<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/czarnowska_ewa.jpg" >Temperatura dyskusji przy planowaniu tematów reporterskich jest zawsze jakimś prognostykiem atrakcyjności tych materiałów dla czytelników. Wczoraj kolegium redakcyjne najżywiej zareagowało, gdy postanowiliśmy podjąć sprawę tego, czym się ewentualnie można zarazić korzystając z kąpieli w różnych akwenach. Zdjęcia, które ostatnio publikowaliśmy, są najlepszym dowodem na to, że potencjalnych zainteresowanych jest mnóstwo. Na plażach w Borównie czy Chmielnikach nie dawało się bowiem wcisnąć dosłownie szpilki. A zatem ci wszyscy ludzie pewnie wchodzili do wody i...
Koleżanka dziennikarka wytłumaczyła, że nie zbliża się do jezior od czasu, gdy coś w jednym z nich do niej podpłynęło i się przykleiło (przy czym ona i my już też wiemy, co to było, a Państwu oszczędzimy szczegółów). Kolega redaktor opisał, ile dzieci skorzystało z tego samego litra wody, wypełniającego wielką dmuchaną kulę - przebój plażowych zabaw. Ktoś dołożył historyjkę o dwóch tępokarkich facetach, przechwalających się sprawianiem sobie przyjemności w basenowych jacuzzi... Wystarczy?
<!** reklama>Okazuje się, że internetowe fora pełne są jeszcze pikantniejszych szczegółów. Gorąca jest też wymiana opinii. Z jednej strony ton, nazwijmy go pocieszycielskim - jak będziemy tak panikować, to się zwykłej wody będziemy bali pić. Z drugiej - oskarżycielsko: nie tylko sami brudzimy i nie korzystamy z plażowych pryszniców i toalet, ale przyzwalamy na to, by i inni śmiecili czy wpuszczali zwierzęta do wody.
Jako się rzekło, podbydgoskie kąpieliska przepełnione są ludźmi spragnionymi odpoczynku. Popatrzmy na siebie i na nich. Nie obrzydzajmy sobie lata.