Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawiszanie z Wisłą popłynęli, z Lechem się przełamią?

Marek Fabiszewski
Zawiszanie przygotowują się do wtorkowego przedpołudniowego treningu.   Fot. Marek Fabiszewski
Zawiszanie przygotowują się do wtorkowego przedpołudniowego treningu. Fot. Marek Fabiszewski
- Nie jest to jeszcze Zawisza Rumaka, tylko na razie konik na biegunach - ocenia dla Magazynu T-Mobile Ekstraklasy Maciej Szczęsny, były bramkarz Legii, Widzewa i Wisły.

My przyglądamy się, jaka jest sytuacja w drużynie po przegranej 2:4 z Wisłą, a przed kolejnym ważnym meczem z Lechem w Poznaniu. Ważnym dla bydgoskich piłkarzy i dla trenera Mariusza Rumaka, który w sobotę zagra na starych śmieciach.

W poniedziałek wieczorem, gdzieś tak przed 20.00, drużyna Zawiszy przejęła pałeczkę od Korony, a dokładniej mówiąc czerwoną latarnię polskiej ekstraklasy. Dla bydgoskich piłkarzy to jest nowe doświadczenie, bowiem od kiedy awansowali do najwyższej klasy jeszcze nie zaznali tej wątpliwej przyjemności zajmowania ostatniego miejsca w tabeli.

Kiedyś śpiewało się kibicując jak najgorzej rywalom swojej drużyny: „Odwróć tabelę, ktoś tam na czele”. Oby nikomu nie przyszło do głowy śpiewać tak Zawiszy, choć w Poznaniu w sobotę wszystko jest możliwe. Zwłaszcza, że na stare śmieci wraca Mariusz Rumak.

Na temat sobotniego meczu na Bułgarskiej wypowiedział się w Magazynie T-Mobile Ekstraklasy ekspert telewizyjny, były bramkarz m.in. Legii, Widzewa i Wisły, Maciej Szczęsny:

,,Z różnych przyczyn za tydzień w Poznaniu będą wielkie emocje. Myślę, że trener Rumak swoje emocje w odniesieniu do Lecha będzie przenosił w jakiś sposób na swoich piłkarzy i da im odczuć jak niezwykle ważny to jest dla niego mecz, jak niezwykle prestiżowy. Drobny postęp w grze Zawiszy widzę. Grali bardzo zespołowo w ataku, jakiś postęp jest, to nie są już tylko indywidualne akcje. Na pewno w chwili obecnej nie jest to Zawisza Rumaka, tylko na razie konik na biegunach. O ile w napadzie nieźle, to pod własną bramką nie dają sobie rady, bo nie są zgrani. Ma nad czym pracować trener Rumak, to nie jest tak, że on nagle wszystko odmieni w tydzień czy dziesięć dni”.

Po wtorkowym przedpołudniowym treningu zapytałem trenera Rumaka, czy z przegranego 2:4 meczu z Wisłą można wyciągnąć jakieś pozytywy.

- Oczywiście, to gra ofensywna. Poprawiła się znacznie, oprócz tych dwóch goli mieliśmy więcej okazji do strzelenia kolejnych.

O minusach nawet nie wspomniałem, ale szkoleniowiec sam do nich nawiązał: - Niestety, nadal szwankuje defensywa, nad tym będziemy teraz pracowali najwięcej. Gdyby nie pechowy samobój w pierwszej akcji i gol z karnego, który był już właściwie do szatni, to wynik mógłby być zupełnie inny. Co prawda wiślacy mieli jeszcze dwa słupki, ale to ich sprawa, dlaczego tego nie wykorzystali.

Zawisza gole na 2:2 i 2:3 stracił po bliźniaczych akcjach - wrzutka na krótki słupek i główkujący zawodnik rywali. Bydgoszczanie nie mieli nawet czasu na wyciągnięcie wniosków po pierwszym golu...

- Nie chcę indywidualnie nikogo oceniać, ani ganić, zwłaszcza poprzez media. Swoje powiedzieliśmy sobie w szatni i na odprawie. Ale jest mądra zasada, że gole zdobywa cały zespół i cały zespół je traci. Bramkarz w meczu powinien być pierwszym napastnikiem, a napastnik pierwszym obrońcą.

W ubiegły poniedziałek byłem świadkiem na treningu, jak piłkarze ćwiczyli podobne elementy. Przy czym wtedy chodziło o akcje ofensywne. No to teraz w tył zwrot, albo trzeba mieć oczy wokół głowy.

Trener Rumak jest już w Bydgoszczy nieco ponad dwa tygodnie. Czy zdążył poznać nasze miasto, czy jest „skoszarowany” tylko na obiekcie przy Gdańskiej?

- Nie miałem za bardzo czasu, ale po meczu z Wisłą, w sobotę, wyszliśmy na spacer z rodziną - zdradził „Expressowi”. - Jest ładnie i przyjemnie - dodał.

No to miło, ale żeby było jeszcze przyjemniej, to Zawisza musi zacząć wygrywać. Czy mecz w Poznaniu to odpowiedni moment, a Lech odpowiedni rywal? „Kolejorz” przegrał ostatnio w Białymstoku 0:1 i też nie ma ciekawego okresu.

- To akurat już mnie nie interesuje - wyjaśnił grzecznie trener.

25 lat temu, 12 sierpnia 1989 roku (datę specjalnie sprawdziłem w archiwum!) Zawisza wygrał na Bułgarskiej z Lechem 5:1! „Dzień konia” (a może „dzień kota”?) miał wtedy Jacek Kot, strzelec czterech goli. Kto teraz mógłby wystąpić w takiej roli? Może Kamil Drygas?

Wiem, wiem, marzy mi się niesamowity scenariusz. Dariusz Pasieka, który w tamtym meczu też grał, powiedziałby: nie napinajmy się, wystarczy remisik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!