<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zurowski_michal.jpg" >Spotykamy się tu co piątek od kilku lat, ale dziś wybór wydarzenia zasługującego na uwagę będzie zaskakujący, jak żaden dotąd. Nigdy nie wpadlibyście Państwo na to, że ktoś poleci Wam na weekend coś tak oryginalnego: Polska - Czechy! Ależ trzeba było eksperta, by wskazać właśnie ten mecz...
Żartuję tak trochę sam z siebie, bo jeśli starcia z Grecją i Rosją gromadziły komplety na stadionie i ponad 15-milionową widownię przy telewizorach, to co tu rekomendować? Pierwszy w historii polskiej piłki bój o wejście do ósemki najlepszych drużyn Europy? Pierwszy od 26 lat mecz kończący fazę grupową w wielkiej imprezie, który gramy nie tylko o honor? Czegoś takiego polecać nie trzeba. Bo to, cytując klasyka, oczywista oczywistość.<!** reklama>
26 lat czekania! Mundial w Meksyku był tak dawno, że w tym czasie zdążyło się urodzić, dorosnąć, założyć rodziny i mieć już własne dzieci kolejne pokolenie kibiców. Dla nich trzeci w grupie mecz reprezentacji z szansami na kolejną rundę jest czymś nowym. Piłkarze Piechniczka polegli zresztą w tamtym ostatnim grupowym starciu w 1986 r. 0:3 z Anglią, ale punkty zdobyte wcześniej z Marokiem i Portugalią pozwoliły im doczłapać się do 1/8 finału z 3. miejsca w stawce. Wprawdzie potem wzięli lanie 0:4 od Brazylii, ale ich następcom szło już tylko gorzej: w wielkich imprezach w ogóle nie grali, albo (jak na Euro 2008) po dwóch meczach szanse awansu mieli tylko iluzoryczne, albo (na mundialach w Korei i w Niemczech) byli już spakowani. A teraz szanse mają. Realne.
Bez pychy, ale i bez udawanej skromności, powiedzmy jasno: mamy zespół nie gorszy od Czechów. Tyle, że jutro - kiedy warunkiem awansu będzie wygrana - musimy być lepsi. Wierzę, że tak będzie ze względu na indywidualności. Porównując rywali, pomyślmy: na kogo by się z nimi zamienił Smuda, a kto z naszych znalazłby miejsce u Bilka? Czesi dysponują wybitnym (ale, czy zdrowym?) dyrygentem, jakiego u nas brak – Rosickim. Z tyłu i z przodu mają po jednym groźnym strusiu pędziwiatrze. Gebre Selassie jest lepszy od Boenischa, Pilar wnosi do gry więcej niż Obraniak. A niby defensywny, ale jakże skuteczny Jiraćek gra dla Czechów tak, jak u nas powinien grać Murawski.
Ale to wszystko. Na resztę, nawet na bramkarza (w tym turnieju!), bym się z nimi nie zamienił. Rozczarowują uznane czeskie nazwiska: wspomniany Ćech, Kadlec, Plasil i Baros. Pozostali - jak stoper Hubnik - to nieporozumienia, albo przeciętni wyrobnicy. Takie mało wyraziste knedliki. Kiedyś świetne, dziś jakby pozbawione ostrego gulaszowego sosu. Trudno oczekiwać uczty, ale da się zjeść.
Jeśli do Smudy dotarło, że teraz remis już nie będzie sukcesem, mecz jest do wygrania.