<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >O tym, że Cygana wieszają, jak kowal nabroi, mędrcy ludowi nauczają nas od pokoleń. Tym razem Cygan, a właściwie Cyganka, sympatyczny jest nad wyraz, ma blond grzywę, piękne oczęta i pewnie sam do końca nie wie, czemu tysiące ludzi ryczą ze śmiechu na jego widok. Bo topmodelka Joanna Krupa nie przypuszczała chyba, że za sprawą swojego akcentu stanie się symboliczną Polką z Ameryki - choć ona akurat i karierę zrobiła prawdziwą, i praktycznie całe życie spędziła w Stanach, więc z akcentem nie cudakuje.
Tak się składa, że nasza popkultura zawsze raczkowała w cieniu, dopieszczając prowincjonalne kompleksy - i niby nic w tym dziwnego, w końcu we wszechświatowym obiegu kultury masowej jesteśmy krajem peryferyjnym. Nic dziwnego też, że miarą prawdziwego sukcesu było u nas powodzenie za wielką wodą, gdzie mamy dziś centrum popświata. No a jak pokazać, że się już jest bardziej stamtąd niż stąd? Choćby gadaniem. Tak jak Joanna Pacuła, która przed laty wprawiła w osłupienie publikę, kiedy po stosunkowo krótkim okresie pobytu w Stanach z wyraźnym trudem dukała po polsku. Tak jak setki naszych rodaków, którzy to, że ich amerykański sen to raczej koszmar, pokrywają amatorskim PR językowo-lifestylowym.
<!** reklama>No a do tego, nie czarujmy się, te nasze popkulturalne sukcesy w Ameryce to były zwykle igraszki z Polonią... Jerzy Skolimowski, zapytany niedawno bodajże o to, jaki polski aktor naprawdę zaistniał w Hollywood, odpowiedział „ja”. Skwitowała to oczywiście salwa śmiechu, ale Jerzy Skolimowski rzeczywiście zagrał w paru filmach pierwszoligowych, a nie D-klasowych, jak większość tych, którzy szukali szczęścia w USA. Miarą naszego kompleksu niech będzie zresztą przygoda Daniela Olbrychskiego z „Salt”. Aktor zagrał tam bardzo ważną rolę, w co nikt nie wierzył - więc po premierze internetowi złośliwy zaniemówili, bo wcześniej huczeli, że i tak pewnie wycięli go jak całą resztę naszych mistrzów.
Ale wróćmy do Joanny Krupy, która jako szefowa jury w „Top Model” zachowuje się tak, jak sobie Poloamerykanów wyobrażamy - z tą całą gestykulacją i dziwacznym eksponowaniem emocji - a do tego mówi z czarującym akcentem. No i Internet zwariował. Na facebookowym „Dżoana Krupa Syndżrom” setki ludzi przerzucają się cytatami z jej językowego bigosu w rodzaju „szeszcz cieffczynki” czy „Tfoje marzenje wil kam tru”. Ba, ma się pojawić parodia pani Joanny w „Rozmowach w tłoku” Szymona Majewskiego, w wydaniu samej Magdaleny Cieleckiej.
I trochę mi żal Joanny Krupy, że już na wieki wieków zostanie symbolem telewizyjnej szopki. Bo w całej swojej amerykańskości jest sto razy bardziej profesjonalna od naszych napuszonych albo superenergetycznych gwiazdorów. A w swojej branży rzeczywiście znaczy wiele.
Cóż, tak w ogóle to szkoda wielka, że pewnie nie doczekamy czasów, kiedy to polski akcent będzie trendy. Obojętnie już w jakiej branży.