<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/szczepanski_artur.jpg" >... są różni. To między innymi ja - Wasz stary nudziarz i zrzęda, który dziś znowu pisze o polityce, choć wolałbym o biało-czerwonych - Małyszu i Chojeckiej. Biało-czerwony jest też Roman Giertych, reprezentujący również nasze barwy za granicą. Ba, długi Roman to szpica naszej rządowej kadry, jeden z jej kapitanów, jakby na to nie patrzeć członek narodowego teamu RP. Tak jest i już.
Wicepremier naszego rządu na spotkaniu ministrów edukacji w Niemczech opowiedział, jak chce urządzić wspólną Europę. Lider LPR kocha i nienawidzi - kocha Europę za jej pieniądze, nienawidzi za poglądy. Precz z aborcją i pedałami i tak nam dopomóż Bóg - mówi nasz czołowy polityk. Jako Roman i jako Giertych nawet na międzynarodowym zebraniu, cierpiących na zespół narodowych natręctw, ma do tego prawo. Niestety jako wicepremier wypowiada się w imieniu nie tylko rządu, ale i Polaków bez względu na to, czy Jarosław Kaczyński wydusi z siebie oświadczenie, że prezentowane przez swojego zastępcę poglądy są czy też nie są stanowiskiem polskiego rządu. Rzecz ma się jeszcze gorzej niż myśli premier Kaczyński i na szczęście milcząca gwiazda polskiej dyplomacji madame Fotyga, bowiem spora część opinii publicznej jest przekonana, że Giertych prezentuje opinie wszystkich Polaków.
<!** reklama right>A ja już powoli mam dość udowadniania, szczególnie w czasie zagranicznych wyjazdów, że nie wszyscy biało-czerwoni są Giertychami.
Dużo łatwiej przychodzi mi chwalenie się, że, my, biało-czerwoni, skaczemy jak Małysz, biegamy jak Chojecka niż dementowanie bredni rządzących, z których i tak żaden nie jest w stanie „podskoczyć” Kaczyńskim lub dobiec do politycznej mety bez kompromitacji.