Jeden z naszych w historii najlepszych zawodników uważa, że Polski Związek Zapaśniczy jak najszybciej powinien otoczyć opieką tych najbardziej uzdolnionych juniorów.
<!** Image 2 align=right alt="Image 109527" sub="Fot. Miłosz Sałaciński">Po igrzyskach olimpijskich w Pekinie mówił Pan o regresie dyscypliny, słabej kondycji polskich zapasów. Czy podtrzymuje Pan tę opinię?
Jakże inaczej mógłbym skomentować występy naszych zawodników, skoro z najważniejszej imprezy powróciliśmy zaledwie z jednym medalem i to brązowym Agnieszki Wieszczek. Liczyliśmy na Krystiana Brzozowskiego, a także Bartłomieja Bartnickiego. Tymczasem nic z tego nie wyszło. Obecnie kadra narodowa w stylu wolnym opiera się na dwudziestu podstawowych zawodnikach. W poszczególnych wagach niektórzy nie mają rywali, brakuje im sparing-partnerów. A to sprawia, że nasi zapaśnicy w międzynarodowej rywalizacji nie mają szans. Poza tym, nie ma współpracy między klubowymi szkoleniowcami, a tymi, którzy prowadzą reprezentację. Każdy z nich szkoli inaczej . A takie działania są na krótką metę.
<!** reklama>Czołówka w naszym kraju to wspomniani Krystian Brzozowski, Bartłomiej Bartnicki oraz Mateusz Gucman i Radosław Horbik. Z kobiecej kadry jedynie Agnieszka Wieszczek i Monika Michalik mogą powalczyć o podium mistrzowskich imprez. Nie sądzi Pan, że to za mało, aby dorównać tym najlepszym w Europie?
Dziś nie jesteśmy takim potentatem jak dawniej, kiedy olimpijskie „krążki” zdobywali Ryszard Wolny, Andrzej Wroński, Włodzimierz Zawadzki, Jacek Fafiński czy Józef Tracz. Ale nie możemy żyć tylko historią, choć to miłe wspomnienia. By należeć do liderów w swojej wadze trzeba uporczywie, systematycznie i konsekwentnie, wolnymi krokami dochodzić do upragnionego celu. To ciężki kawałek chleba, związany z wieloma wyrzeczeniami, wyjazdami, rodzinnymi rozłąkami. Niestety, teraz młodzież nie garnie się do zapasów.
Może zapasy nie są medialne?
Obecnie wielu młodych, początkujących sportowców wybiera inne dyscypliny, które są bardziej promowane przez telewizyjne stacje. Mam na myśli tajski boks, karate, kick-boxing oraz różne odmiany dalekowschodnich sportów walki. W telewizyjnym okienku dla zapasów, niestety, jest niewiele czasu. To przykre, ale prawdziwe.
Tymczasem Andrzej Supron, nasz wicemistrz olimpijski w stylu klasycznym często pojawia się na szklanym ekranie...
Nie promuje on jednak zapasów, tylko siebie. Ale to osobny temat...
Ma Pan receptę na uzdrowienie tego sportu?
Jeśli nie będę miał pomocy ze strony klubowych trenerów, szkoleniowców kadry wojewódzkich i zarządu Polskiego Związku Zapaśniczego uważam, że moja osoba jest niepotrzebna. Doskonale orientuję się, iż w latach poprzednich w szkoleniu naszych obiecujących zawodników popełniono radykalne błędy. Tego nie możemy powtórzyć, bo ta kiedyś medalodajna dyscyplina zniknie ze sportowej, olimpijskiej mapy!
W Polsce można wyżyć z uprawiania zapasów?
Obecnie olimpijskie stypendium wynosi 5 tysięcy złotych. Ponadto, czołowym zawodnikom pomagają sponsorzy, a jeśli macierzysty klub jest majętny to również dorzuci parę złotych. Ci najlepsi zatem nie powinni narzekać. Natomiast władze polskich zapasów robią wszystko, by znależć środki na utrzymanie tych uzdolnionych, najlepszych juniorów, gdyż na nich spoczywa przyszłość narodowej reprezentacji. Jeśli nie uczynimy takiego manewru rodzime zapasy legną w gruzach.
Na koniec pańska ocena Pucharu Polski seniorów, który w miniony weekend odbył się w Osielsku?
Dobrze się stało, że impreza zorganizowana została w Osielsku i związana była z 40-leciem istnienia GLKS. Wcześniej przez 17 lat gospodarzami Pucharu Polski w dorosłych zapasach był Krotoszyn. Sponsorzy i władze gminy wywiązały się należycie i trzeba wspierać takie inicjatywy. Bo to przecież promocja tego sportu w tak niewielkim, jednocześnie bardzo zaangażowanym środowisku.
Marek Garmulewicz, lat 41, uczestnik IO w Barcelonie, Atlancie, Sydney i Atenach, wicemistrz świata (1998), 3-krotny mistrz Europy (1994, 1996, 2000).