W tegorocznym rajdzie „Transsyberia” najzacieklej rywalizowali Niemcy, jadący nowiutkimi porsche cayenne i Mongołowie dosiadający gruntownie remontowanego każdej nocy UAZ-a
<!** Image 2 align=right alt="Image 33675" sub="Gdzieś w Mongolii na mecie odcinka specjalnego. Dwa porsche cayenne (z prawej) tym razem pomyliły drogę i wjechały na metę z drugiej strony">- Wierzyłem w mapę do czasu, gdy stwierdziłem brak zaznaczonej na niej dużej wsi, bo jak się okazało, wszyscy mieszkańcy najwyraźniej zwinęli swoje jurty i... gdzieś sobie poszli. To dlatego pomyliłem trasę po raz pierwszy - Mariusz „Max” Okniński z Torunia, uczestnik tegorocznej „Transsyberii”, pokazuje na świeżo wydanej mapie Mongolii średniej wielkości punkt. - Tego realnie nie ma. Dość szybko wszyscy też zrozumieliśmy, że wyrysowana przez mongolskich kartografów „główna szosa” wiodąca przez ten kraj to w praktyce dziesiątki równoległych, a czasem i krzyżujących się dróżek. Żadnych znaków, kierunkowskazów na odcinku 3500 km, a po rosyjsku mówi najwyżej co dziesiąty Mongoł.
Ambasador Syberii
Była już jego samotna wyprawa land-roverem z Zurichu do Nowego Jorku, spływ Leną w maleńkim pontonie, eksplorowanie nieznanych, a z Polską związanych, zakątków Syberii. Romuald Koperski, gdańszczanin przez kilka lat mieszkający w Toruniu, uchodzi za nieoficjalnego ambasadora Syberii w Polsce. Bo bywa tam nawet kilka razy w roku. Ba, obwozi po syberyjskiej głuszy wycieczki turystów, którzy już dość mają leniwego wygrzewania w snobistycznych kurortach. To on stworzył „Transsyberię”: - Była w założeniach wyprawą kameralną. Dla kilku silnie zdeterminowanych załóg, które chcą doświadczyć samochodowej podróży przez największe P - tłumaczy podróżnik. - W tym roku postanowiłem zmienić formułę. A niech się trochę pościgają...
Trening dla Niemców
I poszli ostro. Skoro na starcie, jakby nadal prywatnej i kameralnej imprezy, pojawia się oficjalny team porsche, wyposażony w dwa rasowane i specjalnie przystosowane do najtrudniejszego terenu modele cayenne oraz serwisową ciężarówkę MAN - zrobić się musiało gorąco.
- Niemcy w „porschakach” potraktowali „Transsyberię” jak trening przed rajdem Paryż-Dakar, w którym uczestniczyli zresztą wcześniej jadąc innymi samochodami - wyjaśnia Max. - Na mecie stwierdzili, że było trudniej niż w Afryce. Nic dziwnego, skoro koła w ich samochodach odpadały na syberyjskich i mongolskich bezdrożach.
Trasa rajdu wiodła z Berlina przez Gdańsk, gdzie nastąpił drugi i podstawowy oficjalny start, przez Moskwę, Ural, góry Ałtaju do Mongolii, a stamtąd na północ do Irkucka i nad Bajkał, do mety w niewielkiej Listwiance. Razem 12 tys. km. Jak na zwyczaje Koperskiego, to niewiele. W 2004 r. jego „Transsyberia Gigant” z Gdańska do Magadanu i z powrotem liczyła aż 30 tys. km i trafiła jako najdłuższy rajd terenowy do Księgi Rekordów Guinnessa.
<!** reklama left>- Jednak teraz przewidziałem 7 odcinków specjalnych. I to sporych - po 300-400 km każdy. Rajd miał bardziej sportowy charakter, dlatego mógł być krótszy - wyjaśnia komandor Koperski.
Zespół Porsche nie spodziewał się, że nie wystarczy wymiana opon co odcinek specjalny i spory magazyn części zamiennych na pokładzie MAN-a (przezornie Niemcy zabrali nawet tokarkę, by móc coś „stworzyć” w terenie). Szczęki opadły ich mechanikom na wieść, że doskonałe auta zaczęły gubić na bezdrożach koła. Podobno syberyjskie i mongolskie doświadczenia mają spowodować wprowadzenie wielu modyfikacji w egzemplarzach porsche startujących z Paryża do Dakaru.
Mongołowie jak kangury!
- Fenomenalni okazali się Mongołowie. Mechanicy dłubiący co noc w swoim UAZ-ie. W życiu bym nie uwierzył, gdybym tego nie widział - potrafili pędzić ponad 150 km/h i skakać na muldach jak kangury! - Mariusz Okniński jest pełen uznania. Jego samochód Ford F-150, potężny pick-up z napędem na 4 koła, z silnikiem o pojemności 5,4 litra o mocy 300 koni mechanicznych, tych trudów nie wytrzymał. - Moje auto ważyło 3 tony. Po kolejnym skoku pękła rama. Wóz przejechał jeszcze tysiąc kilometrów, do kupy trzymał go wał napędowy. Jednak musiałem stanąć na siusiu i już potem automatycznej skrzyni biegów nie udało się włączyć na pozycję „drive”. Zostawiłem ten samochód w Ułan Bator przejeżdżając łącznie 11400 km.
Mongołowie, jako jedyni, pokonali trasę dwa razy, bo pojawili się na starcie w Berlinie, czym wzbudzili u niektórych lekkie uśmieszki. Tam siermiężny UAZ zwyczajnie nie pasuje. Prześmiewcom miny zrzedły na końcu - gdy Mongołowie zajęli 3 miejsce, za Niemcami w porsche, drugą niemiecką ekipą także w porsche, którzy podzielili się nagrodą z Polakami w nissanie patrolu.
- Pytałem Mongołów, skąd ich wytrzymałość, gdy po raz kolejny rozbierali nocą stary wołgowski silnik szykując się do remontu - opowiada Koperski. - A oni na to: „800 lat temu do tej waszej Europy, także Polski, potrafiliśmy na konikach jechać bez przerw. Mamy to po przodkach”.
Zbyt powolny na wyścigowe wyczyny pustynne okazał się słynny amerykański hummer. Pokonał wszystkie trudy, jednak w próbach czasowych zostawał w tyle. Ale rajdy organizowane przez Syberia Travell - firmę Romka Koperskiego - to po pierwsze, sposób na poznawanie świata. To właśnie uczestnicy wymyślonych przez niego eskapad cenią sobie najbardziej. Gdy któraś z załóg zgubiła się, mimo najnowocześniejszego odbiornika GPS na pokładzie, wściekłość z powodu naliczanych punktów karnych osładzały kontakty z ludźmi. - Przeżyłem jeden z piękniejszych koncertów. Na instrumencie ludowym zagrała dla nas studentka wyższej szkoły muzycznej w Ułan Bator - wspomina Max. - Widziałem też kopalnię złota, w której za górników robią małe dzieci spuszczane do głębokich, wąskich dołów na linach. Potem inne dzieci płuczą wydobytą ziemię, w której są samorodki. Z braku GPS musiałem kierować się wskazaniami słońca. Najbardziej zabłądziłem, gdy przez 2 dni było zachmurzone niebo. Wyniosło mnie aż w pobliże chińskiej granicy. Po drodze był jeden drogowskaz i to niezrozumiały. Przez blisko 3 tys. km w Mongolii nie widziałem skrawka asfaltu. Choć byliśmy jedną grupą, każdy musiał polegać tylko na sobie. A kontakt mieliśmy wyłącznie przez CB-radio, czyli do 2 km, więc rzadko kogoś słyszałem.
<!** Image 3 align=right alt="Image 33676" sub="Sponsorem Mariusza Oknińskiego (pierwszy z lewej) był marszałek województwa.">Mistrz nawigacji
Kierownictwo rajdu uhonorowało właśnie Maksa wyróżnieniem za nawigację. - Jeden z odcinków specjalnych kończył się na pustyni Bayan Hongor. Na 27 startujących załóg trafiło tam tylko 6. W tym Max. Tyle że reszta kierowała się wskazaniami elektronicznych urządzeń, a on słońcem. Ma nosa stary pilot - śmieje się Koperski, który według lotniczych zwyczajów kazał załogom rozpoznawać fotografie - w trakcie odcinków specjalnych określały miejsce wykonania przekazanych im przed startem zdjęć. - W tym Max też był doskonały.
Jednak strach obleciał go w samolocie, którym wracał z Irkucka do Moskwy. - Latam od 36 lat. Jednak w tym TU-154 było mi słabo. Za plecami czułem terrorystę, skrzydła jakieś takie rozchwiane... Wolę jechać po bezdrożach. Tam najwyżej zabłądzę i spotkam przyjaznych ludzi.