<!** Image 1 align=left alt="Image 5074" >Cały czas mam w pamięci 1996 rok i dwumecz o awans do fazy grupowej piłkarskiej Ligi Mistrzów. Wtedy też niewielu stawiało na Widzew. Wprawdzie pierwszy mecz z Broendby Kopenhaga łodzianie wygrali 2:1, ale gol strzelony na wyjeździe i perspektywa rewanżu na własnym boisku przemawiała za rywalami. I Duńczycy byli bardzo pewni siebie. Na stadionie przygotowano wielką fetę. Miało być przyjęcie, a szampan lać miał się strumieniami. Skończyło się jednak na 3:2 i awansie widzewiaków. Duńczycy następnego dnia kaca z pewnością mieli, ale głowa boleć musiała nieco inaczej... Sytuacja sprzed dziewięciu lat przypomina mi tę opisywaną na stronie 3. Prezes Ślak zachowuje się podobnie. Tak samo jak Duńczycy, jest pewny swego. Już przygotowuje fetę. Za blisko 40 tysięcy złotych zatrudnił nawet Blue Cafe, aby przygrywał rozentuzjazmowanym fanom. Czy prezes nadto się nie pospieszył? Przecież nie tylko w futbolu znaleźć można przypadki podobnych niespodzianek. Przekonał się o tym Apator Toruń, któryw 2003 roku zmontował prawdziwy „dream team” . Po raz kolejny okazało się jednak, że nazwiska same nie jadą. Torunianie zdobyli „tylko” srebro. Grzegorz Ślak podkreśla, że siła polonistów tkwi w świetnej atmosferze. W Polonii obowiązuje zasada „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. I właśnie w tym należy upatrywać swojej szansy. Wierzę, że możemy popsuć tarnowianom fetę. Tak jak kiedyś Widzew popsuł Duńczykom.
Co łączy Widzew i Polonię?
Krzysztof Wypijewski
Cały czas mam w pamięci 1996 rok i dwumecz o awans do fazy grupowej piłkarskiej Ligi Mistrzów. Wtedy też niewielu stawiało na Widzew.