Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żegnam i do widzenia. Felieton "Cały ten pop" o paru osobach, których prywatnie mi zabrakło

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
W okolicach Wszystkich Świętych zawsze targają mną uczucia skrajne. Bo z jednej strony jest ta groteskowa hucpa z halloween, z protestami i naciskami... Teraz zresztą groteskowa wybitnie, bo to w końcu import z Ameryki, od samego prezydenta Trumpa, co to go nasza władza kocha szczerze. Czekam więc, aż pani ambasador Mosbacher napisze list - jak to ma w zwyczaju - że halloween ma być. I protesty znikną, a pan premier własnoręcznie przebierze się za dynię.

Ale z drugiej strony 1 listopada to moment hamowania.I refleksji o tych, których już nie ma. Ot, choćby w kulturze pop, bo gwiazdy – obecne w naszych telewizorach i radiach od dekad – stają się dla nas w jakimś dziwacznym sensie kimś bliskim. I stąd to zaskakujące poczucie pustki. Dziś więc moje prywatne pożegnanie tych, którzy odeszli w minionym roku.

Żegnam więc pana Jana Kobuszewskiego, genialnego aktora komediowego i największą porażkę polskiego kina, które nigdy nie miało na niego pomysłu. Pan Jan przetrwał w pamięci starszaków, w zakurzonych skeczach, epizodach, ale filmowego pomnika nikt mu nie postawił. Żegnam inne wielkie gwiazdy popkultury czasów PRL – choćby Tadeusza Plucińskiego, na wieki wieków amanta, któremu zazdrościł każdy facet nad Wisłą.

Odszedł Janusz Kozioł, polski głos z setek filmów. Lektorzy to było zawsze nasze cudactwo - kiedyś przyjechała do mnie znajoma ze świata wielkiego i zadziwiona pytała, dlaczego u nas jeden facet dubbinguje wszystkie role… Ale dzięki temu to z panem Koziołem kojarzyć nam się będą i wielkie arcydzieła, i popkulturalna pulpa, którą łykaliśmy w latach 90.

Pożegnaliśmy reżyserów - kultowego Bernardo Bertolucciego, a u nas klasyków z różnych półek. Pana Kutza, pana Bugajskiego czy pana Jędrykę, którego Tolek Banan i Majka Skowron wychowywali pokolenia Polaków. Odszedł Janusz Kondratiuk. Pamiętacie „Dziewczyny do wzięcia”? Chciałoby się, żeby dziś powstał taki obrazek, choćby o pannach z Instagrama. Ale takiego jak Kondratiuk już nie ma...

Żegnam Petera Fondę z „Easy Ridera”, Rutgera Hauera z „Blade Runnera” i Karela Gotta, świątka pop kultury socjalizmu, a jak się okazało, nie tylko. I pana Andreę Camilleriego, którego słoneczne włoskie kryminały były jak z Księżyca w świecie skandynawskiej makabry.

Cóż, zawsze 1 listopada mamy wrażenie, że powstała próżnia nie do zapełnienia. I szybko przekonujemy się, że w kulturze pop to nie działa. Bo tu próżnia trwa chwilę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Żegnam i do widzenia. Felieton "Cały ten pop" o paru osobach, których prywatnie mi zabrakło - Nowości Dziennik Toruński