Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były funkcjonariusz SB opowiada o ostatniej mszy księdza Popiełuszki

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
„Zachowywali się bardzo ostentacyjnie, jakby niczego się nie obawiali. Poinformowaliśmy o nich centralę, ta jednak kazała nam odpuścić” - wspomina świadek wydarzeń sprzed równo 28 lat.

„Zachowywali się bardzo ostentacyjnie, jakby niczego się nie obawiali. Poinformowaliśmy o nich centralę, ta jednak kazała nam odpuścić” - wspomina świadek wydarzeń sprzed równo 28 lat.

<!** Image 3 align=none alt="Image 198162" sub="Proces morderców księdza Jerzego, oskarżony Grzegorz Piotrowski. Fot.: archiwum">

Dotarliśmy do byłego funkcjonariusza SB, który 19 października 1984 roku prowadził obserwację pod kościołem św. Braci Polskich Męczenników w Bydgoszczy, gdzie swoją ostatnią, jak się miało niebawem okazać mszę odprawiał kapelan „Solidarności. Bydgoscy funkcjonariusze zwrócili wtedy uwagę nie tylko na zachowanie wiernych, ale również na dziwny samochód zaparkowany przed świątynią. - Dzień przed akcją mieliśmy odprawę, którą prowadził ppłk. Czesław Wiśniewski, naczelnik zajmującego się obserwacją Wydziału B Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Bydgoszczy. Nic niezwykłego, otrzymaliśmy zadania, sprzęt, itp. - wspomina były funkcjonariusz SB, 19 października 1984 roku pełniący służbę przed bydgoską świątynią, do której przyjechał ksiądz Jerzy Popiełuszko. - Nasza grupa liczyła dziewięć osób, wyposażonych w aparaty fotograficzne, urządzenia do nagrywania i radiotelefony.<!** reklama>

Zespół miał również do dyspozycji trzy samochody, które służyły m.in. jako centra łączności między tajniakami wmieszanymi w tłum oraz stanowiskiem dowodzenia.

- Centrala była o wszystkim informowana na bieżąco i podejmowała decyzje, gdy wydarzyło się coś nietypowego - mówi nasz informator. - Tak zresztą w tym przypadku było.

28 lat temu pod kościołem pojawił się ktoś jeszcze. Auto miało obce numery, poza tym jednak przypominało pojazd z „firmy”. No, może niezupełnie, ponieważ o ile bydgoska ekipa SB starała się nie rzucać w oczy, załoga obcego samochodu konspiracją nie przejmowała się w ogóle.

- Zachowywali się bardzo ostentacyjnie, jakby niczego się nie obawiali. Drzwi otwarte, głośno nastawiona radiostacja. Jak wynikało z prowadzonych rozmów, mieli kontakt z funkcjonariuszami prowadzącymi służbę pieszą. Poinformowaliśmy o tym centralę, ale dostaliśmy odpowiedź, że mamy sobie „dać z tym luz” - wspomina świadek chwilę, gdy zobaczył „nietykalny” samochód - pozostający w gestii MSW. Co to za konkurencyjna grupa, tak pewna siebie, że nie zawracała sobie głowy konspiracją? Czyżby koledzy naszego informatora zwrócili uwagę na zespół kapitana Grzegorza Piotrowskiego przygotowujący się do porwania księdza?

- Moim zdaniem, nie ma co do tego wątpliwości - mówi profesor Wojciech Polak, historyk z UMK. - Z różnych relacji wynika, że Piotrowski miał radiostację marki Motorola, przez którą przed akcją gadał praktycznie na okrągło. To wskazuje zresztą na zaangażowanie w porwanie znacznie większej liczby SB-ków, w tym być może również tych z Torunia.

Centrala zabroniła funkcjonariuszom interesować się obcym samochodem, zgodnie z instrukcjami dalej obserwowali więc oni to, co się działo w kościele, po mszy zaś, gdy samochód z księdzem wyjechał, zgodnie z rozkazami pojechali za nim. Nie ujechali jednak daleko.

- Jeszcze przed granicą miasta dostaliśmy ze stanowiska dowodzenia sygnał 99 - mówi nasz informator. - Był to zakodowany rozkaz powrotu.

Dalej za samochodem księdza Jerzego pojechało więc już tylko auto, którym funkcjonariusze z Bydgoszczy mieli przestać się interesować...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!