Dwa tygodnie temu byłem w niedzielę w kościele św. Jadwigi na Rąbinie. Po zakończeniu mszy, ludzie ruszyli przed siebie w kierunku przejścia dla pieszych przy ul. Wojska Polskiego - jedynego, które łączy kościół z resztą osiedla i czy ktoś chce, czy nie i tak musi przez nie przejść.
<!** Image 2 alt="Image 162196" sub="Wbrew pozorom, przejścia dla pieszych ze światłami również nie należą do najbezpieczniejszych. Dlatego zawsze trzeba zachować ostrożność Fot. Jarosław Hejenkowski">Jako że chwilę wcześniej parafianie dostali w świątyni błogosławieństwo na nadchodzący tydzień, nikt nie zawracał sobie głowy tym, że pokonując jezdnię trzeba najpierw guzik przy światłach wcisnąć, na zielone zaczekać, rozejrzeć się, czy przypadkiem nic nie jedzie. Tłum rządzi się swoimi prawami. Wystarczy, że jeden wejdzie bezmyślnie na ulicę, a cała reszta idzie za nim. A jak się do tego namaszczenie dostało i anioł stróż czuwa, to można po ulicach z zamkniętymi oczami chodzić i nikomu nie ma prawa nic się stać. I rzeczywiście. Wtedy wszyscy przeszli na czerwonym, a samochody zdążyły wyhamować na czas, choć nie obyło się bez klaksonów i wygrażania pięściami. Niestety, trąbiliby nawet gdyby zielone się zapaliło, bo światła na przejściu przy Wojska Polskiego po przyciśnięciu przycisku zmieniają się tak szybko, że jeśli auto jedzie z dozwoloną prędkością, to i tak nie zdąży wyhamować na czas, zwłaszcza, że teraz jezdnię pokrywają śnieg i lód.
* * *
Tragiczny wypadek, jaki wydarzył się w sąsiedztwie kościoła na Rąbinie, nie był pierwszym w tej okolicy. Wcześniej ludzie ginęli tam już na rondzie przy skrzyżowaniu z ul. Niepodległości i na przejściu dla pieszych przy sklepie Carrefour. Teraz na poboczu po raz kolejny zapłonęły znicze. Każda śmierć najbardziej dotyka bliskich i rodziny, ale i o tej ostatniej niezwykle głośno w całym Inowrocławiu. Bo za każdym razem, gdy śmierć pod kołami ponoszą dzieci, nasuwa się jedno pytanie: Dlaczego tak musiało się stać?
<!** reklama>Ale odpowiedzi na nie nikt nie zna. Dlatego za miesiąc może dwa większość zapomni już o tragedii i znowu w drodze z kościoła do domu maszerować będzie z zamkniętymi oczami nie widząc, że przy pasach stoją jeszcze pojedyncze znicze, przypominające o tym, że straciła tam życie kilkunastoletnia dziewczynka. Znowu będą klaksony i pukanie się w czoło, i śmiejący się tłum przechodzący na czerwonym.
* * *
Od chwili, gdy na ulicach pojawiły się samochody, zaczęło na nich dochodzić do wypadków. Nie da się ich uniknąć. Ale można je ograniczyć. I niekoniecznie potrzeba do tego jakiegoś specjalnego błogosławieństwa czy modlitwy do anioła stróża. Wystarczy uwaga, rozsądek i światła, które nieco wolniej się zmieniają.
Czekamy na Sygnały
- Codzienne dyżury redakcyjne tel. 52-355-16-51, mail: [email protected]