https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czyściciel małżeńskich kont

Telewizja i kolorowe pisma wykreowały go na eksperta od „rozwodów kościelnych”. Dziś ścigają go oszukani z całej Polski, a księża w sądach duchownych wywieszają policyjne komunikaty ostrzegające przed jego firmą.

Telewizja i kolorowe pisma wykreowały go na eksperta od „rozwodów kościelnych”. Dziś ścigają go oszukani z całej Polski, a księża w sądach duchownych wywieszają policyjne komunikaty ostrzegające przed jego firmą.

<!** Image 2 align=right alt="Image 39279" sub="W Kościele katolickim rozwodów nie ma. Kościelny sąd stwierdza jedynie nieważność sakramentu małżeństwa, które - mówiąc najprościej - zawarte zostało z pogwałceniem prawa kanonicznego. ">- To łobuz. Na naszym terenie też działał - ksiądz audytor Wiesław Czapla z Sądu Metropolitalnego w Krakowie nie ma wątpliwości. Mówi, że pomodli się do Ducha Świętego, by łobuza dosięgła sprawiedliwość.

O Krzysztofie C.B., pochodzącym z okolic Inowrocławia, prowadzącym firmę Media Service & Biuro Porad Kanonicznych, zrobiło się głośno w ubiegłym roku. Postać otyłego czterdziestolatka z bródką, krytykującego otwarcie kościelne sądownictwo, zaczęła pojawiać się regularnie w telewizji i prasie, i na wszystkich robiła wrażenie.

Pomoc pozorowana

Krzysztofa C.B. zapraszano chętnie do studia i na łamy, bo unieważnienie małżeństwa kościelnego to temat gorący, a mężczyzna w roli eksperta radził sobie świetnie. Inteligentny, wygadany, posługiwał się łacińskimi terminami i nie tracił pewności nawet w obecności księży. Przeciwnie, telewizyjne występy u boku osób w sutannach dodawały mu wiarygodności i napędzały klientów z całej Polski.

We wrześniu ubiegłego roku w tygodniku „Przegląd” pisano o nim: „Od niedawna pomaga zepchniętym na margines Kościoła wyczyścić życiowe konto. Zorientował się, że to na rynku nisza prawna, gdy 10 lat temu w gazecie umieścił ogłoszenie o kanonicznych poradach dla nieszczęśliwych małżonków. Po dwóch latach spędzonych w seminarium miał rozeznanie w prawie kanonicznym”.

- Jakie dwa lata? Odszedł z seminarium na pierwszym roku. Prawa kanonicznego nawet nie liznął, bo ono pojawia się dopiero na trzecim roku. Wiem, bo też byłem w seminarium - mówi były wspólnik Krzysztofa C.B. - To megaloman i hochsztapler o nieprzeciętnej elokwencji - dodaje.

Sprawdziliśmy. Przeszłość kryminalna Krzysztofa C. B. to dziesiątki tomów akt. Wielokrotnie był skazywany za oszustwa. Siedział w aresztach i więzieniach w Nowym Sączu, Bydgoszczy, Toruniu, Inowrocławiu, Włocławku i Lublinie. Zmieniał wizerunki i profesje. Podawał się za dziennikarza i filantropa, udawał biznesmena i wydawcę. Nie płacił za towary, podrabiał pieczątki i dokumenty. Jego wpis do ewidencji działalności gospodarczej obejmuje wszelkie możliwe branże - od ochrony zabytków po działalność pielęgniarek i położnych.

<!** reklama left>Hanna D. z Krosna zobaczyła go w programie TVN „Miasto kobiet” na początku tego roku.

- Przyjechał z kobietą, którą przedstawił jako mecenas Urszulę Z. Był rzeczowy i zdystansowany. Chcieliśmy, by założył nową sprawę, bo poprzednią mąż przegrał w obu instancjach i odwoływanie się nie miało sensu. Teraz pojawiły się nowe okoliczności i można było zacząć wszystko od początku. On jednak przekonał nas, byśmy wrócili do tamtej sprawy i napisał nam tak zwany rekurs. Wysłaliśmy go do sądu duchownego w Katowicach - opowiada Hanna D. Pamięta, że mężczyzna zażyczył sobie 3 tysiące złotych. Na początek wpłaciła mu 1200 zł i zwróciła koszty podróży.

Jesienią nadeszła odpowiedź z sądu kościelnego.

- To było powalające - wspomina kobieta.

Ksiądz profesor Remigiusz Sobański, doktor prawa kanonicznego pisał: „Do tut. sądu wpłynął „rekurs” podpisany przez Pana. Niestety, nie wiadomo o co w tym piśmie chodzi. Z faktu, że potwierdzenia odbioru zażądało Biuro Porad Kanonicznych wynika, że to nie Pan jest autorem tego pisma, lecz owo biuro. Niestety, trafił Pan fatalnie, gdyż trudno znaleźć więcej nonsensów na jednej kartce. W piśmie do II instancji prosi Pan o rozpatrzenie sprawy przez I instancję z tytułów nieznanych prawu kanonicznemu”.

I dalej:

„Nie tylko o nieznajomości prawa, lecz także o bezmyślności świadczy ostatnie zdanie, w którym uznaniu tut. sądu zostawia się decyzję, czy prowadzić sprawę, przekazać ją Sądowi Metropolitalnemu w Krakowie czy też apelować (Sąd?) do Roty Rzymskiej”.

Na koniec swojego listu ks. Sobański ostrzega przed „takimi jak to samozwańczymi biurami, którym brak elementarnej znajomości prawa i które udzielają pomocy pozorowanej i totalnie niekompetentnej”.

Obiecywał, kasował i znikał

Hanna D. zadzwoniła natychmiast do Krzysztofa C.B. Zareagował nerwowo.

<!** Image 3 align=right alt="Image 39279" sub="Krzysztof C.B. lubił dawać nadzieję swoim klientom, którym w zawarciu nowego małżeństwa przeszkadzał poprzedni związek. Mawiał często: „Możecie już kupować suknię ślubną”.">- To jakieś bzdury. Proszę przesłać mi to pismo.

Podczas kolejnej rozmowy telefonicznej uspokajał, że odwołanie już zostało wysłane, a sprawę przejął znajomy biskup.

- Często powoływał się na znajomości w kręgach kościelnych - mówi rozgoryczona Hanna D. Na początku listopada znowu próbowała skontaktować się z panem Krzysztofem, bo do katowickiego sądu nie wpłynęło żadne odwołanie. Telefon C.B. jednak już nie odpowiadał. Tak jest do dzisiaj.

Krzysztofa C.B. szukają ludzie z całej Polski. Obiecywał, brał pieniądze, a potem nagle milkł, gdy okazywało się, że pisane przez niego pisma procesowe to bełkot.

- Określał moją sprawę jako ewidentnie wygraną. Używał przy tym zwrotów typu: „już możecie kupować suknię ślubną”. Zredagowany przez niego pozew został odrzucony. Nic dziwnego, łacińskie zwroty mieszają się w nim z rynsztokowym, wulgarnym językiem - opowiada Jerzy P., fizyk z Oświęcimia, który Krzysztofa C.B. poznał przez znajomego w maju tego roku. Zapłacił mu ok. 1700 zł. Pieniądze przelał na konto Urszuli Z., rzekomej pani mecenas z Bielska-Białej.

- Nie mam wykształcenia prawniczego. Byłam tylko sekretarką - twierdzi kobieta.

Kłamie. Udało się nam dotrzeć do korespondencji mailowej, w której Urszula Z. udziela porady prawnej jednemu z klientów, udając znawcę przedmiotu. Zapytana wprost o kompetencje swojego byłego pracodawcy mówi: - Mogę go polecić, jest dobry - dodaje była asystentka.

Mamy też nagranie rozmowy, podczas której niezadowoleni klienci rozwiązują umowę z Krzysztofem C.B. i żądają zwrotu pieniędzy.

Klient I (zapłacił prawie 3 tys. zł): - Wpędza pan ludzi w poważne problemy. Przez pana nieporadne działanie przegrałbym sprawę. To co napisał pan w pozwie, ksiądz z sądu duchownego określił jako stek bzdur i oddał mi pismo.

C.B nie traci rezonu i niczym niezrażony rozpoczyna wywód w swoim stylu, odbiegając od tematu: - Hmmm... Jest to kwestia ocenna. Nie wiem, czy ksiądz mógł panu oddać dokument, który przecież był już własnością sądu.

Klient II: - Jeśli nie dostaniemy dzisiaj części pieniędzy, idziemy na najbliższy komisariat policji.

Krzysztof C.B. pieniędzy nie ma. Podpisuje jednak rozwiązanie umowy i obiecuje oddać honorarium. W nagraniu słychać czwarty głos wtrącający się epizodycznie. Udało nam się ustalić, że to niejaki Piotr D., w 2003 oskarżony o pedofilię, przedstawiający się jako teolog. Współpracownik C.B.

- Potem jeszcze pan Krzysztof dzwonił kilka razy i prosił, żebyśmy nie zawiadamiali policji. Pieniędzy nie oddał - mówią mężczyźni.

- Otyły, niski. Aparycja odpychająca. Ale wypowiadał się bardzo składnie i kwieciście, używając łacińskich zwrotów. Sprawiał wrażenie człowieka doskonale orientującego się w prawie kanonicznym - mówi Stanisław W. z Zabrza. - To typ, który pod płaszczykiem służalczości zrobi każde świństwo.

Udało się nam skontaktować jeszcze z dwiema osobami nabranymi przez inowrocławianina. Wyciągnął od nich w sumie ponad 5 tys. zł. stosując za każdym razem te same metody: powoływanie się na znajomości w sferach kościelnych i na występy w mediach, używanie trudnych zwrotów, krytykowanie Kościoła, sprawianie wrażenia osoby kompetentnej.

- Kręcił coś, że zmienił się skład sędziowski i dlatego to tak długo trwa. Ale okazało się, że wcale nie złożył pozwu - opowiada Karol P. z Oleśnicy. W sądzie mężczyzna dowiedział się od księży, że nie jest jedynym poszkodowanym.

W ubiegłym tygodniu w Aleksandrowie Kujawskim rozpoczął się proces przeciwko Krzysztofowi C.B. Jest on oskarżony o wyłudzenie 1400 złotych od mieszkańca Ciechocinka.

- Obiecał pomoc prawną w uzyskaniu nieważności ślubu kościelnego. Do kurii biskupiej nie wpłynęło jednak żadne pismo w tej sprawie. Czyli oskarżony nie podjął żadnych czynności - mówi Artur Kołodziejski, prokurator rejonowy w Aleksandrowie Kujawskim.

Poszkodowani przez C.B. powoli zgłaszają się do komisariatów w całym kraju. Docierają też do innych biur świadczących usługi w zakresie prawa kanonicznego.

- W ostatnich kilku miesiącach skontaktowało się ze mną kilkanaście osób, które twierdziły, że zostały oszukane przez niejakiego Krzysztofa C.B. - mówi prawnik kanonista, współpracujący oficjalnie z kilkoma sądami duchownymi, posiadający upoważnienie władz kościelnych. Przeanalizował pozwy pisane przez inowrocławianina. Oto co nam powiedział:

- Ten pan niemal w każdej sprawie podaje te same powody, dla których ktoś ubiega się o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Zawsze pojawia się „uporczywe wykluczenie potomstwa”, „przymus sytuacyjny” - takiego tytułu w ogóle nie ma - oraz „niedojrzałość psychiczna”. Często tytuły podawane są nie po tej stronie, co trzeba. Poza tym na swojej stronie internetowej, póki istniała, C.B. z uporem maniaka powtarzał zwrot „unieważnienie małżeństwa”. Istnieje tylko „stwierdzenie nieważności małżeństwa” - tłumaczy kanonista.

To przez moją żonę...

Po kilku dniach usilnych prób udało nam się w końcu porozmawiać z Krzysztofem C.B. telefonicznie.

<!** Image 4 align=left alt="Image 39282" sub="W tym bloku w Inowrocławiu mieściło się jedno z „biur” rzekomego specjalisty od „rozwodów kościelnych”">Do niczego się nie przyznaje. Krytyka profesora Sobańskiego spływa po nim jak po kaczce.

- Ja się powoływałem na literaturę fachową. Profesor może nie znać tej pozycji - broni się. Próbuje kłamać, że żaden z klientów nie rozwiązał z nim umowy. Skonfrontowany, „przypomina” sobie w końcu dwóch niezadowolonych klientów z południa Polski, ale nie ma sobie nic do zarzucenia. Pieniądze odda. Sprawę w Aleksandrowie oczywiście wygra.

- To wszystko przez moją żonę, która właśnie się ze mną rozwodzi i bierze odwet - wymyśla na poczekaniu C.B.

- Oszust wzorcowy - mówią w prokuraturze i zapowiadają, że żarty się skończyły. - Będziemy wnioskować o bezwzględną karę więzienia.

Personalia osób poszkodowanych zmieniono na ich prośbę

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski