MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Błądzić nie zawsze jest rzeczą ludzką

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Jarosław Reszka Filip Kowalkowski
Errare humanum est - „Błądzić jest rzeczą ludzką”. Wielu z nas powtarza tę łacińską mądrość, nie zdając sobie sprawy, że jest to fragment dłuższej sentencji, brzmiącej w polskim tłumaczeniu tak: „Błądzić jest rzeczą ludzką, ale obstawanie przy błędzie jest sprawką diabelską”.

W rozbudowanej wersji podawali ją i Seneka, i Cicero. Nie dziwię się wcale, że późniejsze pokolenia wolały o tym „ale” zapomnieć, bo krótsza wersja usprawiedliwia znacznie więcej krzywd, które wyrządzamy bliźnim, niespecjalnie śpiesząc się z ich naprawą. Oto świeży przykład:

Człowiek z Solca Kujawskiego przez lata był sumiennym klientem Enei, regularnie płacąc za zużywany w domu prąd od 200 do 300 złotych. Łatwo sobie wyobrazić, co ów człowiek i jego rodzina musieli przeżyć, gdy we wrześniu ubiegłego roku dostali rachunek opiewający na...13 602 złote.

Pierwsze, co mnie zdziwiło w tej opowieści, to fakt, iż w Enei, potężnej spółce, zatrudniającej setki ludzi, nie ma komórki, która sprawdzałaby okoliczności naliczeń opłat znacznie odbiegających od przeciętnych, wcześniej notowanych. I to nie sprawdzających w chwili, gdy klient złoży reklamację, lecz znacznie wcześniej, gdy komputer wygeneruje fakturę na bardzo nietypową kwotę.

Podejrzewam też, że Enea zatrudnia takie „psy gończe”, lecz są one przyuczone do jednego tylko zadania: szukania rachunków podejrzanie niskich. Pamiętam, że parę miesięcy temu poszła w Bydgoszcz wieść, że na pajęczarstwie został przyłapany właściciel pewnego modnego pubu w centrum miasta. Mówiło się wtedy, że podejrzenia o kradzież prądu ściągnął na niego właśnie bardzo niski rachunek, jaki Enea wystawiła mu po rutynowym odczycie licznika.

W tym wypadku „psy gończe” były więc czujne i szybkie w działaniu, bowiem zagrożony był interes ich pani. Arcydziwnego rachunku klienta z Solca „psy” nawet nie powąchały. Zapewne dlatego, że pachniał on zyskiem, nie stratą.

Ciekawe, czy któryś dostawca prądu zgodziłby się spłacić odsetki od „chwilówki”, pobranej na uregulowanie niesłusznie zawyżonego rachunku? - Jarosław Reszka

Na tym jednak błądzenia Enei nie koniec, zaczynają się bowiem diabelskie sprawki, związane z obstawaniem przy błędzie. Nieszczęśnik z Solca pisze odwołanie, które zgodnie z przepisami powinno być rozpatrzone w dwa tygodnie. Pisze i czeka na odpowiedź blisko dwa miesiące. A gdy reakcji wciąż brak, zgłasza się po pomoc do dziennikarzy. Reporter dzwoni do rzecznika Enei i słyszy, że... sprawy nie ma.

Firma skorygowała fakturę na kwotę o mniej więcej sześćdziesiąt razy mniejszą, tylko, wicie rozumicie: „Cały proces wyjaśniania tej sprawy trwał znacznie dłużej niż powinien. W tej chwili jesteśmy na etapie wprowadzania wielu dużych zmian w naszej firmie, których celem jest poprawa jakości obsługi klientów” - wyjaśnił nam rzecznik.

Pana z Solca można zatem nazwać ofiarą postępu. W ramach zapowiadanej poprawy jakości obsługi klienta doczekał się zaś przeprosin na łamach gazety. Dobre i to, lecz dwa miesiące nerwów z powodu cudzego błędu należałoby chyba wynagrodzić choć małym upustem na kolejnych rachunkach.

Nie wiem też, czy pan z Solca domagał się sprawdzenia rachunku, wpłaciwszy w terminie 13 602 złote. Mam nadzieję, że nie. W wielu jednakże wypadkach złożenie reklamacji nie zwalnia klienta z terminowej opłaty. Szybkie „zorganizowanie” kwoty bliskiej półrocznej płacy w naszym regionie może wpędzić dłużnika w spore tarapaty. Ciekawe, czy któryś dostawca prądu zgodziłby się spłacić odsetki od „chwilówki”, pobranej na uregulowanie niesłusznie zawyżonego rachunku?

A teraz przykład, moim zdaniem, bardziej kontrowersyjny. Radnym Białych Błot dostało się po uszach za pewną zmianę w statucie gminy. Otóż radni wykreślili z niego punkt mówiący o tym, że każdy mieszkaniec może na sesji zadawać pytania i zgłaszać wolne wnioski. Oburzenie z powodu zmiany publicznie wyrazili przede wszystkim sołtysi. W rozmowie z dziennikarzem padły mocne stwierdzenia, w rodzaju: „To jest odbieranie ludziom podstawowych praw”.

Bez przesady. Nie żyjemy w starożytnej Grecji z czasów miast państw i demokracji bezpośredniej. W Białych Błotach nie zbuduje się agory i nie zaprosi wszystkich obywateli gminy do głosowania nad wszystkimi uchwałami, które gmina musi przyjąć. Szybko zresztą białobłocianie mieliby tej demokracji powyżej uszu.

W czasach demokracji przedstawicielskiej po to lud wybiera swych mężów zaufania i płaci daniny na ich diety, by wyborca nie musiał co rusz biegać na rynek i podnosić ręki, podejmując decyzję w sprawach, na których zna się słabo albo wcale. Tak dzieje się na szczeblu państwa, województwa, powiatu, wreszcie gminy.

Wyobrażamy sobie sejm, na którego obradach każdy obywatel może zabrać głos i mówić, co mu leży na wątrobie? Powie ktoś, że w małej gminie kontakt z władzą powinien być mniej sformalizowany. Racja. Jak radny nie przychodzi na dyżury, to można złapać za telefon i go opieprzyć. A w następnych wyborach nie oddać nań głosu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!