https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Do it Bromba!

Kuba Ignasiak
- Mamy wielkie festiwale, a na nich wielkie gwiazdy i mam wrażenie, że trochę to wszystko spowszedniało. Byłem kilka razy na różnych Open Air’ach i muszę przyznać, że przestało mi się to podobać. Po pierwsze ze względu na ten cały medialno-szołbiznesowy klimat, całą otoczkę festiwali, a po drugie - same występy zespołów, które tam grają są delikatnie mówiąc średnie w porównaniu do ich klubowych występów – mówi Michał Lutrzykowski, wyjaśniając dlaczego Upside Down nie ma „ciśnienia” na festiwalowe granie.

_- Mamy wielkie festiwale, a na nich wielkie gwiazdy i mam wrażenie, że trochę to wszystko spowszedniało. Byłem kilka razy na różnych Open Air’ach i muszę przyznać, że przestało mi się to podobać. Po pierwsze ze względu na ten cały medialno-szołbiznesowy klimat, całą otoczkę festiwali, a po drugie - same występy zespołów, które tam grają są delikatnie mówiąc średnie w porównaniu do ich klubowych występów – _mówi Michał Lutrzykowski, wyjaśniając dlaczego Upside Down nie ma „ciśnienia” na festiwalowe granie.

<!** Image 2 align=none alt="Upsie Down" sub="Formacja Upside Down istnieje od roku 1992. Obecnie jej skład tworzą: Bartass [gitara/vocal], Bolo Ignoro [bas/vocal], Bromba [gitara/vocal], Emas [vocal/teksty] oraz Mały [bębny]. Chłopki właśnie wydali na kompakcie (nakładem Spook Records) reedycję kasety &quotLegalized &quotz 1995 roku i ruszają w mini-trasę promocyjną. 27 maja wystąpią w bydgoskim Mózgu, dzień później w złotowskim Generatorze, a 29 maja w toruńskim Capre Diem.">

Czy to możliwe, że gracie już 19 lat?

Tak. Dokładnie w tym okresie – wiosną – mija 19 lat.

To po ile Wy mieliście lat, kiedy zaczynaliście?

No wiesz, 15 – 16.

Czyli byliście jeszcze dzieciakami. Od razu mieliście misję stworzenia kapeli przez duże „K”, nagrania kilku płyt itp., czy raczej była to zwykła chęć posiedzenia razem w jakiejś kanciapie i „plumkania” sobie na instrumentach?

Nie, no chcieliśmy grać, chcieliśmy stworzyć konkretny skład. Tylko wiesz, to były inne czasy – 1992 rok, wówczas ta scena melodyjnego hc-punka w Polsce dopiero raczkowała. My jednak mieliśmy swoje ulubione, zagraniczne kapele uprawiające ten gatunek, słuchaliśmy dużo kaset, w miarę możliwości chodziliśmy na koncerty. To wszystko motywowało nas do „prawdziwego” grania i od początku właśnie to było naszym calem. W zasadzie to było celem chłopaków z pierwszego składu, bo ja do zespołu dołączyłem rok później. I to się tak powoli formowało. Trochę ludzi przez ten czas przez zespół się przewinęło. Oczywiście warunki do grania na początku też mieliśmy spartańskie – kute blachy, garażowe klimaty, kombinowane instrumenty... Mimo tych przeciwności mieliśmy jednak dużą zajawkę na granie – po prostu wiedzieliśmy, że chcemy to robić. Po jakimś czasie zgadaliśmy się ze Schizmą(bydgoskim zespołem hard core’owym – przyp. red.), mieliśmy wspólną kanciapę...

<!** reklama>

Brzmi całkiem poważnie. Szczególnie jak na 15-latków na początku lat 90. A propos – udało Wam się zaliczyć Jarocin, czy ominęła Was ta fala?

Ominęła nas niestety. Kiedy myśmy zaczynali, to był chyba ostatni, albo przedostatni rok tego „starego” Jarocina, więc nie mieliśmy szans się załapać.

A „nowy” Jarocin Was nigdy nie korcił? Nie było pomysłu, żeby się tam pojawić?

Oczywiście bardzo byśmy chcieli, ale dziś to już nie jest takie proste. Sytuacja w kraju zmieniła się o tyle, że dzisiejszy Jarocin stał się wydarzeniem bardzo medialnym i organizatorzy „kalkulują frekwencję”, wypełniając line-up zespołami gwarantującymi, że będzie ona jak największa. Oczywiście nie znaczy to, że brakuje tam fajnych kapel, bo z tego, co wiem w tym roku zaprosili chociażby Anti-Flag i Bad Religion, ale jakby spojrzeć na listę polskich składów, to okazuje się, że są to kapele, które grają również na juwenaliach, OFF-ie, czy Heinekenie...

Ok, Jarocin Was ominął, ale gracie już przecież prawie 20 lat. Czy przez ten czas udało Wam się zaliczyć jakieś duże festiwale, niekoniecznie polskie? Wiesz, chodzi mi o występy, których nie zapomnicie do końca życia...

Nie było jakichś takich mega-koncertów dla tysięcy ludzi. Oczywiście, graliśmy na festiwalach w Niemczech, czy Czechach, ale nie były to wielkie wydarzenia, a raczej bardziej lokalne sprawy. Na pewno nie były to jakieś spektakularne występy, ale też my, jako zespół nie czujemy się najlepiej na takich dużych scenach, więc specjalnie nie ciśniemy, żeby grać na takich imprezach.

Czyli to jest w pewnym sensie Wasz świadomy wybór?

Myślę, że tak. Odpowiem na swoim przykładzie – od czasu, kiedy w końcu my – Polacy zachłysnęliśmy się tą długo oczekiwaną wolnością zaczęliśmy z tego korzystać. Sam dużo jeździłem po kraju i nie tylko. Potrafiłem jechać setki, a nie rzadko wręcz tysiące kilometrów na koncert ulubionej kapeli. Dziś to wszystko jest praktycznie na miejscu. Mamy wielkie festiwale, a na nich wielkie gwiazdy i mam wrażenie, że trochę to wszystko spowszedniało. Byłem kilka razy na Heinekenie i muszę przyznać, że przestało mi się to podobać. Po pierwsze ze względu na ten cały medialno-szołbiznesowy klimat, całą otoczkę festiwalu, a po drugie - same występy zespołów, które tam grają są delikatnie mówiąc średnie. Mam porównanie, bo często tych samych muzyków widziałem podczas koncertów klubowych, które były o niebo lepsze. Oczywiście wszystko zależy od kapeli, bo przecież są takie, jak Coldplay, czy Kings Of Leon, które grają głównie duże koncerty nas wielkich scenach i robią to znakomicie, ale nie oszukujmy się – nas to raczej nie dotyczy. Dlatego też nie cierpimy jakoś specjalnie, że nie zapraszają nas na takie festiwale. Wolimy grać dobre koncerty klubowe.

A wracając do twojego pytania o te najbardziej spektakularne występy, to na pewno wspólna trasa z Dezerterem i Abaddonem dziesięć lat temu. Zagraliśmy wtedy w największych klubach w Polsce i muszę przyznać, że trasa była bardzo udana. Super przyjęcie przez publikę, super klimat na koncertach, komitywa z obiema kapelami, z którymi zresztą do dziś mamy bardzo dobry kontakt i nie raz gramy wspólne koncerty. I właśnie takie koncertowanie zdecydowanie bardziej nam odpowiada, dlatego nie pchamy się na siłę na jakieś wielkie festiwale.

Nie macie parcia na szkło...

Dokładnie. Znamy swoje możliwości i wiemy, że jesteśmy w stanie zagrać dużo lepszy koncert w klubie, niż na jakimś wielkim open’erze, na wielkiej scenie...

A tak w ogóle, to dużo ostatnio koncertujecie?

Ostatnio trochę mniej...

Czyżbyście pracowali nad nową płytą?

Dokładnie. Pracujemy bardzo intensywnie nad nowymi piosenkami. Mogę zdradzić, że w 80 procentach nowy materiał mamy już przygotowany. Już nawet mamy zaklepane wstępne terminy w studiu.

Gdzie będziecie nagrywać?

To trochę bardziej skomplikowane. Nie podjęliśmy jeszcze ostatecznej decyzji, czy wszystkie instrumenty będziemy nagrywać w jednym studiu. Podejrzewam, że będzie/będą to jakieś lokalne tematy, szczególnie że w dzisiejszych czasach studio to bardzo mobilna sprawa. Jest trochę ludzi, którzy mają naprawdę fajny sprzęt, który mogą zabrać ze sobą, przyjechać i urządzić studio gdziekolwiek. Skorzystali z tego na przykład chłopaki z 3moonboys, którzy swego czasu nagrywali gdzieś w stodole z Grzegorzem Kaźmierczakiem. My myślimy o pewnym konkretnym gościu, który ma studio pod Koronowem. Ma tam bardzo dobry sprzęt, fajnie się z nim gada i myślę, że coś z tego wyjdzie...

Kiedy ta płyta miałaby się ukazać? Pewnie na 20-lcie...

Nie, no 20-lecie to będzie już pewnie końcówka promocji tej płyty. Wstępny plan jest taki, żeby krążek trafił do sklepów na gwiazdkę tego roku.

A na 20-lecie planujecie coś konkretnego, jakiś mega gig?

Tak, na pewno. Nie wykluczone, że będzie to połączone z Muszlą(Fest – przyp. red.). Dobrze by się nawet złożyło, bo w przyszłym roku będzie dziesięciolecie Muszli i...

... 666-lecie Bydgoszczy, jak dobrze liczę.

No co ty??? Naprawdę?

Naprawdę! Wiesz, number of the beast... Się spodziewajcie pikiet, jak przed Pałacem Prezydenckim...

Nie, no to pasuje idealnie – zawsze jakiś rozgłos... (śmiech)

<!** Image 3 align=none alt="Bromba" sub="Michał ‘Bromba’ Lutrzykowski – bydgoszczanin, gitarzysta bydgoskiej formacji Upside Down grającej melodyjny hc-punk rock, nazywany często punkiem kalifornijskim. Grywał z wieloma lokalnymi składami muzykę zdecydowanie odbiegającą od tej, jaką uprawia dziś. Razem z żoną – Martą - eksperymentował z muzyką klasyczną, otarł się o hip hop koncertując wspólnie z BiszOerKay, grywał z braćmi Kapsa, zanim jeszcze powołali do życia Contemporary Noise Quintet, był o krok od nagrania płyty w Wojtkiem Jachną, z którym zwiedzał okolice acid jazzu, przez moment współtworzył skład pamiętnej bydgoskiej formacji Karnawał w Rio... Prywatnie dyrektor handlowy w jednej z dużych firm zajmujących się surowcami wtórnymi. Z zamiłowania podróżnik – na przełomie lat 2009/2010 wyruszył w rajd z Bydgoszczy do Banjulu przez Dakar 30-letnim Mercedesem 123 popularnie zwanym „beczką”, którym razem z żoną i kolegą pokonali ponad 8 tys. km po afrykańskich bezdrożach.">

No dobra, skoro już poruszyliśmy temat płyt – Wasz koncert w Mózgu, 27 maja odbędzie się przy okazji promocji reedycji Legalized z 1995 roku. Skąd pomysł na to wskrzeszenie?

Przede wszystkim jest to inicjatywa naszego nowego wydawcy – Spook Records, z którym rozmowy na ten temat prowadzimy już od dłuższego czasu. Współpracę postanowiliśmy rozpocząć właśnie od wznowienia tego tytułu, a to dlatego, że nie ukazał się on nigdy na kompakcie, a po drugie od dobrych 10 lat tej kasety nie ma już w obiegu, a wciąż pojawiają się sporadyczne głosy potencjalnych nabywców...

No kaseta była kozacka. Pierwszy materiał Upside Down, jaki usłyszałem będąc nastolatkiem i pamiętam, że zakochałem się w nim bez reszty...

Okazuje się, że więcej osób ma do tej kasety taki właśnie sentyment, dlatego też postanowiliśmy wsłuchać się w „głos ludu” i zrobić taką niespodziankę naszym fanom. Klimat ku temu był też o tyle dobry, że już nasz poprzedni wydawca nosił się z zamiarem reedycji Legalized i nawet zlecił już mastering tego materiału Boguszowi Rutkiewiczowi. Wówczas na tym się skończyło, ale płytka została podrasowana, a efektów tego będzie można posłuchać już w piątek na koncercie i na płycie, którą będzie można przy okazji kupić.

Drogo?

W sklepie Spook Records płytę można kupić za 25 zł, natomiast podczas najbliższych koncertów będzie to cena promocyjna - 20 zł.

Rozumiem, że na masteringu się skończyło? Nie będzie tam jakichś bonusowych piosenek, filmików typu making of, czy czegoś w tym stylu?

Wiesz, kiedy nagrywaliśmy ten materiał, to były takie czasy, że nie przeszło nam przez myśl, że 16 lat później ktoś będzie chciał robić jego reedycję. Nie mieliśmy więc bonusowych piosenek, które moglibyśmy teraz „dorzucić”. Nagrania video z tamtego okresu też nie są w takiej jakości, żeby można je dołożyć, jako bonus. Ograniczamy się do wydania digipackowego w nowej oprawie graficznej. Sprawa czysto kolekcjonerska.

Kiedy ta reedycja się ukaże?

Fizycznie ona już jest, a jej oficjalna premiera odbędzie się podczas piątkowego koncertu w Mózgu – 27 maja.

W ramach promocji szykuje się jakaś duża trasa? Gracie gdzieś poza Bydgoszczą?

Szykuje się mała trasa. (śmiech) Poza Mózgiem zagramy też w zaprzyjaźnionym Złotowie i równie zaprzyjaźnionym Toruniu.

Z jakimiś zaprzyjaźnionymi składami?

Oczywiście. W Złotowie z 1125, w Bydgoszczy z zespołem Miasto, a w Toruniu z Muppet Boys.

Czego można spodziewać się podczas tych koncertów?

Na pewno zagramy sporo numerów z Legalized, których dawno nie graliśmy – wiesz, trzeba trzymać się konwencji i zaspokoić głód fanów. (śmiech)

Ok, reedycja reedycją, ale życie płynie dalej. Powiedz mi, czy macie w planach jakieś eksperymenty muzyczne, jak chociażby ten z akustyczną płytą INACZEJ?

Akurat tak radykalnych eksperymentów na razie nie planujemy, ale muszę przyznać, że to granie akustyczne poszerzyło nasze horyzonty. Wiesz, w przypadku grania bez prądu trzeba zupełnie przearanżować swoje numery, w pewnym sensie wymyślić je na nowo. Dużo nam to dało i myślę, że efekty tego będą słyszalne również na naszej nowej płycie. Oczywiście nie mówię tu o akustycznym graniu, bo ta płyta będzie zdecydowanie „czadowa”, ale będzie też bardzo różnorodna. Podobnie zresztą jak płyta Master Copy, gdzie jest dużo różnych stylów. Znajdziecie tam sporo punk rocka, sporo melodyjnego hc, jest kilka zagrywek metalowych, są jakieś elementy reggae, jakieś dziwne zwolnienia... Staramy się grać przede wszystkim piosenki, a to, jaką formę one przybierają, to już inna kwestia. Generalnie chodzi o to, żeby jakoś różnicować materiał na płycie, żeby słuchacz nie popadł w monotonię. Jeżeli jednak chodzi o bardziej radykalne eksperymenty, takie jak ten z odłączeniem prądu, to na razie nic takiego nie planujemy. Na razie skupiamy się na tym, żeby jakoś podsumować ten okres, kiedy gramy, choć nie wykluczone, że na samo 20-lecie Upside Down pojawi się jakiś nietuzinkowy pomysł na uczczenie tego jubileuszu.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski