Marta wybrała się do wróżki, bo chciała wiedzieć, czy spotka wielką miłość. Pozwoliła jej sterować swoim życiem. Przebudzenie nastąpiło, gdy kobieta poradziła jej, żeby modliła się o wsparcie do hinduskiej świętej.
<!** Image 2 align=right alt="Image 69107" sub="Fot. Łukasz Ciaciuch">Marta (imię zmienione), pełna wdzięku szatynka, studentka. Po trzecim roku postanowiła zrobić „przerwę na życie” i w Londynie znalazła pracę „operki”. Przed wyjazdem zapytała wróżkę, czy spotka tam swoją wielką miłość, kogoś odpowiedzialnego, ciepłego, z wdziękiem.
Wybrała wróżkę Beatę, którą znała z opowiadań u fryzjera. Za jedyne 50 zł (dziś 70 zł) usłyszała od niej to, co usłyszeć pragnęła z całego serca. Miła pani w średnim wieku, patrząc na kulę powiedziała: - Wkrótce spotkasz wymarzonego mężczyznę.
Jechała do Londynu jak na skrzydłach. Rodzina, u której pracowała, traktowała ją dobrze, choć z dystansem. Pewnego wieczoru wybrała się do pubu, no i wszedł on. - To była miłość od pierwszego wejrzenia: ciepły, głęboki głos, świetnie ubrany, buty z pięknej skórki.
Roberto, lat 40, był włoskim biznesmenem. Rzuciła pracę, pojechała za głosem serca. Okazało się, że wybranek jest żonaty.
Mama posłańcem
Marta pracowała, zakuwała ostro włoskie słówka, gdyż chciała kontynuować studia. Była szczęśliwa, liczyła, że bezdzietny ukochany szybko dostanie rozwód. Miesiące mijały, ona chciała mieć pewność, więc wymogła na matce wizytę u swojej wróżki. Usłyszała: „Będzie dobrze”. W miarę rozwoju sytuacji na „froncie uczuć” matka szła do wróżki po kolejną wskazówkę. Posłaniec przynosił Marcie zawsze dobre wieści, ale pewnego dnia... Roberto spakował walizki. Rozpacz, szok, przecież miało być inaczej! Pojawiły się kłopoty ze zdrowiem. Włoscy lekarze nie znaleźli niczego niepokojącego, wróciła leczyć się do domu. Diagnoza jak wyrok - rak, operacja, miesiące trudnej rehabilitacji.
Matka Meera
Choć dziewczyna zwątpiła w siłę jasnowidzenia wróżki, nie była w stanie wyzwolić się spod jej wpływu. Wydawała pieniądze na rytuały białej magii, medytacje nad tajemnicą życia. Gdy wypomniała wróżce, że nie przepowiedziała jej choroby, usłyszała: - Tak musiało być, energie się zmieniły. Poznasz listonosza, wyjdziesz za mąż.
<!** reklama>Ta wizyta była punktem zwrotnym w ich relacjach. - Beata dała mi obrazek świętej Matki Meery. Twierdziła, że ta kobieta ma nadprzyrodzona moc i jeśli ktoś ma złą karmę, odsuwa kłopoty jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - opowiada Marta. - Na warsztatach polecała wyjazdy do Meery. Koszt wyprawy 850 zł.
Marta obrazek obcej świętej wzięła, ale odezwały się w niej wątpliwości, w końcu niejedną olimpiadę filozoficzną wygrała.
- Ludzie wierzą, że Bóg przez Meerę przemawia, to jakieś głupoty. Bóg to Absolut, Wyższa Inteligencja, której nie pojmie się rozumem. Namnożyło się tych świętych matek, ta z Czech, Lasana, ma dopiero 20 lat i ja mam się do takiej dziewczyny modlić? - irytuje się Marta, dla której teraz już nie miłość, lecz studia stały się priorytetem.
Matki pełne światła
Sporo informacji na temat Matki Meery znaleźć można w Internecie. Wikipedia podaje, że mieszkająca w Niemczech „awatarka, wysłanniczka Boga”, urodziła się w 1960 roku w Indiach, gdzie czczona jest jako Matka Boska. Propaguje idee harmonii w dążeniu do jedności z Bogiem i codziennymi obowiązkami w rodzinie i w społeczności. Pielgrzymują do niej ludzie z całego świata, co wiąże się z rosnącą popularnością hinduskich poglądów na duchowość i drogi samorealizacji. Organizatorzy wypraw zapewniają, że Mother Meera „leczy duszę, uwalnia od lęków i niepokojów, przecina węzły karmiczne, obdarza zdrowiem, jej wskazówki mogą być zaakceptowane przez każdego, niezależnie od wyznawanej religii i narodowości”.
Awatarką, jak mówią obeznani w ezoteryce, ma być także Czeszka, Matka Lasana, lat 20, która mieszka w maleńkiej miejscowości Wilcze Pole, w XIV-wiecznym zamku. Jej imię oznacza „promień najczystszej boskiej miłości”. Pielgrzymują do niej nawet Japończycy, nie brak też Polaków.
Wokół tych postaci kręci się biznes. Na spotkanie z hinduską świętą (4 dni) trzeba wydać, jak podaje się w Internecie, 200 euro (4 dni). Warszawskie biuro Happy Holiday Travel bierze za podobny wyjazd 890 zł. Organizatorzy piszą: „Spotkanie w całkowitej ciszy, trwa dwie godziny. Należy zachować spokój, mieć czyste ubranie i umyte włosy”.
Dr hab. Zbigniew Pasek z jedynej w kraju Pracowni Badań Wyznań Religijnych w Polsce, działającej na Uniwersytecie Jagiellońskim, komentuje: - „Wysłannik Boga” - tak mówiło o sobie wielu założycieli religii, wielu proroków i zwykłych ludzi.To dlaczego jednym udaje się stworzyć wielki ruch religijny a innym nie, zależy od wielu czynników, od tego, co głoszą i kim są w sensie osobowościowym.
W spotkaniu z Matką Meerą uczestniczył emerytowany drukarz, Antoni z żoną i Anna, promująca polskie kosmetyki. W rozmowie telefonicznej powiedzieli nam, że wyprawa była udana, wyciszyli się. Nie zgodzili się jednak na dłuższą rozmowę, tłumacząc: „Polska to katolicki kraj, ludzie nie zrozumieją”. Z kolei wróżka Beata rzuciła nam słuchawką po słowach: „Nie biorę odpowiedzialności za dorosłych ludzi”.
Marta, próbując wyplątąć się z uzależnienia od wróżek, szukała potwierdzenia swoich wątpliwości co do świętych matek. Nabrała podejrzenia, że są one przywódczyniami sekty, „łowią” naiwne duszyczki, dlatego właśnie zatelefonowała do redakcji.
Psychomanipulacja
Ojciec Tomasz Franc z dominikańskiego Ośrodka Informacji o Nowych Ruchach Religijnych we Wrocławiu nie mówi wprost o sekcie, zwraca uwagę na niebezpieczeństwo psychomanipulacji. - Człowiek wewnętrznie rozedrgany, rozbity, znajdujący się w potrzebie emocjonalnej podatny jest na manipulację. Nierzadko uzależnia się od podpowiedzi wróżki, tracąc zdolność racjonalnego myślenia. Gdzie jest zabobon, tam wolność znika. Duchowa oferta osób w rodzaju Matki Meery to niebezpieczna, ezoteryczna mieszanka.
Pan Bóg im nie wystarcza
- Ezoteryka, a więc wszystko to, co pozazmysłowe, magiczne pociąga wielu ludzi. - Są osoby, które w chorobie czy w samotności, szukają wsparcia. Pan Bóg im nie wystarcza, chcą wiedzieć zaraz, teraz. Szukają jakiegoś guru, bo czują, że tego im właśnie trzeba i często działa to autosugestywnie - mówi Maria Rogiewicz, psycholog psychoterapeutka. - Problem w tym, na kogo trafią.
Inicjacje anielskie
Ofert ezoterycznych podróży oraz „inwestycji duchowych” jest mnóstwo, także w Internecie. Autorka tego tekstu poprosiła o psychiczne wsparcie Wiolę, reklamującą się jako „podróżniczka, która zna najważniejsze „miejsca mocy” na świecie.
Odpowiedziała błyskawicznie.Zaprasza mnie na warsztaty odkrywania sekretów własnej kobiecości, (podobno pomagają odnieść sukces w życiu i biznesie), na spotkanie z ałtajską szamanką, na czytanie duszy. „Z anielskim światłem i miłością” odesłała mnie też do Welli - „aniołowej”. Ta z kolei zaprosiła mnie na „inicjacje anielskie” i obiecała poprawę relacji z moim aniołem. Nie za darmo oczywiście. Z zaproszeń nie skorzystałam, nie tylko dlatego że obie panie, Polki, mają siedzibę w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie. Nie kusi mnie świat ezoteryki, odkrywanie duszy przed kimś o kim wiem tak niewiele. Z moim aniołem rozmawiam sama.
Marta twierdzi, że uwolniła się od wróżek:- Zdaję się na los, co przyniesie, to wezmę.