<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Jeszcze całkiem niedawno błyszczała przecudnie. Jak ten promyk nadziei, o którym pieją w relacjach panowie komentatorzy. I wszystko było przed nią - sportowo i popkulturalnie: reklamy, wywiady, tabloidy i „Tańce z gwiazdami”. Na fali Kowalczykomanii również panna Kornelia została przecież prawie celebrytką. W końcu ścigała się też prawie jak panna Justyna. Dzisiaj, kiedy Kornelia Marek stała się czarnym ludem polskich mediów, bije po oczach, jak wiele dzieli świat gwiazd sportu od klasycznych gwiazd kultury pop.
Bo przecież teraz, po wybuchu afery, Kornelia Marek została samiuteńka. Gdzieś tam pochował się cały tabun magików żyjących z takich jak ona - nie tylko trenerów, masażystów i lekarzy, ale też działaczy, rzeczników i przewodniczących. Na naszych oczach młoda zdolna zmieniła się raptem w starą babę, co to ma już przecież tyle lat, że musiała wiedzieć. I kiedy tak słuchałem w radiu płomiennych wynurzeń szefa naszego komitetu olimpijskiego, Piotra Nurowskiego, to zacząłem się zastanawiać nad całkowitą amatorszczyzną tego naszego sportowego gwiazdowania.
<!** reklama>I nie chodzi mi tu w ogóle o stroną sportową, tylko o funkcjonowanie znanych mistrzów w ramach kultury masowej. Przecież z gwiazdy sportu - czy, jak panna Marek, gwiazdki - czerpie się spore dochody. Są kontrakty reklamowe, dotacje, w końcu pojawiają się inne konfitury. W szołbiznesie, a przynajmniej w tej jego sprofesjonalizowanej części, której coraz więcej, agenci wypruwaliby sobie w chwili takiej wpadki żyły, agencje PR pociłyby się nad oświadczeniami, a menedżerowie głowiliby się nad tym, jak renegocjować kontrakty reklamowe. A gdyby nie walczyła cała obsługa impresaryjna Kornelii Marek - bo to jednak nie Adam Małysz - to ruszyłaby do boju obsługa związku narciarskiego, komitetu olimpijskiego itd. W końcu jakieś pieniądze włożono w wypromowanie gwiazdy, więc teraz trzeba jej strzec i sprzedawać tak drogo, jak się da.
No a która z naszych gwiazd sportu ma profesjonalną obsługę? Na pewno Robert Kubica. Reszta radzi sobie jak umie, najczęściej pałęta się - w chwilach triumfu i klęski - jak dzieci we mgle. I popełnia niepotrzebne błędy wizerunkowe, o których unikanie dbaliby zawodowcy. Jak Tomasz Adamek, skaczący triumfalnie po narożniku Gołoty. Skakał - pół biedy, ale dlaczego nie zatuszowano tego jakimś zgrabnym tłumaczeniem? Bo taki naturszczyk jak Małysz, od lat utrzymujący fantastyczny wizerunek, może reklamować właściwie wszystko. Ale to rodzynek. Na to składa się wiele rzeczy. Od właściwie wybranej żony począwszy.
Najlepszym przykładem tego, jak sportowiec staje się instytucją pop, jest oczywiście David Beckham. Kibice przeżywają jego obecne kłopoty zdrowotne, ale, umówmy się, niezbyt ważne jest już dzisiaj, jak gra i czy w ogóle gra. Podejrzewam, że na sprzedaż sygnowanych przez niego perfum wpływ ma to niewielki.