Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zobacz, jak rodził się żużel [WIDEO]

Krzysztof Wypijewski
Krzysztof Wypijewski
Tak wyglądali żużlowcy w latach 20. XX wieku
Tak wyglądali żużlowcy w latach 20. XX wieku internet
Kiedy w 1924 roku Polacy odpoczywali po szaleństwach sylwestrowej nocy, nie wieli pojęcia, że na antypodach powstaje właśnie sport, który za ćwierć wieku zawładnie sercami i umysłami wielu z nich.

Za twórców motocykli uważa się dwóch niemieckich konstruktorów: Gottlieba Daimlera i Wilhelma Maybacha. To właśnie oni w 1885 roku mieli przymocować do roweru silnik spalinowy, który paskiem klinowym napędzał tylne koło. Konstrukcje z czasem udoskonalano, a na rynku pojawiały się kolejne firmy i fabryki. Każdy producent motocykla chciał, by jego produkt był szybszy i bardziej wytrzymały od konkurencji. To, co zrozumiałe, w prosty sposób prowadziło do sportowej rywalizacji.

Trudno jednoznacznie powiedzieć, kiedy narodził się speedway. Wiadomo, że wyścigi podobne do obecnego żużla – na motordromach oraz płaskich owalach (tzw. dirt-track) – rozgrywano w Stanach Zjednoczonych już w pierwszych latach XX wieku. Duży wpływ na ich rozwój mieli Wiliam Harley i bracia Davidson, twórcy słynnej marki Harley-Davidson.

Przyjmuje się jednak, że prawdziwy żużel narodził się 15 grudnia 1923 roku. Jego prekursorem był Nowozelandczyk Johnnie Hoskins, który w wieku 18 lat opuścił rodzinne strony i przeniósł się do Australii. W 1923 roku pracował jako sekretarz targów rolniczych w West Maitland.

- Któregoś dnia wpadł mi do głowy pomysł, aby na terenie wystawy dać pokaz jazdy na motocyklu – opowiadał Hoskins po latach. - Miałem kilku kolegów, którzy mieli podobne maszyny i stworzyliśmy grupkę zapaleńców, próbujących używać ich nie tylko do jazdy po mieście. Mój pomysł został odrzucony przez organizatorów wystawy; nikt nie wierzył, że cyrkowe sztuczki na tych warczących maszynach mogłyby kogokolwiek zainteresować. Wtedy postanowiłem zaryzykować. W niedzielny ranek, ledwo otworzono bramy wystawy, wjechaliśmy grupą na jej teren z ogłuszającym rykiem silników. Zaczęliśmy harce po głównym placu i wkrótce zebrał się tłum widzów, oklaskujących nasze zwariowane sztuczki. Na środku głównego placu był klomb, otoczony aleją wyłożoną żwirem. Ktoś rzucił pomysł, aby w tej alei urządzić wyścig motocykli na jedno okrążenie. Pojechaliśmy raz, potem jeszcze raz i jeszcze raz... Ludzie, zamiast zwiedzać wystawę, zaczęli gromadzić się wokół nas. Tego dnia uzyskaliśmy zgodę na urządzanie pokazów.

Co ciekawe, był to jedyny występ Hoskinsa w sporcie, który wkrótce zaczęto nazywać „speedway” (od firmy International Speedway Ltd., która organizowała wyścigi motocyklowe w Australii). Hoskins wystraszył się prędkości i skupił na organizacji imprez.

15 grudnia 1923 roku w West Maitland odbyły się zawody pod nazwą „Electric Light Carnival”. Kibice (przy sztucznym oświetleniu!) mogli oglądać wyścigi konne, zawody lekkoatletyczne, rodeo, konkurs gołębi pocztowych oraz wyścigi sidecarów i motocyklistów. Żużlowcy ścigali się na dystansie 2 i 3 mil. Ponieważ zawodnicy dosiadali maszyn o różnych pojemnościach, dlatego by wyrównać ich szanse ruszali w trasę w odstępach czasowych. W pierwszym wyścigu na 2 mile ostatni wystartował aż 45 sekund za pierwszym.

Zmagania w West Maitland kibice przyjęli entuzjastycznie, a Hoskins i jego koledzy ruszyli propagować nowy sport w kolejnych regionach Australii. Po niespełna pięciu latach, dokładnie 10 kwietnia 1928 roku, Nowozelandczyk udał się do Anglii. Wyspiarze szybko zakochali się w żużlu, a Johnnie Hoskins pracował przy budowie toru na stadionie Wembley.

Speedway szybko zyskiwał nowe tereny. Jednak w Polsce, która dziś jest mekką żużla, niektórzy podchodzili do nowej dyscypliny z dużą rezerwą.

Czytaj dalej i oglądaj wideo na drugiej stronie >>>>>__

W sierpniu 1929 roku na łamach „Przeglądu Sportowego” ukazała się korespondencja Witolda Hulanickiego z zawodów na Wembley. W tekście czytamy m.in.:

„Fabryki motocykli, przystosowując się do wymagań tego nowego rynku, wystylizowały specjalnego potwora-motocykl, który tylko z daleka przypomina zwyczajną maszynę. Motorek musi być wieloobrotowy. W maszynie nie ma biegów, startera, siedzenie jest przesadnie niskie, brak tłumika, cała lewa strona pokryta blachą i nie posiada podnóżka, bardzo mały rezerwuar na benzynę (…).

Człowiek dosiadający tego dziwnego pegaza powinien mieć nogę uzbrojoną w żelazny but, ciągle na ziemi. W ciekawszych momentach, na krzywiźnie, cały ciężar maszyny spoczywa na tej ryjącej żużel nodze i musi ona być z dobrej „gliny” zbudowana, aby wyjść cało z diabelskiej opresji. Specjalne hełmy chronią głowę i oczy od strug żużlu, wyrywanych z szaloną siłą spod tylnego koła przeciwnika.

Sława kierowcy zależy od umiejętności brania krzywych. Bo rzeczywiście, proszę sobie wyobrazić, wjeżdża taki pan w tempie 60-70 km/godz. w piach, przy czym widzi przed sobą tylko płot”.

Myli się jednak ten, który sądzi, że Witold Hulanicki zachwyca się odwagą żużlowców. Swoją korespondencję puentuję bowiem słowami: „Cała ta zabawa jest tylko dalekim echem tego, cośmy się przyzwyczaili nazywać sportem”.

Jak widać, reporterowi „Przeglądu Sportowego” nawet przez myśl nie przeszło, że nadejdą czasy, gdy dla wielu Polaków żużel będzie sportem numer 1.

Przy pisaniu artykułu opierałem się na informacjach zawartych w następujących książkach: „Dirt-track. Żużel lat przedwojennych”, „Czarny sport”, „Wszystko o... Żużel, żużlowcy...”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo