https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ciężki sen filozofa

Szkoły wyższe dotyka syndrom trapiący do niedawna podstawówki i inne szkoły „niższe”. W oczy, a raczej w portfele dydaktyków zaczyna bowiem zaglądać niż demograficzny. Mniej słuchaczy, mniej kierunków to mniej zajęć, pracy. Problem jest znacznie bardziej złożony, co nie znaczy, że mniej bolesny. Także jeśli patrzeć w przyszłość, rysującą się wcale nieróżowo. Jeszcze nigdy tak wiele państwowych uczelni nie przedłużało tak długo naboru.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/czarnowska_ewa.jpg" >Szkoły wyższe dotyka syndrom trapiący do niedawna podstawówki i inne szkoły „niższe”. W oczy, a raczej w portfele dydaktyków zaczyna bowiem zaglądać niż demograficzny. Mniej słuchaczy, mniej kierunków to mniej zajęć, pracy. Problem jest znacznie bardziej złożony, co nie znaczy, że mniej bolesny. Także jeśli patrzeć w przyszłość, rysującą się wcale nieróżowo. Jeszcze nigdy tak wiele państwowych uczelni nie przedłużało tak długo naboru.

Inauguracja tuż, a tu prawie nie ma specjalności, na którą jeszcze nie można by się „wybrać”. Dramatycznym kłopotem staje się rekrutacja na przynoszące zyski studia niestacjonarne (tak popularne kiedyś „zaoczne”) - wcześniej kojarzone raczej z weekendowym uzupełnianiem wykształcenia przez dojrzałych ludzi, w tygodniu pracujących na chleb... Teraz uniwersytety mają tu niebywałą konkurencję w postaci licznych szkół niepublicznych, często gotowych nawet zwrócić koszty dojazdu lub (niczym w supermarkecie) skusić całą gamą promocji. Nie tylko w dziedzinie organizacji edukacji dokonuje się przełom. Zmiany zachodzą również w... głowach potencjalnych magistrów. Tylko potencjalnych, bo praktycy wskazują też na ograniczone zainteresowanie wieńczeniem studiów magisterką.

<!** reklama>Z różnych względów studiującym wystarczy dyplom licencjata, dostępny już po trzech latach nauki. Powoli, acz systematycznie następuje też odwrót od studiowania za wszelką cenę. Do przyszłych studentów zaczyna docierać, że nie można porywać się na modny kierunek kształcenia, jeśli potem nie ma się szans na zatrudnienie. Że tysiące polonistów to dużo za dużo jak na wątłe i niskopłatne możliwości przyszłych pracodawców. Że nie trzeba setek filozofów. Twarde realia rynku pracy - to rzecz, o której wcześniej nie śniło się wielu.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski