https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ciężkie grzechy ładnych buź

Za kradzież chipsów w supermarkecie tu się nie trafia. Za handel narkotykami, rozboje, pobicia, a nawet zabójstwa - owszem. Nie wiadomo, dlaczego tak jest, ale dziewczyny, które mają najwięcej na sumieniu, najczęściej mają też ładne buzie.

Za kradzież chipsów w supermarkecie tu się nie trafia. Za handel narkotykami, rozboje, pobicia, a nawet zabójstwa - owszem. Nie wiadomo, dlaczego tak jest, ale dziewczyny, które mają najwięcej na sumieniu, najczęściej mają też ładne buzie.

<!** Image 2 align=none alt="Image 159274" sub="Sale dawnego sądu grodzkiego w Koronowie służą dziś jako sypialnie.
- Bystre dziewczyny szybko dostosowują się do warunków zakładu i łatwo osiągają stopnie resocjalizacji. Ale to życie na wolności zweryfikuje, czy zaszła w nich jakaś przemiana, czy coś naprawdę zmieniło się w ich duszy - mówi psycholog Henryka Cieślewicz-Kowalska. / Zdjęcia: Tymon Markowski">Niektóre przyjeżdżają w eskorcie policji i w bransoletkach, ale nie takich, w jakich chciałyby się pokazać chłopakom ze swojej ulicy. Głodne, zaniedbane i wymęczone przesłuchaniami marzą, by wydostać się stąd jak najszybciej. Ale to nie takie proste. Na wolność i na prawdziwą biżuterię będą musiały sobie zasłużyć, zresztą jak na wszystko tutaj. Naukowo nazywa się to systemem ekonomii punktowej, a mówiąc normalnym językiem: nie ma nic za darmo.

<!** reklama>- Na odzież prywatną, na pierścionki i kolczyki, na telefon na koszt zakładu, na odtwarzacz MP3. Na wszystko muszą zapracować. Dobrym zachowaniem, wynikami w nauce, stosunkiem do personelu i koleżanek, podejściem do nauki zawodu, zaangażowaniem w wolontariat - wylicza Krzysztof Szymańczak. Jest kierownikiem internatu, czyli namiastki domu, jak sam wyjaśnia. Dziś wyjątkowo prezentuje się w szarym garniturze i malinowej wizytowej koszuli, bo i sytuacja jest wyjątkowa. Rano odbyła się w sali gimnastycznej akademia z okazji Dnia Nauczyciela. To jedna z tych uroczystości, które są na stałe wkomponowane w kalendarz Zakładu Poprawczego i Schroniska dla Nieletnich w Koronowie i urozmaicają rytm tutejszego życia. Dziewczyny wystrojone (niektóre w szpilkach i sukienkach) z wypiekami na twarzy śpiewały i recytowały prawie przez godzinę. Był Stachura, była Poświatowska. Tytuł „Bratniej Duszy” jak zwykle przypadł pani psycholog. A kierownik internatu wytrwale i z fantazją przygrywał na gitarze. Nie wiadomo, który to już raz wyciągnął na zaimprowizowaną scenę kolejną grupę niedostosowanych społecznie nastolatek i pozwolił im usłyszeć oklaski po występie.

<!** Image 4 align=right alt="Image 159274" sub="Na początku nie wiadomo nawet, jak trzymać nóż do obierania ziemniaków">Nieufne, pełne nienawiści

- Przyjeżdżają tu nieufne, zalęknione albo pełne nienawiści. Są obrażone na cały świat za to, że je zamknięto - psycholog Henryka Cieślewicz-Kowalska jest pierwszą osobą, z którą ma kontakt każda nowa dziewczyna. - Staram się je zrozumieć. Wiem, za co tu trafiają, na pewno nie za wagary. Ale kiedy prześledzi się od kołyski życie każdej z nich, kiedy pozna się środowisko, z którego przyszła, łatwiej zrozumieć, że jej los nie mógł potoczyć się inaczej.

Aldona uciekła z domu od ojca alkoholika i agresora. Nogi zaniosły ją na Dworzec Główny w Poznaniu. Tam świadczyła usługi seksualne i kradła. Przez kilka lat jej rodzina była pod nadzorem kuratora rodzinnego. Nic to nie dało, bo nie mogło. Kurator przepisywał tylko raporty i nawet nie wiedział, że chałupa Aldony się zawaliła i że od dawna nie ma tam meblościanki na wysoki połysk oraz wielu innych nieważnych przedmiotów, które urzędnik sądowy skrupulatnie wymieniał w sprawozdaniach.

<!** Image 5 align=left alt="Image 159274" sub="Z nimi jest jak z ciastem drożdżowym. Wystarczy popracować nad składnikami, a coś dobrego wyrośnie.">Rodzice niby normalni

O rodzinie Lucyny nie można było powiedzieć inaczej niż porządna. Normalny dom, normalni rodzice. Tyle tylko, że każde z nich prowadziło swoje życie. Ojciec relaksował się na koncertach rockowych w Londynie, a niepracująca matka u kosmetyczki i na zakupach. Lucyna dostawała od rodziców pieniądze i miała sobie radzić sama. Poradziła sobie. Najpierw weszła w narkotyki, a potem zaczęła kraść. Tym porządnym rodzicom trudno było to wszystko ogarnąć.

- Poprawczak to normalny świat, z tą różnicą, że tu są zamknięte wszystkie nasze problemy społeczne. Eurosieroty też - dyrektorka zakładu Ewa Prądzyńska 30 lat temu inaczej postrzegała swoją przyszłość. Jako absolwentka pedagogiki kulturalno-oświatowej widziała siebie w roli kierowniczki domu kultury albo, jeszcze lepiej, szefowej jakiegoś sympatycznego sanatorium. - Chciałam pracować w miejscu, do którego przybywają ludzie z pozytywnym nastawieniem, żeby wypocząć, zrelaksować się. A wylądowałam tam, gdzie to nastawienie niekoniecznie jest pozytywne.

<!** Image 3 align=right alt="Image 159274" sub="Część dziewczyn po wyjściu z zakładu otwiera własne punkty krawieckie">W córkę warto inwestować!

Basia nie wygląda na dziewczynę z marginesu. Raczej na ambitną kujonkę. Trudno uwierzyć, że trafiła do zakładu poprawczego jako zdeprawowana doszczętnie 14-latka, z poważnym przestępstwem na sumieniu i problemami z agresją. Dziś ma lat osiemnaście i niedługo wyjdzie na wolność. Wychowawcy uznali, że jest gotowa. Nie przypominali jej, za co siedzi, ale przez cztery lata szukali w niej talentów i mocnych stron, by zbudować na tym - jak to górnolotnie określa teoria twórczej resocjalizacji stosowana w Koronowie - nowe parametry osobowości. Prawdopodobnie już za miesiąc - z tymi nowymi parametrami pod pachą - dziewczyna zacznie swoje życie od nowa. Zakład wystarał się dla Basi o tak zwane mieszkanie chronione, by miała gdzie mieszkać, póki całkiem się nie usamodzielni. Do rodziców nie może wrócić, bo oboje siedzą w więzieniu. Młodsze rodzeństwo Basi, brat i siostra, jest w domu dziecka.

- Będę chciała wziąć ich do siebie, ale na razie muszę się zająć swoim życiem. Składam papiery do liceum, muszę też znaleźć pracę - mówi dziewczyna. Na rynek pracy nie wchodzi z niczym. W zakładzie nauczyła się dwóch zawodów: kucharki i fryzjerki.

<!** Image 6 align=left alt="Image 159274" sub="Są i takie, które dostają pracę w znanych salonach
i z powodzeniem startują w konkursach fryzjerskich">- Nie zdarzyło się jeszcze, żebyśmy wysłali dziewczynę na przysłowiową ulicę. Nigdy nie było tak, żeby nasza wychowanka wyszła od nas i nie wiedziała, co ze sobą zrobić - podkreśla Ewa Prądzyńska.

Przygotowanie środowiska, do którego dziewczyna ma trafić po opuszczeniu poprawczaka, zaczyna się na długo przed wyjściem. Wiele spraw załatwia na wolności patron, którego wychowanka wybiera sobie na początku pobytu w zakładzie. Pomaga on w wyrobieniu dowodu osobistego, czasem w uzyskaniu stałego zameldowania, często organizuje podopiecznej pracę, szkołę i mieszkanie, kontaktując się, m.in., z miejscowym centrum pomocy rodzinie.

- Ideę patronażu wymyśliliśmy dawno temu w Koronowie. W różnych zakładach różnie się ona sprawdza, ale u nas działa - przekonuje dyrektorka i wyjaśnia na czym ów pomysł polega.

<!** Image 7 align=none alt="Image 159274" sub="- Nie lubimy rozgłosu. Staramy się chronić nasze dziewczyny przed mediami. Naszą podstawową zasadą jest, że resocjalizacja musi się odbywać w spokoju - mówi Ewa Prądzyńska, dyrektorka zakładu poprawczego dla dziewcząt
w Koronowie.
Na zdjęciu: przerwę między zajęciami dziewczyny wykorzystują na pogaduszki
i spacer.">Patron to taki niby-rodzic. Człowiek, który wymaga, koryguje, ale też daje konkretne wsparcie, jest od spraw urzędowych, ale i od sercowych. Jedną z najważniejszych i najtrudniejszych rzeczy, którymi się zajmuje, jest utrzymywanie kontaktu z rodziną wychowanki. Jeździ, dzwoni i namawia rodziców, by nawiązali więź z dzieckiem. Przekonuje, że warto w córkę inwestować, bo, na przykład, ma talent wokalny albo plastyczny, świetnie gotuje, jest zaradna, nauczyła się sprzątać i ogólnie stała się dojrzalszą osobą. Większość rodziców nie dowierza, część wstydzi się przyznać do wychowawczej porażki.

<!** Image 8 align=right alt="Image 159280" sub="Pierwsza myśl to wydostać się stąd. A po latach przysyłają kartki z pozdrowieniami: „Cieszę się, że do Was trafiłam. Nie wiem, co by ze mną było”.">- Często nie mamy na nich wpływu. Niektórzy nigdy nie odwiedzili córki w zakładzie - nie ukrywa Henryka Cieślewicz-Kowalska. Zachęca, przekonuje... i w końcu sama staje się dla takiej dziewczyny matką. Jedzie na ślub, błogosławi na nową drogę życia, trzyma do chrztu jej dzieci. Niedawno jedna z byłych wychowanek odwiedziła ją w domu. Przyjechała z mężem i z kwiatami. Ma dobrą pracę, wybudowany niedawno dom, czwórkę dzieci. Czasem dzwoni, by zapytać, czy nie jest dla nich zbyt pobłażliwa. I słyszy, że jest raczej zbyt rygorystyczna.

- Dzwonią, piszą. Kontaktują się najczęściej te dziewczyny, którym się udało - przyznaje Krzysztof Szymańczak. Nie mówi tego wprost, ale widać, że te sygnały z wolności są dla niego najważniejsze. - Nam nie o to chodzi, żeby one zachowywały się dobrze w zakładzie, tylko na zewnątrz. Społeczeństwo ma je sprawdzić.

<!** Image 9 align=left alt="Image 159280" sub="Maskotki i ulubione zwierzaki pomogą przetrwać,
ale nie zrekompensują słabych kontaktów z rodzicami i nie zamienią poprawczaka w prawdziwy dom. ">Jak przyznają w Koronowie, resocjalizacja w izolacji nie ma sensu i nie ma szans powodzenia. Dlatego dziewczyny sporo czasu spędzają poza murami zakładu. Udzielają się w okolicznych przedszkolach i szkołach. Organizują aukcje swoich prac. Wyjeżdżają na wycieczki i spektakle. W domu pomocy społecznej strzygą za darmo pensjonariuszy. Niektóre po raz pierwszy w życiu mają okazję przyjrzeć się z bliska starości.

- Czują wstręt do starych ludzi, bo starość się dla nich nie liczyła. Ważne były dla nich tylko pieniądze i siła - dodaje Ewa Prądzyńska.

Dziękuję, panie kierowniku

Wyjazdy do Bydgoszczy na szpitalny oddział onkologiczny dla dzieci są jeszcze trudniejsze, ale właśnie tak - przekonują w Koronowie - uczy się wrażliwości. Jak pokazały badania, przeprowadzone dwa lata temu przez zespół koronowskiej placówki, aż 98 procent trafiających tu panien ma w diagnozie rozpoznanie osobowości nieprawidłowej, przy czym często powtarza się stwierdzenie „osobowość dyssocjalna”. W praktyce oznacza to zaburzenia w każdej sferze: problemy z nazywaniem uczuć, brak empatii, agresję, nastawienie na branie i brak wiary we własne możliwości.

Paulina mieszka Hamburgu, w maju przysłała e-maila: „Pozdrawiam serdecznie cały personel. Bez was nie byłabym tym, kim jestem. Dziękuję, panie kierowniku. Los na loterii wygrany! Nagrywam własny singel! Usłyszycie o mnie niedługo. A to do wszystkich: ludzie, uwierzcie w siebie, bo marzenia się spełniają!”

PS

Imiona dziewczyn zostały zmienione

Warto wiedzieć

Sposób na resocjalizację, czyli najlepszy poprawczak w Polsce

Zakład Poprawczy i Schronisko dla Nieletnich w Koronowie jest jedną z 4 tego typu placówek w Polsce przeznaczonych dla dziewcząt. Jak wynika z badań dr. Adama Szecówki oraz NIK, jest to najlepszy zakład poprawczy w Polsce. Głównym kryterium badawczym był odsetek wychowanków powracających do przestępstwa w ciągu 5 lat od opuszczenia placówki. W Koronowie wynosi on od 9 do 13 procent, przy czym średnia krajowa to blisko 50 procent.

Dziewczyny trafiają tu po popełnieniu przestępstwa. Mają od 13 do 17 lat, a na koncie niemal cały Kodeks karny. Kieruje je Sąd Rodzinny i Nieletnich, nie określając czasu pobytu. To zależy od diagnozy sporządzanej na miejscu. Średnio jest to okres ok. 3 lat.

Raz na dwa miesiące zbiera się komisja wychowania i ocenia każdą z dziewcząt. Wychowawcy z internatu oraz nauczyciele ze szkoły i warsztatów liczą punkty (karne też) i omawiają zachowanie dziewczyn. Ważny jest każdy szczegół. Od liczby zdobytych punktów zależy osiągnięcie jednego z czterech stopni, określających postępy w resocjalizacji. Im wyżej, tym większe przywileje.

W koronowskim zakładzie działają szkoła podstawowa, gimnazjum i szkoła zawodowa. Dziewczyny uczą się zawodu krawcowej, fryzjerki lub kucharki. Jeśli chcą, mogą opanować kilka fachów, a dodatkowo ukończyć kursy: kosmetologii, obsługi kas fiskalnych, kroju i szycia, gastronomii.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
A czy można się dowiedzieć jak wygląda jeden dzień dziewczyn z życia w zp ? I czy powinien tak wyglądać? jak wyglądają u innych
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski