charakter kończącej się dziś kampanii z jednej strony prowadził do naszpikowania jej atrakcjami, z drugiej do koncentrowania się na formule telewizyjnego thrillera. Owszem, Wielka Trójka przygotowała sobie wyraźne osie programowe - ale raczej nie bawiła się w merytoryczny dyskurs, tylko w walenie po oczach. Ile przecież nabałaganiły debaty liderów, charakterystyczne dotąd głównie dla kampanii prezydenckich? Jak zawracały bieg kampanii i jak kompletnie przykryły maluchów, podskakujących pod barierką pięciu procent?
<!** reklama>Telewizyjność kampanii zadecydowała też o tym, że w regionie mieliśmy co prawda plakaty, billboardy i te dziwaczne patyki ze zdjęciami, powtykane przy skrzyżowaniach - ale do jakiejś regionalnej debaty paliło się już niewielu. Modne stały się tylko wariacje sądowe, ba, procesy w trybie wyborczym zaczęły przebijać tradycyjne konferencje prasowe. Rachityczna debata regionalna toczyła się zresztą przy wyraźnej dominacji sprawdzonych weteranów, którzy obsadzili „biorące” miejsca. Z plakatów atakowały nas podrasowane komputerowo przemiłe buźki parlamentarzystów i wiecznych kandydatów, nowych twarzy było niewiele. Cóż, nowi - w większości - zadowolili się funkcją nadymających listy wypełniaczy.
Po tej kampanii na pewno zostanie nam jedno - zawołanie „Mordo ty moja”. Bo co tu dużo gadać, „mord” wciąż u nas dostatek.
