We wtorek akcjonariusze PLB zbiorą się, by rozmawiać m.in. o zmianie nazwy bydgoskiego lotniska. Specyficzny rozkład sił w akcjonariacie powoduje, że samorząd wojewódzki (70,4 procent udziałów) samodzielnie tej decyzji nie przeforsuje. Z drugiej jednak strony gmina Bydgoszcz, drugi pod względem zaangażowania w PLB akcjonariusz (22,6 procent udziałów) nie jest w stanie samodzielnie pomysłu zmiany nazwy zablokować.
Wśród akcjonariuszy znajduje się wiele innych podmiotów (Wojskowe Zakłady Lotnicze, spółka Nordtechnik, gminy Toruń, Inowrocław i Sicienko oraz posiadacze zaledwie kilku akcji wśród których jest choćby były prezes PLB, Krzysztof Wojtkowiak). Wszyscy razem mają jednak około 1 procent akcji.
PRZECZYTAJ:Wiemy dobrze, o co toczy się gra [SPÓR O LOTNISKO]
Języczkiem u wagi będzie postawa przedstawiciela Przedsiębiorstwa Państwowego „Porty Lotnicze”, które ma 5,9 procent udziału w kapitale PLB. Wystarczy, by 75 procent udziałowców poparło zmianę nazwy, by weszła ona w życie. Decydujący będzie głos Portów Lotniczych. O tym, jak zagłosuje przedstawiciel PP, zdecyduje więc polityka. Nie bez powodu do ministra skarbu w tej sprawie pisał prezydent Torunia Michał Zaleski i nie bez powodu o wsparcie posłów - zwłaszcza strony rządowej - prosił prezydent Rafał Bruski.
Bydgoski ratusz zaprosił właśnie mieszkańców, by ci oddali głos w ankiecie (jest dostępna na stronie bydgoszcz.pl) na temat lotniska. Składa się z pytania: „Czy jesteś za zmianą nazwy PLB na Port Lotniczy Bydgoszcz-Toruń”? Uczestnicy ankiety mają do wyboru odpowiedzi: „Tak”, „Nie” oraz „Wstrzymuję się”. Mieszkańcy mogą także wyrazić swoje uwagi, dotyczące pomysłu zmiany nazwy. Nie trzeba być socjologiem, by poznać odpowiedzi. Czy jednak sprzeciw bydgoszczan zostanie wzięty we wtorek pod uwagę?
