https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Fachowiec made in Poland

Rzemieślnicy narzekają, że z roku na rok mają coraz mniej zdolny narybek. Mistrzowie mówią, że dziś wyszkolenie dobrego fachowca graniczy z cudem. Przybywa leniwych kombinatorów, a uczniów wybitnych próbuje podkupić konkurencja w kraju i za granicą.

Rzemieślnicy narzekają, że z roku na rok mają coraz mniej zdolny narybek. Mistrzowie mówią, że dziś wyszkolenie dobrego fachowca graniczy z cudem. Przybywa leniwych kombinatorów, a uczniów wybitnych próbuje podkupić konkurencja w kraju i za granicą.

<!** Image 2 align=none alt="Image 173808" sub="Bartek Bojanowski, uczeń Eugeniusza Kalinowskiego, szefa warsztatu samochodowego, który przeszkolił już ponad sto trzydzieści osób. Fot. Jacek Smarz">Młodzież na cenzurowanym. Tym razem narzeka na nią cech rzemiosł do spółki z pracodawcami. Uczniowie nie podchodzą do egzaminów czeladniczych. Żeby do takowego przystąpić, trzeba uczyć się pod okiem mistrza aż trzy lata. Warto solidnie popracować, bo z dyplomem czeladnika można skoczyć stopień wyżej - zostać mistrzem po 7 latach dalszej, wytrwałej nauki. Mistrzowie jednak narzekają, że wyszkolenie dobrego fachowca graniczy dziś z cudem.

Młodzi popracują i uciekają za granicę. Pieniądze są przecież już potrzebne, a dyplomy... poczekają. Eugeniusz Kalinowski z Torunia wyuczył ponad 130 osób. Jest rekordzistą: - Nie liczyłem tych, którzy z różnych powodów przerwali naukę. Około 25 chłopców otworzyło własne zakłady - wylicza szef toruńskiego Zakładu Blacharstwa, Lakiernictwa i Mechaniki Pojazdowej, zasłużony członek cechu rzemiosł, uhonorowany złotą odznaką. - Najzdolniejsi wyjechali za granicę. Mam kontakt z jednym z nich, wybitny talent, skończył studia ekonomiczne. Jest pupilkiem swojego szefa w Norwegii, który dał mu ludzi i dopinguje do rozwoju.

Mistrz to brzmi dumnie...

Zwykle jest tak, że gdy objawi się jakiś talent, to szybko podbiera go konkurencja, np. renomowane, markowe serwisy samochodowe, które dają więcej pieniędzy. - Człowiekowi aż się płakać chce... - wyznaje Eugeniusz Kalinowski. - Teraz mam 9 uczniów, ale zaledwie kilku sumiennych, solidnych, rokujących nadzieję. Najbardziej zadowolony jestem z pracowników niepełnosprawnych. Nie uciekają na zwolnienia, nie kombinują i wiedzą, co ze sobą zrobić.

<!** reklama>Mistrz radzi, by raz obranej drogi zawodowej nie porzucać, być wytrwałym w dążeniu do celu: - Nie można być całe życie uczniem albo czeladnikiem, choć tytuł czeladnika dodaje pewności siebie - mówi Kalinowski. - Uczniowi stale trzeba patrzeć na ręce, czeladnika się życzliwie wspiera, ale chyba nikt nie lubi być stale nadzorowanym. Od mistrza wymaga się odpowiedzialności i samodzielności. Mistrz to brzmi dumnie, to prestiż. Mistrz musi swoją robotę wykonywać porządnie. No i tylko on ma prawo szkolić uczniów. Nie upoważnia do tego ani skończenie technikum, ani nawet tytuł inżyniera.

Według pana Eugeniusza, winę za obniżenie rangi zawodów rzemieślniczych ponosi zmiana systemu edukacji: - Po ośmioklasowej szkole wiedziało się, kto jakie ma talenty. Najzdolniejsi szli do technikum, do liceum, średniacy do zawodówki, najsłabsi od razu do nauki zawodu i poprzez mechaniczne powtarzanie czynności stawali się nawet niezłymi fachowcami. Zresztą weryfikowało to dopiero życie. Teraz od kołyski dzieci są przeznaczone na magistrów...

<!** Image 6 align=none alt="Image 173812" sub="Pracownia rzeźby w Zespole Szkół Drzewnych w Bydgoszczy. Fot. Tymon Markowski">Pan Olek spod Żnina wybrał jednak zawodówkę. Jest czeladnikiem. Już pół domu zastawił meblami własnej produkcji - w salonie, w kuchni, barek. Przez 4 lata pracował jako stolarz w Anglii, aż wreszcie zdecydował się zdawać egzamin mistrzowski i pójść na swoje. Razem z nim przed komisją stanie aż 50 innych rzemieślników, którzy postanowili potwierdzić swoje kwalifikacje w ramach bezpłatnego unijnego programu, realizowanego przez Towarzystwo Altum.

- Miałem zostać na gospodarce - wspomina pan Olek. - Jednak wziął mnie pod opiekę wujek stolarz, bo miałem talent i robota paliła mi się w rękach. Popracowałem w kraju. Później w Anglii dostawałem zupełnie inne pieniądze i wreszcie poczułem się doceniony, ale jak długo można żyć z dala od najbliższych?

<!** Image 5 align=none alt="Image 173808" sub="Edward Rymaszewski i jego wybitny uczeń Wojciech Jaszczak. Fot. Tadeusz Pawłowski">Pan Olek wrócił do kraju i na serio wziął się za stolarkę. Ma swój zakład. - Chciałbym szkolić uczniów, chcę być mistrzem. Czekam na informacje z Towarzystwa Altum o terminie mojego egzaminu. Czekam i zmagam się z prozą życia. Interes prowadzę od roku i bywa różnie. Koledzy też mówią, że nie jest łatwo...

Dwadzieścia szóstek

Widmo potencjalnych trudności nie zniechęca młodych zdolnych. Absolwent bydgoskiej samochodówki, Wojciech Jaszczak, na końcowym świadectwie miał aż dwadzieścia (!)ocen celujących. Edward Rymaszewski, od 35 lat nauczyciel, opiekun zdolnego absolwenta Zespołu Szkół Samochodowych, w swoim wychowanku iskrę bożą dojrzał od razu. - Przychodził na kółko motoryzacyjne. Chłopak pięć razy szybciej niż inni łapał o co chodzi. Każdą wolną chwilę spędzał w przyszkolnej Stacji Kontroli Pojazdów, w której ja pracuję jako diagnostyk. W ferie przychodził, w wakacje i między świętami. Zbierałem skrzętnie zagadnienia z olimpiad samochodowych od 2000 roku i motoryzacyjne periodyki. Przerabialiśmy każdy problem, liczyliśmy zadania. No i wygrywało się olimpiady. Zresztą ja każdemu wychowankowi robię na dzień dobry swego rodzaju test na geniusza. Daje im zadania z olimpiad i już wszystko wiem. Drugiego takiego jak Wojtek jeszcze nie miałem. Przecież on skończył szkołę z 20 ocenami celującymi! Jest jeszcze Piotrek, ten to czuje samochody jak nikt. Oni się z Wojtkiem świetnie uzupełniają. Wojtek ma talent konstruktorski (teraz studiuje na Politechnice Poznańskiej), Piotr - genialny praktyk. Czekam na takich uczniów, ale chyba już nikt tych chłopaków nie przebije...

Lista zdolnych jeszcze się jednak nie zamknęła. Nauczyciele podają nazwiska rodzynków - wybitnych uczniów z wysokimi średnimi ocen, świetnie się zapowiadającymi. Szkoły drzewna, budowlana, elektroniczna, gastronomiczna mają swoje

uczniowskie talenty.

<!** Image 3 align=right alt="Image 173808" sub="Przyszły lakiernik, Krystian Pakuła, w zakładzie Eugeniusza Kalinowskiego. Fot. Jacek Smarz">Kacper Kończal jest uczniem pierwszej klasy Zespołu Szkół Drzewnych w Bydgoszczy. - Profil szkoły wybrałem nie bez powodu (specjalność: technolog drewna). Kontynuuję stolarskie tradycje familijne. Pomagałem w rodzinnym warsztacie. Uczyłem się na swoich błędach. Oprócz stolarstwa, interesuje się szkutnictwem, zapisałem się nawet do koła szkutniczego. Razem z kolegami chcemy zbudować łódź - zapowiada Kacper. - Szkoła obiecała, że dostaniemy do dyspozycji warsztat. Jeśli chodzi o przyszły zawód, jestem dopiero na początku drogi. Bliskie mi jest jednak projektowanie.

Kamil Bednarek jest laureatem tegorocznej Olimpiady Wiedzy i Umiejętności Budowlanych (zajął w zawodach centralnych 12. miejsce). Otrzymał indeks na wydział budownictwa wybranej przez siebie uczelni. - Kiedyś sądziłem, że nie będę studiować i dlatego poszedłem do technikum, by zdobyć zawód. Z czasem zachciało mi się uczyć dalej. Pójdę na budownictwo. Chciałbym być projektantem, ale jak dotąd więcej się napracowałem fizycznie niż teoretycznie - śmieje Kamil.

Obecnie w rzemiośle, w całej Polsce, uczy się zawodu około 90 tys. osób. Izby rzemieślnicze przeprowadzają rocznie - z wynikiem pozytywnym - około 4,4 tys. egzaminów mistrzowskich i około 53 tys. czeladniczych. A co po egzaminie? Walka o przetrwanie...

Rzemiosło

Dawniej i dziś

  • W 1947 roku w Polsce działało 138 tysięcy zakładów, które zatrudniały 311 tysięcy pracowników, 1500 cechów branżowych, 300 powiatowych związków cechów, 14 izb rzemieślniczych.
  • Dziś w Polsce działa ponad 2,4 mln małych i średnich przedsiębiorstw, które zatrudniają 6,5 mln osób. Organizacje rzemiosła zrzeszają około 300 tysięcy przedsiębiorstw.
  • Dawniej tytuł mistrza uprawniał do prowadzenia własnego warsztatu, np. kowalskiego. Mistrz szkolił także uczniów zwanych terminatorami. Mistrzem nazywa się także wykwalifikowanego pracownika, który nadzoruje produkcję. Powszechnie stosuje się jednak pochodzące z języka niemieckiego określenie majster.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

j
jola
Taki dobry materiał a takie małe zainteresowanie. Widać dobry materiał nie wymaga "podrasowania" przez autora i jego wsołpracowników. Temat wart kontynuacji.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski