Cen nowych samochodów w 2009 roku polscy dealerzy nie są w stanie przewidzieć. Podobnie jak poziomu ich sprzedaży.
<!** Image 3 align=right alt="Image 106449" sub="Nadchodzą czarne chmury. Ostatnimi czasy lepiej sprzedawały się auta droższe. Może teraz klienci wrócą np. do fiata / Fot. Internet">Rok 2009 prawdopodobnie przejdzie do historii jako rok ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego. Również w branży samochodowej.
W Polskiej Izbie Motoryzacji dokładnych prognoz nikt nie odważy się postawić. Kryzys to pewnik, jednak jak daleko sięgnie, jakie przyniesie skutki, tego przewidzieć nie sposób. Wiadomo tylko tyle, że rok 2009 będzie gorszy niż miniony. O ile gorszy? Tego nie da się określić nawet w dużym przybliżeniu. To zależy od sytuacji na. Zachodzie. Na pewno będzie to kilka procent. Optymiści stawiają na 3 – 5 procent, pesymiści mówią o 6 - 8.
- Powinniśmy mówić nie tyle o procentach, co o liczbie samochodów - uważa Jakub Faryś, dyrektor Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego. - W Polsce w całym 2008 roku sprzedano 319 965 samochodów. Było to o 27 589 sztuk, czyli o 9,4 proc. więcej niż w 2007 roku. W Hiszpanii, gdzie ponoć kryzys jest największy, w 2008 roku sprzedaż spadła do mniej więcej 1,2 mln aut z salonów. O czym tu mówić i co tu porównywać? Ja bardzo chciałbym, żebyśmy w największym kryzysie mówili o sprzedaży miliona nowych samochodów w Polsce... Te 320 tys. to jest według światowych standardów absolutne minimum jak na prawie 40-milionowy kraj.
Dealerzy mają nadzieję
W dobie światowej globalizacji gospodarka działa na zasadzie naczyń połączonych. Poziom cen samochodów, jak zgodnie podkreślają krajowy dealerzy, w największym stopniu uzależniony jest od kursu złotówki.
<!** reklama>- Wszystko na to wskazuje, że już w lutym podniesiemy ceny sprzedawanych u nas samochodów - mówi Józef Stepaniak, kierownik salonu Toyoty przy ul. Skłodowskiej-Curie w Toruniu. - Szacujemy, że będzie to wzrost cen rzędu 2 – 2,5 procent. Może być trochę mniej, może być więcej, ale to zależy głównie od pozycji naszego złotego. Sytuacja jest w tej chwili taka, że nie odważymy się snuć dalszych prognoz. Przyjęliśmy zasadę, że nie będziemy wybiegali dalej do przodu niż na dwa miesiące.
Zdaniem Stepaniaka, istnieje szansa utrzymania ubiegłorocznego poziomu sprzedaży w rozpoczynającym się roku. - Chcielibyśmy, by był to rok nie gorszy niż 2008 – dodaje.
W toruńskim salonie Toyoty mają nadzieję, że klientów zrażonych wzrostem cen przyciągnie rozszerzenie oferty.
- Już teraz proponujemy nowe modele Avensis, w wersji sedan i kombi - mówi Józef Stepaniak. W marcu pojawią się u nas nowe propozycje małego samochodu miejskiego i terenowego urbana cruisera. Mamy nadzieję, że te trzy nowe oferty w I kwartale będą nam pomocne w utrzymaniu pułapu sprzedaży. Na kolejne miesiące szykujemy dalsze premiery atrakcyjnych modeli.
Planowanie nie jest w planie
Podobnie wygląda i u innych dealerów. - Jesteśmy bardzo ostrożni w prognozowaniu sytuacji w nowym roku. Przyjęto u nas zasadę, że nie będziemy przyjmować planów na dłuższe okresy niż jeden kwartał, trzy miesiące, ponieważ nie da się przewidzieć obecnie, jak głęboko sięgnie kryzys i jakie będą jego skutki - potwierdza Jarosław Gajewski z PHU Autex w Bydgoszczy, dealera marki Fiat. - Na razie przyjęliśmy, że w ciągu trzech miesięcy 2009 roku będziemy chcieli sprzedać nie mniej niż 95 procent pułapu sprzedaży aut w analogicznym okresie poprzedniego roku.
Obecnie w Auteksie trwa wyprzedaż rocznika 2008. Ponieważ ceny są korzystne, przewiduje się, że wystarczy tych aut na 2-3 miesiące. Potem ceny mają wzrosnąć, ale o 2-3 procent.
- To są realnie kwoty rzędu kilkuset złotych - mówi Gajewski. - Może zatem ów zapowiadany kryzys jakoś nas ominie?
Na razie w sieci Fiata kryzysu nie widać. Być może zajrzy tam w II kwartale roku, ale to już najbardziej czarny ze scenariuszy.
- Nasze samochody są relatywnie tańsze - dodaje Jarosław Gajewski. - Mamy zatem nadzieję, że fiat okaże się być dobrym autem na lata kryzysu. Ostatnio lepiej sprzedawały się samochody droższe, czyli luksusowe, teraz mamy nadzieję, że klienci wrócą do nas i dzięki temu spadku popytu nie odczujemy, przynajmniej w takim stopniu jak inni.