https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cudowne przebudzenie Blanki

Katarzyna Pietraszak
- Dlaczego jestem chora? Dlaczego nie mogę nic powiedzieć? - 23-letnia Blanka z Tucholi ma wiele pytań. Zadaje je stukając palcem na tekturowej klawiaturze. Chciałaby wiedzieć, czy wyzdrowieje, ale na to pytanie nikt nie zna odpowiedzi.

- Dlaczego jestem chora? Dlaczego nie mogę nic powiedzieć? - 23-letnia Blanka z Tucholi ma wiele pytań. Zadaje je stukając palcem na tekturowej klawiaturze. Chciałaby wiedzieć, czy wyzdrowieje, ale na to pytanie nikt nie zna odpowiedzi.

<!** Image 2 align=right alt="Image 118037" sub="Blanka prosi, by nie robić jej zdjęć. Nie chce, aby ktoś wydział ją w takim stanie. Jej matka, Marlena Łyczywek pokazuje powiększoną fotografię córki, którą przygotowali jej koledzy ze szkoły. / Fot. Katarzyna Pietraszak">Pokój Blanki jest pomalowany na zielono. To jej ulubiony kolor - kolor nadziei. Krótko ostrzyżona niebieskooka dziewczyna patrzy ze zdjęcia opartego o ścianę.

- To moja Blanszetka - czule gładzi fotografię córki Marlena Łyczywek. Zdjęcie to przygotowali koledzy z klasy córki specjalnie na charytatywny koncert pod hasłem „Obudźmy Blankę”. - Grali głośno i pięknie - wspomina mama Blanki. To było między jednym a drugim „wyleczeniem”. Bo Blanka już drugi raz zmaga się ze śmiertelną chorobą.

Pierwsza walka

Choroba 23-letniej prymuski z Tucholi pojawiła się nagle, cztery lata temu.

- Działo się coś niedobrego - Marlena Łyczywek opowiada o tym, jak córka nie mogła wyleczyć się z przeziębienia. Bez przerwy męczył ją katar, słabo się czuła. Pamięta, że w tamto przedpołudnie Blanka zadzwoniła do niej do pracy: „Mamo, przyjedź. Tak mi źle.” Była blada, krwawiła z nosa. W szpitalu zrobili jej badania. Dostała leki poprawiające krzepliwość krwi. Nie pomagało. Kolejny wynik zabrzmiał jak wyrok. Białaczka.

<!** reklama>Obie płakały w szpitalnej łazience. Mimo że lekarze przekonywali, że dziewczyna ma 80-procentową szansę na wyleczenie, Blanka widziała już najgorsze. - A te 20 procent? - łkała.

- Zobaczysz, poradzimy sobie, ale ty też musisz mi pomóc i uwierzyć. Nie możemy się poddawać - Marlena Łyczywek przekonywała zrezygnowaną córkę jak tylko mogła.

Decyzja o chemioterapii zapadła 2 kwietnia 2005 roku, w dniu śmierci papieża Jana Pawła II.

- Mamuś, i co? - Blanka siedziała na łóżku załamana. Znów płakały.

- Pamiętasz jego słowa: „Nie lękajcie się?” - właśnie wtedy Marlena Łyczywek obiecała sobie i córce, że więcej przy niej nie będzie płakać.

Słowa dotrzymywała, ale tylko do progu bydgoskiego szpitala. Po jego przekroczeniu łzy płynęły jej ciurkiem. Na trasie między Bydgoszczą a Tucholą, po kilka razy zatrzymywała się w lesie. - Wyłam z rozpaczy. Miałam pretensje. Dlaczego ona?

Po chemioterapii Blanka nie mogła na siebie patrzeć. Wypadły jej włosy, wciąż czuła się zmęczona. Ale miała cel - zdać maturę.

Egzaminy przeplatały się z terapią. Świetnie zdany egzamin zbiegł się z jeszcze lepszymi efektami leczenia. Zdrowiała i nie poddawała się. Dostała się na germanistykę, ale wycieńczony piorunującymi dawkami chemii organizm odmawiał posłuszeństwa. Dlatego wzięła dziekankę.

Mimo to cieszyła się, podobnie jak jej bliscy: matka, siostra Ada i chłopak. Z Maciejem poznali się, gdy Blanka zaczynała naukę w ogólniaku w Tucholi. On kończył Technikum Leśne. Był przy niej, gdy była zdrowa i wtedy, gdy wypadały jej włosy.

- Obiecałem sobie i jej, że wspólnie przez to przejdziemy - Maciej był obok również wtedy, gdy po ponad roku choroba niespodziewanie wróciła.

Druga walka

Zaatakowała w momencie, gdy wszyscy o niej zaczęli zapominać, gdy się cieszyli, że zaczynają żyć poza szpitalem. Blanka studiowała. O przebytej chorobie przypominały jej jedynie kontrolne badania. Jeździła na nie sama, czasem z Maciejem, z którym dzieliła studencką kwaterę w Bydgoszczy.

- Przyjedź, bo coś jest nie tak - zadzwoniła do matki w ubiegłym roku. Skarżyła się na ból głowy i mrowienie w ustach. Znów było kilkanaście dni szczegółowych badań, punkcja szpiku kostnego...

Blanka leżała pod kroplówką. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Z niepokojem obserwowała matkę, rozmawiającą z lekarzem na drugim końcu szpitalnego korytarza. Zobaczyła, jak ona mdleje. Nikt jej już nie musiał mówić.

Znów płakały w łazience. - Dostałam wtedy od niej dyspensę, mogłam wyć - próbuje dziś żartować Marlena Łyczywek. Ale wtedy była jeszcze bardziej przerażona niż za pierwszym razem. Wiedziała, że chemioterapia będzie jeszcze intensywniejsza, a przeszczep szpiku - konieczny.

- Mamuś, nie będę płakała, będę walczyła - matka doskonale pamięta słowa Blanki. Podobnie jak te wypowiedziane przez młodszą córkę, Adę: - Jeśli ty się załamiesz, to pociągniesz mnie i Blankę.

- Miałam trzy życia. Córek i moje. Wiedziałam, że nie mogę się poddać - Marlena Łyczywek przyznaje, że była załamana, ale nigdy nie straciła nadziei. Także wtedy, gdy na oczach widzów z białaczką zmagała się znana polska siatkarka, Agata Mróz. Blanka również wierzyła, że reprezentantka Polski wygra. I że jej też się uda.

- Mamuś, nie dam rady - płakała po śmierci siatkarki.

W sierpniu zeszłego roku Blanka, po pierwszym w życiu napadzie epilepsji, zapadła w śpiączkę. Lekarze podejrzewali przerzuty i nie dawali większych szans na przeżycie. Wtedy pani Marlena przez moment pomyślała: to koniec. Zrozpaczona dzwoniła do Macieja, żeby przyjechał pożegnać się z Blanszetką, sama nie wierząc, że zbliża się ten moment.

Po kilku bardzo długich godzinach wyczekiwania okazało się, że przerzutów nie ma. Że Blanka doznała toksycznego zapalenia mózgu prawdopodobnie na skutek terapii lekowej. Ze śpiączki miała wyjść w ciągu dwóch dób, lecz mijały kolejne dni. Dziewczyna wciąż spała. Jej ciało nie reagowało na dotyk, a mózg - na słowa wypowiadane przez bliskich.

- Wiem, że nie powinnam tego robić, ale to był odruch - matka Blanki po ośmiu dniach prób obudzenia córki, zaczęła na nią krzyczeć.

- Sama nie jesteś! A my? Jak możesz nam to robić? - wrzeszczała nad jej łóżkiem, zła, zrozpaczona, bezsilna. Na ten wybuch „zareagowały” wskaźniki na ekranach monitorujących czynności życiowe. Zaczęły szaleć. Przybiegła dyżurująca lekarka:

- Ona panią usłyszała!

- Słyszysz mnie? Słyszysz? - pytała córkę, gdy ta otworzyła oczy.

- Mrugnij, jeśli tak - matka płakała ze szczęścia, gdy Blanka odpowiedziała jej powieką.

List

- W większości tego typu przypadków stany śpiączki związane z podawaniem leków są odwracalne i to w dość szybkim czasie. U Blanki tego procesu odwracalności nie było widać. Wręcz przeciwnie, jej stan się pogłębiał. W pewnym momencie wydawało się, że ona odejdzie - prof. Mariusz Wysocki, szef Katedry i Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii w Szpitalu Uniwersyteckim w Bydgoszczy, nie pozostawia złudzeń: Blanka jest nadal ciężko chora na białaczkę. A stopień sprawności, jaki osiąga, nie jest satysfakcjonujący. W jej mózgu doszło do poważnych zmian, być może nieodwracalnych. To komplikuje leczenie choroby nowotworowej, ale nie jest powodem, dla którego można złożyć broń. Dlatego wszyscy walczą o Blankę. Dziewczyna ma już dawcę szpiku z Włoch. Warunek przeszczepu to całkowita zdolność pracy mózgu.

Styczeń tego roku. Od chwili otwarcia oczu i wykonania pojedynczych gestów, Blanka wymaga opieki jak malutkie dziecko, które trzeba przewinąć i nakarmić. Nie mówi. Matka, namówiona przez znajomą, o trzeciej w nocy pisze list do papieża Benedykta XVI. Na kilku kartkach wylewa swe żale i prośby.

- Potrzebuję siły dla córki i dla siebie, żeby przetrwać. Ta walka mnie przeraża - zmęczona i załamana brakiem postępów u córki, prosi Ojca Świętego o modlitwę, a także o położenie fotografii Blanki na grobie Jana Pawła II. Nad ranem wrzuca list do skrzynki pocztowej, nie licząc na odpowiedź.

Nadzieja

A jednak. Pismo z Watykanu dociera do Tucholi po miesiącu. Papież modli się w intencji wyzdrowienia Blanki, a fotografia „została położona na grobie sługi bożego Jana Pawła II”.

W międzyczasie Blanka uczy się kontaktować z bliskimi. - Dlaczego jestem chora? Dlaczego nie mogę nic powiedzieć? - zadaje pytania powoli wskazując placem litery na tekturowej klawiaturze, wykonanej przez Macieja. W ten sposób zaczynają rozmawiać. To i tak wiele, zważywszy na chorobę Blanki i śpiączkę, w której - według medycyny - wciąż jest.

Młodsza siostra Blanki nie odstępuje od jej łóżka. Ostatnio nawet zaczęła z nią (za pomocą tekturowej klawiatury) rozwiązywać krzyżówki. Pomaga jej wypowiadać sylaby, a nawet - stawiać pierwsze kroki.

- Codziennie uczy się czegoś nowego. Wyzdrowieje. Na pewno - matka uważa, że palec boży w cudownym przebudzeniu też miał swój udział.

Marlena Łyczywek właśnie remontuje pokój córki, bo Blanka lada dzień ma wrócić do domu. Do swojego pokoju. W kolorze zielonym.

Kto pomoże?

Blanka kiedyś podziękuje...

Blanka została zakwalifikowana do przeszczepu szpiku kostnego. Dawca pochodzi z Włoch. Zanim jednak dojdzie do operacji, dziewczyna musi wyjść ze śpiączki.

O chorobie Blanki pisał w styczniu tego roku „Tygodnik Tucholski”, dzięki czemu jej rodzina otrzymała wsparcie i wiele słów dodających otuchy. Za pośrednictwem naszej gazety matka dziewczyny dziękuje za każde dobre słowo w imieniu Blanki, swoim i swojej młodszej córki. Z nadzieją, że kiedyś Blanka zrobi to sama.

Każdy, kto chciałby pomóc, może przekazać pieniądze na specjalnie konto Fundacji Dzieciom „Zdążyć z pomocą” 41 1240 1037 1111 0010 1321 9362 z dopiskiem „darowizna na leczenie i rehabilitację Blanki”.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski